Siła rozkładu Siła rozkładu
i
ilustracja: Kazimierz Wiśniak
Ziemia

Siła rozkładu

Monika Kucia
Czyta się 9 minut

Wszystko, co żyje na Ziemi, ulega rozkładowi. Wszyscy twoi przodkowie ulegli rozkładowi i ciebie też to czeka. I mnie. Mojego kota i ten egzemplarz „Przekroju” też. Ale nie smuć się i nie frasuj. Substancja organiczna, gdy jej się pozwoli, staje się nowym życiem. Dzięki kompostowaniu.

Kompostowanie to proces przetworzenia starego w nowe, martwego w żywe, bezużytecznego w odżywcze. Słowo „kompost” pochodzi od łac. componere, czyli składać razem. To najprostsza zasada powrotu materii w formie żywej – odżywionej i odnowionej. Nic, tylko kompostować.

Prąd spod krowiego ogona

Kompostowanie to proces naturalny. Natura wie, jak kompostować, jak z opadłych na jesieni liści tworzyć pożywkę dla roślin, które mają wzejść kolejnej wiosny. Jeśli jej nie przeszkadzać, zrobi to doskonale. W rolnictwie tradycyjnym ludzie podpatrywali naturę i w podobny sposób traktowali resztki spożywcze i zwierzęce odchody. Gdy byłam dzieckiem, pod dom mojej babci w Biczycach Dolnych nie podjeżdżała śmieciarka, bo nie było takiej potrzeby. Papier spalało się w piecu, a za domem była gnojówka. Wszystkie obierki, zgniłe liście kapusty i inne resztki trafiały najpierw do zwierząt (babcia miała dwie krowy, jedną o imieniu Malina, imienia drugiej nie pamiętam, świnię, która czasem uciekała z zagrody i trzeba ją było gonić, oraz króliki), a jeśli nie zostały przez nie zjedzone, to do gnojówki. Nawóz służył przyszłym plonom, koło natury obracało się od zmarzniętej ziemi przez młody jęczmień do ciężkich od jabłek drzew w sadach na stoku zwanym Banachem.

Radha Batia, piękna i dostojna Hinduska, nosząca swoje sari jak królowa, właścicielka Roseate ­House and Resorts w Delhi, po lunchu, który zjedliśmy na otwarcie Tasting India Symposium w grudniu 2017 r. w Rajokri Farms, czyli organicznym ogrodzie znajdującym się w obszarze miasta i zaopatrującym jej hotel w świeże warzywa i owoce, zaprowadziła mnie kilka kroków dalej, na tyły, i pokazała suszące się na słońcu krowie placki. W Indiach nawóz krowi jest nazywany gobar. W gorącym klimacie odchody krowie szybko wysychają i nie wydzielają charakterystycznego zapachu. Są więc bezwonne i bogate w substancje mineralne, idealne do nawożenia pól uprawnych. Spalanie krowich odchodów na masową skalę jest w Indiach źródłem pozyskiwania elektryczności. Nawet w luksusowej posiadłości pani Radhy.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Wilgotne głębiny duszy

Kompostowaniu ulega nie tylko materia organiczna. Fermentują idee, myśli, uczucia. Z tych porzuconych, zakopanych głęboko idei kiełkuje nowe życie, nowa jakość. James Hillman w książce Siła charakteru. O sensie i wartości długiego życia (wyśmienite tłumaczenie Jerzego Korpantego) pisze o korzyściach z nurkowania w „wilgotne głębiny duszy”. Odyseusz, Ulisses, Persefona, Dionizos czy Orfeusz – wszyscy oni zstąpili do podziemia, zdobywając tam wiedzę, która pogłębiła ich charaktery. Hillman pisze: „Fatalistyczne lęki i obawy, wyrzuty sumienia, niepohamowane pragnienie zemsty przychodzą do nas w nocy. Nie pochodzą ani z naszego mózgu i jego procesów, ani z naszej osobowości i jej zachowań. Przynależą do tej mrocznej, bezosobowej, spodniej (underside) strony świata, która nawiązuje z nami osobowy kontakt poprzez figury dzieci nocy, nawiedzające nas i dręczące w trakcie naszych nocnych przebudzeń. Możesz uchwycić coś z piekielnej realności owej krainy mroku i cienia. Znoszenie ich ataków wymaga charakteru, ale także rozwija charakter”. Tak, by ze starego, niszczonego, zrodziło się nowe i piękne. Cykl natury, cykl duszy, cykl życia, cykl śmierci. Użyźniaj swój charakter, a zbierzesz owoce mądrości.

Miły zapach świeżej ziemi

Kompost stosowany w ogrodzie wzbogaca glebę w próchnicę i sprawia, że staje się przewiewna i pulchna. Jest nie tylko bogatym źródłem materii organicznej, ale też najtańszym i naturalnym materiałem do użyźniania gleby. Ponadto eliminuje zagrożenie przenawożenia lub zatrucia środowiska.

