Siódme życie papieru Siódme życie papieru
i
zdjęcie: Christa Dodoo; źródło: Unsplash (domena publiczna)
Ziemia

Siódme życie papieru

Między śmieciami
Aleksandra Kozłowska
Czyta się 5 minut

Dziś w krajach Unii Europejskiej odzyskuje się średnio 70% makulatury, w Polsce niestety znacznie mniej – około 42%.

Przeciętny Ziemianin zużywa rocznie około 54 kg papieru. Światowa roczna produkcja tego surowca to 367 mln ton, a każde 100 kg papieru to śmierć dwóch średniej wielkości drzew. A jedno drzewo w ciągu roku produkuje tlen dla 10 osób. Jest więc o co walczyć. Najważniejsze, że każdy się może do tego przyłożyć. Pierwszy krok to przemóc lenistwo i starannie sortować śmieci.

Wzorowe sprawowanie za 10 kg makulatury

Mogłoby się wydawać, że papier to łatwy, o ile nie najłatwiejszy surowiec wtórny. Zbiórkę makulatury mamy przecież we krwi – z czasów podstawówkowych doskonale pamiętam systematyczne akcje przynoszenia do szkoły przeczytanych gazet i zapisanych zeszytów (im więcej, tym oczywiście lepiej) oraz wiążące się z tym wyższe oceny ze sprawowania. Kiedyś jako wzorowa uczennica pragnąca być jeszcze bardziej wzorowa, przytargałam do klasy rekordową ilość makulatury. Beztrosko dorzuciłam do niej kilka ciężkich pozycji z księgozbioru rodziców, samowolnie uznając wydania Historii Szwajcarii, Historii ArmeniiHistorii Gruzji za niewarte zainteresowania „nudy”. Rodzice jednak mieli na ten temat zupełnie inne zdanie, awantura była więc potężna. Ale nie zniechęciło mnie to do zbiórki surowca – w czasach licealnych regularnie dostarczana do skupu domowa makulatura (oraz szkło) poprawiała mój skromny, nastoletni budżet.

Dziś w krajach Unii Europejskiej odzyskuje się średnio 70% makulatury, w Polsce niestety znacznie mniej – około 42%.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Tymczasem recykling odpadów celulozowych to oszczędność energii, mniejsze zanieczyszczenie wód i powietrza, a także zachowanie przy życiu miliardów tlenotwórczych drzew. Powtórne użycie tony papieru to ocalenie 17 drzew! A drzewa są dziś cenniejsze niż złoto.

Gdańsk, moje rodzinne miasto, już od 2011 r. segreguje odpady na „resztkowe” i „bio”. Od kwietnia 2018 r. działa obowiązkowy system segregowania papieru, szkła, metali i tworzyw sztucznych. Na papier przeznaczone są pojemniki niebieskie i to tam wrzucamy gazety oraz inne celulozowe odpady. Gdański Zakład Utylizacyjny informuje, że tendencja jest wzrostowa. W 2017 r. w przeliczeniu na jednego mieszkańca odzyskiwaliśmy 6,1 kg papieru, w 2018 r. już ponad 100% więcej, bo 13,1 kg. Oby tak dalej!

O ile z plastikiem występującym przecież w dziesiątkach odmian bywa problem podczas segregacji i recyklingu, o tyle papier nie powinien nastręczać trudności. Odkładamy go więc w domu od dawna – kiedyś woziliśmy do skupu albo zanosiliśmy na rozpałkę do babci, u której były wówczas piece. Stare gazety były (i nadal są) niezbędne przy każdym remoncie – niezastąpione jako osłona parkietów i mebli przed zachlapaniem farbą, nie mówiąc już o materiale na tradycyjny ochronny kapelutek.

Okazuje się jednak, że nawet w zbiórce makulatury można zaliczyć wpadki. Moja rodzina jest już nieco zahartowana w segregacji odpadów, a szczególnie plastiku, który z różnym skutkiem staramy się wyeliminować z domowego użytku. Lubimy o sobie myśleć, jacy to jesteśmy ekologiczni, i mądrzyć się na ten temat przed mniej zaawansowanymi znajomymi. Tymczasem wystarczył dziś jeden rzut oka pod zlew, gdzie w wiadrach i torbach gromadzimy śmieci, by uświadomić sobie, że nadal popełniamy błędy. I to mimo instruktażu przyklejonego na drzwiczkach kuchennej szafki.

