Sucho jak w polskim lesie Sucho jak w polskim lesie
i
zdjęcie: Michel Bosma/Unsplash
Ziemia

Sucho jak w polskim lesie

Michał Książek
Czyta się 7 minut

Coraz częstsze huragany, pożary, masowe występowanie owadów – niełatwo jest polskim lasom w epoce galopujących zmian klimatycznych. Na wichury nic nie poradzimy, ale pożarom można zapobiegać, chociażby likwidując rowy odwadniające, których w naszych lasach mamy tysiące kilometrów.

Dotychczasowy model zarządzania lasami sprawił, że mamy jedne z najbardziej palnych lasów Europy. Częściej niż w Polsce płoną tylko w Portugalii i Hiszpanii (Rosję nie wiadomo, jak liczyć). Najwięcej pożarów jest na Mazowszu, czyli w lasach mocno przekształconych przez gospodarkę. Takie palą się najczęściej. Jakiego rzędu są to straty? W 1997 r. w Rudach Raciborskich (Śląsk) spłonęło 10 000 ha sztucznie nasadzonej sosny. Był to największy pożar w Europie Środkowej po drugiej wojnie światowej. W tym samym roku, w zaledwie dziewięć godzin, ogień pochłonął 6000 ha w Puszczy Noteckiej (która puszczą jest tylko z nazwy).

Najmniej pali się tam, gdzie zachowały się lasy o cechach naturalnych, stosunkowo słabo użytkowane przez leśników we wcześniejszych latach (bo to się szybko zmienia), czyli z małą liczbą wyrębów, wilgotne, choćby w Puszczy Białowieskiej czy Karpackiej. Owszem, leśnicy trąbią, że Puszcza Białowieska może spłonąć, ale zdaniem wielu obserwatorów robią to w celu otwarcia furtki do kolejnego wyrębu.

Nasze lasy są nie tylko palne, lecz także łamliwe i kruche. Latem 2017 r. w pasie od Pomorza po Dolny Śląsk nawałnica położyła około 10 mln drzew na powierzchni 1,5 raza większej od Warszawy. Dzieje się tak ze względu na ekstremalne zjawiska pogodowe, ale w dużej mierze również z powodu uproszczonego składu gatunkowego i prymitywnej struktury przestrzennej lasu. Nie trzeba zresztą wielkich nawałnic – co roku w różnych częściach kraju obserwujemy liczne wywroty i wiatrołomy. Większość naszych lasów to lite sośniny, pozbawione znaczących domieszek gatunków liściastych, odporniejszych na wiatr.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Wiatrołomom sprzyjają też ogromne, bo nawet 4-hektarowe zręby zupełne, miejscami odnawiane sosną albo świerkiem. W czasie nauki w technikum leśnym wraz z kolegami gęsto sadziliśmy tysiące sosen i świerków, nawet na siedliskach żyźniejszych, gdzie można było umieścić gatunki liściaste. Praktyki leśne spędzaliśmy w młodnikach sosnowych na wycinaniu tzw. przerostów i rozpieraczy, czyli drzew, które wyrastały ponad sąsiednie i urozmaicały strukturę lasu. Za przeoczenie rozpieracza, a co dopiero grupki trzech czy czterech, groziła pała. Kształtowaliśmy sosnowe uprawy na wzór pól żyta, które dziś wywraca się przy byle podmuchu i płonie od iskry. Jeżeli wśród drzew pojawił się jakiś nieproszony gość, np. robinia akacjowa czy zagubiony klon, od razu szedł pod siekierę. Czy takie drzewa i kępy nie powinny być pozostawione samym sobie, by urozmaicać skład gatunkowy litych sośnin i brać na siebie uderzenia wiatru?

Zatrzymać wodę

Zmiany klimatyczne obserwujemy od dobrych kilku dekad, a nasze lasy pozostają odwodnione i przesuszone. Wciąż buduje się w nich rowy osuszające, chociażby te wzdłuż nowych dróg. Latem 2019 r. Internet obiegło zdjęcie suchych jagodzin z nadleśnictwa Oława w Regionalnej Dyrekcji Lasów we Wrocławiu, gdzie świerk (gatunek zamierający w Europie) tworzy aż 25% wszystkich lasów.

Pytam więc leśników z Oławy, ile mają kilometrów rowów odwadniających, bo to może być jedna z przyczyn braku wody. „Nie mamy informacji dotyczących długości rowów melioracyjnych” – odpisuje zastępca nadleśniczego Adam Robaczkiewicz. A ile wody zatrzymali w ramach małej retencji w ciągu ostatnich 20 lat? „Nadleśnictwo Oława nie realizowało żadnych projektów retencji wody” – brzmi odpowiedź. Retencja to różne sposoby na zatrzymanie wody w danej okolicy.