Kompostownik można kupić gotowy lub zrobić go samemu, np. ze starych palet czy drewnianych belek (tworzymy konstrukcję bez dna, obudowujemy tylko boki). Należy wkopać je w ziemię w miejscu zacienionym, żeby za szybko nie wysychał, i uzupełniać kolejnymi warstwami odpadków. Pierwszą warstwę można podsypać wartościową ziemią ogrodową. Na kolejne warstwy wrzuca się np. skoszoną trawę, słomę, chwasty po wypieleniu ogrodu, zgrabione liście i drobne gałęzie, resztki owoców, skorupki jaj, odpadki kuchenne pochodzenia roślinnego, a nawet popiół z ogniska (pod warunkiem że palimy drewno). Nie wrzucamy tam mięsa, ryb, chorych roślin, kości ani żywności przetworzonej.

Jeśli chcemy przyspieszyć proces rozkładu, przesypujemy warstwy żyzną ziemią. Całość można przykryć workiem jutowym, co zapewni ciepło i odpowiednią wilgotność. W czasie suszy można podlać kompostownik, jednak trzeba to robić ostrożnie, bo przelany może zacząć gnić. Poznaje się to po zapachu – gdy staje się on nieprzyjemny, należy przełożyć kompostownik warstwami chłonącymi wilgoć, np. kulkami papieru czy wytłoczkami po jajach. Trzeba co jakiś czas kompost przemieszać, aby zapewnić odpowiednie napowietrzenie. Po około 5–6 miesiącach mamy produkt gotowy do wykorzystania. Dojrzały kompost poznajemy po ciemnobrunatnej barwie i jednolitej strukturze (bez fragmentów roślin) oraz miłym zapachu świeżej ziemi.

Czarodziejka kompostowania

W Warszawie jest kilka społecznych kompostowników, np. w ogrodzie Motyka i Słońce na Jazdowie, gdzie można przynosić swoje domowe resztki. Na stronie mapa.oddamodpady.pl znajduje się mapa miejsc w całej Polsce, w których można kompostować społecznie (na razie jest ich 10). Polska jest w śmieciowym lesie – recyklingowi poddaje się u nas jedynie 32% odpadów komunalnych.

W Nowym Jorku to miasto obliguje mieszkańców do kompostowania. Jeśli nie segregujesz odpadów, dostajesz karę. Resztki jedzenia obowiązkowo wrzuca się do brązowych pojemników.

Lekcję kompostowania odebrałam na Brooklynie od dr Annie ­Ha­uck, która pochodzi z rodziny praktykującej kompostowanie w Nowym Jorku od czterech pokoleń. Od ponad 100 lat nie zmarnowali ani jednej skórki jabłka, wszystko kompostują. Annie, która ma tytuł Master Composter i mówi o sobie, że jest czarodziejką kompostowania i rozwiąże każdy problem w tej materii, z jakim się do niej przyjdzie, prowadzi zajęcia edukacyjne w ramach Brooklyn Mompost (https://www.brooklynmompost.com/), organizacji zajmującej się miejskim ogrodnictwem, pszczelarstwem, kompostowaniem oraz wszelką pomocą ludziom w ich drodze z powrotem do natury. Annie zabrała mnie do ogrodu Brooklyn Grange Rooftop Farm, czyli pola na dachu, gdzie Mompost ma działkę i wielki kompostowniczy bęben. Bębnem trzeba kręcić, aby do zgromadzonych tam odpadków dodać tlen, poruszyć je i skłonić do aktywności. Potem zasypuje się je w ziemi. Annie mówi, że nie chce oddawać miastu swojego bezcennego kompostu, skoro może on zasilać jej własne uprawy.

Zasysaj liście, hoduj dżdżownice

W wystąpieniu „Everything You Know About Composting is Wrong” na TEDx w Phoenixville Mike ­McGrath przekonuje, że w mieście należy zaczynać kompostowanie na jesieni. Według niego „jeśli cokolwiek nas uratuje, będą to drzewa”, bo one są naturalnymi bateriami słonecznymi, a ich liście są gęste od wartości odżywczych i do tego wprost spadają nam pod nogi. Namawia więc, aby dmuchawy zamienić w zasysacze, odwracając bieg strumienia powietrza, a dzięki temu zbierać i rozdrabniać liście, które staną się najlepszym materiałem do kompostowania. McGrath mówi, że jeśli widzisz wór liści (ludzie wciąż uparcie je usuwają), to możesz go sobie wziąć, bo liście nie należą do nikogo, a ty nie musisz się męczyć zbieraniem. Jego zdaniem należy kompostować wyłącznie liście, bo odpadki kuchenne są ubogie w azot (poza ziarnami kawy po parzeniu).