Co tu robi tetrapak?

Ten instruktaż to kolorowy plakat ściągnięty ze strony naszego zakładu utylizacyjnego. Rysunkowy uśmiechnięty, brodaty hipster wskazuje tam „Zasady segregowania odpadów w Gdańsku”. W rubryce „Papier – pojemnik niebieski” stoi jak byk: „Wrzucamy:

– opakowania z papieru, kartonu i tektury

– katalogi, ulotki, prospekty

– gazety i czasopisma

– papier szkolny i biurowy, zadrukowane kartki

– zeszyty i książki

– papier pakowy

– torebki i worki papierowe

Nie wrzucamy:

– ręczników papierowych i zużytych chusteczek higienicznych

– papieru powleczonego folią

– papieru zatłuszczonego lub mocno zabrudzonego

– kartonów po mleku i napojach (tzw. tetrapaków)

– papierowych worków po nawozach, cemencie i innych materiałach budowlanych

– tapet

– pieluch jednorazowych i podpasek

– zatłuszczonych, jednorazowych opakowań z papieru i naczyń jednorazowych”.

A co ja znajduję w naszej torbie z makulaturą? Karton po mleku sojowym, dużą tekturową kopertę oklejoną plastikową taśmą i dwa jednorazowe kubki po kawie, z wierzchu papierowe, wewnątrz wysłane sztuczną powłoką. A tyle razy była mowa o tym, żeby tetrapaki dawać do „tworzyw sztucznych”, podobnie niby-papierowe naczynia jednorazowe. Co do koperty – głupio mi przyznać, ale sama ją tam nieopatrznie wrzuciłam. Karton to przecież karton. Zapomniałam o wskazówkach z grupy Zero Waste, by zawsze te sztuczne naleciałości z papieru odrywać. Szarpię się teraz z oporną taśmą, w końcu udaje mi się ją zedrzeć i ze złością cisnąć do „plastików”. Ech, ciekawe ile czasu tygodniowo schodzi nam na tego rodzaju akcje?

Z drugiej strony dociera do mnie, jak przez ostatnie 2–3 lata zmieniły się nasze (bo generalnie cała rodzina angażuje się mocno w segregację odpadów) kryteria tego, co jest „zawracaniem głowy”, a co nim nie jest. Dobrze pamiętam, jak kiedyś, gdy dopiero wchodził nieobowiązkowy system separowania szkła i plastiku, ktoś z większym doświadczeniem przekonywał mnie, żeby przed wyrzuceniem słoika czy opakowania po jogurcie dokładnie opróżnić go z resztek. „I co jeszcze? Może mam go wymyć na błysk?” – burzyłam się. A teraz i mąż, i dzieci grzecznie wyrzucają pozostałości dżemu czy majonezu. I nikt na to nie narzeka.

Ratujmy drzewa!

Zgodnie z zasadą „poznaj, by zrozumieć” przeczesuję Internet w poszukiwaniu informacji. Na stronie ekosystem.wroclaw.pl czytam, jak istotny dla środowiska jest recykling papieru:

„Papiernie, wytwarzając papier, zanieczyszczają powietrze, bo wykorzystują naturalne surowce. Co istotne więc, wykorzystując powtórnie tonę papieru, oszczędzamy blisko półtora tysiąca litrów ropy, 26 tysięcy litrów wody, a także miejsce na składowisku papieru. Z recyklingowanych śmieci można uzyskać nowy papier, który wykorzystuje się przy druku książek czy też ekologicznych zeszytów, notatników. W samej Europie ponad 90 proc. gazet drukowanych jest na recyklingowanym papierze. Podobnie przy produkcji opakowań tekturowych – również większość powstaje z makulatury”.

Trafiam też na dokładny opis technologii przerobu makulatury. Zatłuszczony, brudny czy mokry surowiec albo opakowania wielomateriałowe po prostu się do tego nie nadają. Trzeba trzymać się tej zasady i kropka.

