Kiedy Duncan Gow, ubogi krawiec z Edynburga, zajadał się kanapkami z zieleniną, nie podejrzewał, że będzie to ostatni posiłek w jego życiu. Zmarł 3 godziny i 15 minut później.
Był 21 kwietnia 1845 r., godzina 16.00. 43-letni krawiec Duncan Gow był głodny jak wilk – nic dziwnego, przez cały dzień nie jadł, jedynie około południa wypił ze znajomym szklankę whisky. Ale dzieci Duncana – 10-letni syn i 6-letnia córka – postanowiły zrobić ojcu niespodziankę i przygotować mu kanapki z dziko rosnących warzyw i ziół. Między innymi z pietruszką, którą rodzic uwielbiał tak bardzo, że zjadł tego dnia cały pęczek. Mówił, że pyszny.
Zaczął się źle czuć jakąś godzinę później. Wyszedł na miasto, ale po drodze coraz bardziej się zataczał, opierał o ściany budynków i przydrożne latarnie. Znajomi wspominali, że krawiec nie skarżył się ani na ból, ani na złe samopoczucie, nie był podekscytowany czy rozgorączkowany, raczej blady. Przechodnie wspominali, że myśleli, iż mają do czynienia z człowiekiem pijanym.
Duncan Gow przysiadł na schodach, tam znalazł go policjant James Mitchell, którego jedna z oburzonych mieszkanek poprosiła, żeby „zabrał pijaka”. Gow zeznał, że stracił wzrok