Do odpadków najlepsze są robaki, np. dżdżownice kalifornijskie, które zjadają resztki organiczne i wydalają je w postaci tzw. koprolitów, stanowiących bardzo cenny nawóz – wermikompost, inaczej nazywany też biohumusem. Tym samym podnoszą jakość nawozu, jaki uzyskujemy z kompostownika, a także przyspieszają proces kompostowania. Annie Hauck śmieje się, że te robaki same znajdują nasze resztki i nie musimy ich ani kupować, ani hodować.

Jesteś odżywką

Element wystawy Zoepolis. Dizajn dla roślin i zwierząt prezentowanej niedawno we wrocławskim BWA – „Kompostownik” Alicji Patanowskiej, akwarium, w którym widać warstwy powoli rozkładających się istot i rzeczy – był wyjściem do przemyśleń na temat cielesności zwłok. Artystka, odchodząc od koncepcji rytualnego pochówku, pokonała ludzki strach związany ze śmiercią.

Tytułowe Zoepolis wzięło się z koncepcji „zoopolis” Sue Donaldson i Willa Kymlicki, która uwzględnia nadanie zwierzętom obywatelstwa, odejście od perspektywy antropocentrycznej. W tytule wystawy „zoo” jest jednak zastąpione przez „zoe”, greckie „nagie życie”, witalność, która jest wspólna wszystkim żyjącym stworzeniom. Praca Patanowskiej nawiązuje właśnie do idei zoe, czyli „życia jako takiego”, które objawia się w ruchu i przepływie energii. Nie mówi więc o śmierci, ale o życiu, ponieważ obumarcie i rozkład jednego ciała są początkiem innego istnienia. Życie nie kończy się, lecz przeobraża, czego dosłowną ilustracją jest to, jak zwierzęta i mikroorganizmy wykorzystują trupy innych stworzeń.

Patanowska idzie dalej i pyta: „Co się stanie, gdy ciało ludzkie, na wzór ciał zwierzęcych i roślinnych, zostanie poddane procesom kompostowania? Czy zamiast rytualnego pochówku można je na powrót włączyć do obiegu przyrody, gdzie wszystko się łączy, przenika, czerpie z siebie nawzajem, przeplata i nic się nie marnuje?”. Obiektowi towarzyszą zdjęcia satelitarne Piotra Wronieckiego, które przedstawiają żyzność gleby bezpośrednio wywołaną obecnością rozkładających się ludzkich ciał. Żyzność owa radykalnie wzrasta, ziemia aż świeci od fosforu i innych substancji odżywczych. Kolejnego dnia po naszej rozmowie o kompostowaniu (już na Skypie) Annie Hauck (która wzięła swojego laptopa przed dom i pokazała mi przez kamerę internetową nowojorskie pojemniki na kompost – swoje i sąsiadów) napisała do mnie: „Coś mi się przypomniało. W 2011 r. podczas dorocznej konferencji Association for the Study of Food and Society i Agriculture, Food, and Human Values Society w swoim wystąpieniu powiedziałam, powołując moją córkę Alanę Grace na świadka: »Gdy umrę, chcę być oddana na kompost!«”. Ja też!
 

Czytaj również:

Dusza jak kompost Dusza jak kompost
i
qinghill / unsplash
Przemyślenia

Dusza jak kompost

Julia Fiedorczuk

Każda rzecz ma swój czas, każda ma swoje mijanie. Wszystko, co żyje, stale się zmienia, rośnie, dojrzewa, obumiera; zamienia się w kompost, z którego wyrastają inne formy życia – „cóż za chemia!”, zachwycał się Walt Whitman w słynnym wierszu Ten kompost (This Compost), kontemplując przemianę żywego w martwe, martwego w żywe (zdrowego w chore, chorego w znowu zdrowe). Żyjemy na wielkim cmentarzu, każdy skrawek materii już po wielokroć umierał, przechodząc z jednej postaci życia w inną. I nasze aktualne ciała zamienią się w kompost, z którego z czasem wyłonią się inne formy istnienia, tak „zmartwychwstaniemy”, zanurzając się – znowu i znowu – w „życiu nie do pojęcia” w Utopii Wisławy Szymborskiej otaczającym pustą wyspę, „na której wszystko się wyjaśnia”.

Nadawanie formy to po grecku poiesis (od starogreckiego: ποίησις), z tego samego źródła wywodzi się słowo poezja. Kompost, jak pisze poetka i botaniczka Urszula Zajączkowska, „jest domem pracy twórczej cząstek elementarnych świata”. Rozkład i synteza to dwie strony tego samego medalu, dwa aspekty jednego procesu, jak wydech i wdech. Poezja ma sporo wspólnego z kompostem, co zauważył między innymi Gary Snyder, przyrównując umysł do kompostownika, gdzie nowe idee mieszają się z tym, co wycieka z ciemnego dna, gdzie stare przenika się z młodym, by doprowadzić do wykiełkowania nowej, żywej treści – na przykład myśli, na przykład wiersza.

Czytaj dalej