Ciekawi mnie też droga naszych gazet czy kartonów po pizzy do nowego życia. Otóż zebrana z całej naszej dzielnicy makulatura luzem lub w postaci związanych drutem beli trafia do papierni. Tam czeka ją najpierw rozwłóknianie, czyli rozdzielenie na celulozowe włókna. W tej fazie do przerabianej makulatury często dodaje się związki chemiczne (wodorotlenek sodu, krzemian sodowy, nadtlenek wodoru, kwasy tłuszczowe, mydła), by wspomóc odbarwianie masy. Kolejny etap to mechaniczne usuwanie za pomocą sit i hydrocyklonów zanieczyszczeń, takich jak piasek, zszywacze czy spinki. Następnie masę dzieli się pod kątem zawartości włókien krótkich i długich i znów oczyszcza. Opis całego procesu jest długi i skomplikowany, nie będę więc go przytaczać, zdradzę tylko, że pojawiają się w nim tak malownicze sformułowania, jak np. prasy ślimakowe. Kolejna faza to odbarwianie. Jest niezbędna w przypadku przerobu makulatury do papieru gazetowego, papieru do pisania czy bibułki higienicznej. Natomiast pomija się ją, wykorzystując surowiec do produkcji tektury falistej czy papieru pakowego. Albo niektórych rodzajów papieru toaletowego. Szary papier, choć może nie tak miękki i uroczo bielutki, jest zatem bardziej ekonomiczny. Niestety, gdy próbuję wprowadzić go w naszym domu, spotykam się ze zdecydowanym sprzeciwem chłopaków. Prycham gniewnie, nazywając ich książętami, i wyliczam, jakich to strasznych chemikaliów używa się do bielenia masy makulaturowej, a mianowicie: nadtlenków, podsiarczynu sodowego lub kwasu formamidynosulfonowego. Nie pomaga. Upierają się przy swoim.

Mimo użycia chemii recykling makulatury to ogromna korzyść dla środowiska, a więc i dla nas. Przerób tony tego materiału pozwala zao­szczędzić energię (65% oszczędności w stosunku do energii zużywanej w procesie produkcji papieru z włókien pierwotnych) oraz zmniejszyć zanieczyszczenie wody (o 35%) i powietrza (o 74%).

Co więcej, jedna tona makulatury to po recyklingu 900 kg papieru. Niestety, papieru nie można przerabiać w nieskończoność bez pogorszenia jego właściwości. Obecne osiągnięcia technologiczne pozwalają na ponowne wykorzystanie włókien, tak by nie straciły swojej jakości, trzy- lub czterokrotnie.

Siedzisko z makulatury

Ale nie tylko wielkie zakłady wykorzystują papierowe odpady. Zalety tego tworzywa odkryli projektanci mebli. Krakowska grupa MaKultura ma na swoim koncie papierowe siedziska „Pasedo” i „Kostek”. W 2009 r. „Pasedo” zdobyło wyróżnienie w konkursie Make Me podczas Łódź Design Festival. Tanie i wygodne, a przy tym zaskakująco trwałe (jeśli tylko chroni się je przed wilgocią) – jego autorka, Jadwiga Husarska-Sobina, korzysta z „Pasedo” do dziś. Jak powstało siedzisko? Projektantka najpierw wykonała gipsową formę. Następnie celulozowym klejem łączyła w niej warstwy papierowych ścinków z niszczarek, ścinki te zebrała w zaprzyjaźnionych biurach. Dzięki „lejkowi” w środku papierowa skorupa została wzmocniona na tyle, że siedzisko utrzymuje ciężar nawet 120-kilogramowego człowieka.

Niestety projekt, choć szeroko opisywany w mediach, do dziś pozostał jedynie prototypem. „Wciąż czeka na otwartego, odważnego producenta, który wprowadziłby »Pasedo« na rynek – mówi Jadwiga Husarska-Sobina. – Dziesięć lat temu chyba było na to za wcześnie, teraz to idealny moment. Wszyscy mówią o przetwarzaniu odpadów i ratowaniu planety”.

Również z papieru powstało inne siedzisko MaKultury – „Kostek”. Jego autorka, Paulina Kordos, zgniotła ścinki w kulki, po czym je posklejała. „Kostek” mógł służyć jako taboret lub – po rozłożeniu – za coś w rodzaju szezlonga, a nawet maty. On także czeka na masową produkcję.

Innym pomysłem są meble z tektury. To materiał plastyczny, można mu nadać ciekawe kształty. Wykonane z niego meble są lekkie, łatwe w montażu i oczywiście nadają się do recyklingu.

A nawet dom!

Gazetowe ścinki to z kolei idealny materiał na kosze i koszyki. W myśl podbijającej świat zasady DIY („do it yourself”, czyli „zrób to sam”) można taki koszyk wykonać, nie mając nawet designerskiego doświadczenia. Wystarczy sterta gazet, które tniemy na cienkie paski, te zaś skręcamy w rurki. Splatamy je i sklejamy, tworząc formę kosza. Pomalowany lub nie przyda się na drobiazgi lub… gazety.

Niektórzy idą jeszcze dalej i z papieru stawiają dom. Tak jak choćby niemieccy architekci, bracia Ben i Daniel Dratzowie. Ściany ich domu-pracowni nazwanego po prostu PH-Z2 powstały z papierowych beli (pojedyncza waży około 500 kg, do budowy użyto ich 550) wykonanych ze sprasowanych kartonowych odpadów z supermarketów. Projekt został wyłoniony w ogłoszonym w 2007 r. konkursie na mobilną przestrzeń pracy. Budynkowi zrealizowanemu na terenie dawnej kopalni Zollve­rein w Essen nie brak rozmachu – jego powierzchnia to 185 m². Może służyć jako przestrzeń nie tylko mieszkalna i biurowa, ale też wystawiennicza czy konferencyjna.

Makulaturę wykorzystuje się również do produkcji włóknocementu – namoczony papier miesza się z oczyszczonym piaskiem i mułem oraz niedużą ilością cementu. Z takiej masy tworzy się bloczki budowlane, materiał trwały, a przy tym tani. W Internecie nie brak porad na temat użycia go do budowy domu.

Początkujący przetwórcy mogą zaś zacząć od papierowych brykietów, tańszych niż gotowy opał, a co ważniejsze, również dających się wyprodukować zgodnie z zasadą DIY. Wystarczy kupić brykieciarkę – ręczną ekopraskę, dzięki której można tworzyć odpowiednie bloczki. Surowcem do ich produkcji mogą być codzienne gazety (nie ma to jak tradycyjne, drukowane media!), zapisane zeszyty, zużyty papier do drukarki. Odpada natomiast to, co także do „zwykłej” makulatury się nie nadaje, a więc m.in. tetrapaki, tapety czy zużyte ręczniki papierowe. Dobrze wykonane papierowe brykiety dają podobno sporo ciepła.

Zanim jednak kupię sobie ekobrykieciarkę, wracam do makulaturowych patentów z dzieciństwa. Mamie na imieniny robię talerz ozdobny na ścianę – podarte drobno gazety mieszam z mącznym klejem, a po wyschnięciu maluję w barwne wzory i pokrywam ekologicznym lakierem. Mama, widząc prezent wzorowany na tych sprzed lat, wzrusza się i wpada w nastrój wspomnieniowy. Odkopuje z dna szafy nasze zdobione wycinankami albo naklejaną włóczką laurki (mój brat też takie przygotowywał), razem odczytujemy słowa wypisane dziecięcymi kulfonami: „Zdrowia, szczęścia i dużo wycieczek do lasu”. Trudno o bardziej aktualne życzenia.

Tego tekstu możesz również posłuchać w naszym dziale Multimedia.

Czytaj również:

Krótkie życie martwych rzeczy Krótkie życie martwych rzeczy
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 1418/1972 r.
Wiedza i niewiedza

Krótkie życie martwych rzeczy

Urszula Kaczorowska

Dawniej się naprawiało, zamiast wyrzucać. Wkrótce, kupując na przykład pralkę, będziemy znali nie tylko informację, na ile jest energooszczędna, lecz także w jakim stopniu jest naprawialna i trwała. Przynajmniej we Francji. Rozmowa z Adèle Chasson ze stowarzyszenia Stop Planowanemu Postarzaniu.

Urszula Kaczorowska: Jest Pani zwariowaną aktywistką?

Czytaj dalej