Nie mogę w to uwierzyć, więc te same pytania kieruję do sąsiedniego nadleśnictwa Miękinia, które boryka się m.in. z problemem kornika drukarza, od wielu lat wycinając co roku dziesiątki tysięcy świerków, ale jakoś nie może się z nim uporać. W cięciach sanitarnych usunęli już blisko 200 tys. drzew, czyli pięć razy więcej niż nadleśnictwo Białowieża w 2017 r., a końca nie widać. „Szacuję, że na terenie nadleśnictwa w naszym zarządzie jest około 1000 km rowów, nie zrealizowaliśmy do tej pory żadnych programów retencyjnych” – informuje rzeczowo nadleś­niczy Waldemar Zaręba.

„Około 1000 km rowów” osuszających. To jak z Gdańska do Krakowa i z powrotem. W jednym nadleś­nictwie. Nie licząc rowów wzdłuż dróg, których – według informacji publicznej – też mają blisko 1000 km. A w Polsce jest 416 nadleśnictw.

Niektórzy nadleśniczowie nawet nie wiedzą, ile mają kilometrów rowów, czyli „rynny odwadniającej”, co oznacza, że nie rozumieją ich destrukcyjnego wpływu na las. Zapytałem o to nadleśnictwo Białowieża, znane w Europie centrum miłośników harwesterów – kazali samemu sobie poszukać. W tzw. Planie urządzenia lasu. No to szukam. Nie ma. Ale jest za to rubryka „Powierzchnia przewidziana do retencji wodnej”: zero hektara.

Naukowcy twierdzą, że retencja nie jest lekarstwem na zmiany klimatyczne, lecz na pewno może je lokalnie łagodzić. Leśnicy chwalą się, że prowadzą ją w wielu miejscach Polski (wliczają tu budowę mostów), jednak zdają się zapominać, że najlepszym sposobem na zatrzymanie wody (a także węgla) jest stary różnorodny las wraz z dużą ilością martwego drewna, nienaruszoną glebą i ściółką. Wystarczy go nie wycinać, nie budować w nim dróg i zaprzestać rycia szlaków zrywkowych (zrywka to transport drewna z miejsca pozyskania do drogi).

Zysk kontra klimat

Pracownicy Lasów Państwowych uspokajają, że mamy lasy ochronne, wodochronne i glebochronne – w skali kraju to aż 54% lasów. Wynika z tego, że tych gospodarczych jest zaledwie 46%. Tyle tylko, że lasy ochronne są tak samo użytkowane jak gospodarcze. Nie widać różnicy. A np. w nadleśnictwie Stuposiany w lasach wodochronnych wycina się więcej metrów sześciennych, niż przyrasta rocznie (i to wbrew zaleceniom Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska).

Pozyskanie drewna w górach wiąże się z powstawaniem głębokich szlaków zrywkowych, które tworzą rwące rzeki błota. Tylko w 15 nadleśnictwach Karpat Wschodnich (Bieszczady, Beskidy, Pogórze) leśnicy zbudowali 35 000 km dróg i szlaków zrywkowych (pamiętajmy, że równik ma 40 000 km)! Budują wciąż nowe drogi, również zaopatrzone w rowy. Woda zamiast zostawać w ekosystemie górskim, spływa do rzek, podnosząc szybko ich poziom w okresie opadów, co prowadzi do nagłych podtopień, zalań i powodzi (zob. doniesienia z czerwca 2020 r., np. z Birczy). Lasy górskie, cięte i drenowane, nie magazynują już wody jak kiedyś. Cięcia spotyka się nawet na wysokości 1000 m n.p.m. w terenach źródliskowych (Stuposiany). Wszystko to znacznie obniża możliwości retencyjne lasów, na które coraz częściej spadają gwałtowne deszcze nawalne.

Leśnicy zaczynają się bać: w 2019 r. aż 30% pozyskanego w Polsce drewna pochodziło z cięć sanitarnych (10% to stan ostrzegawczy), czyli usuwających drzewa wywrócone, osłabione suszą, zajęte przez grzyby i owady (w tym sławnego kornika drukarza). Uważa się, że polskie lasy miejscami zamierają, zagrożony jest nawet milion hektarów. Z tego powodu dyrektor generalny lasów Andrzej Konieczny powołał specjalny zespół ekspertów. Gatunkiem drzewa, który przede wszystkim ustępuje z powodu susz i wysokich temperatur, jest świerk, ale usychają też inne gatunki, takie jak sosna, dąb i buk. Zmienił się klimat, a lasy zostały te same. Nieprzygotowane i – zdaniem wielu biologów – nadmiernie eksploatowane. W latach 90. XX w. we względnie stabilnych warunkach klimatycznych pozyskiwano w Polsce około 20 mln drzew, dziś to już ponad 40 mln.

Jednym z głównych problemów jest drukarz. Jak to możliwe, że choć nikt nie przeszkadza leśnikom w walce z kornikiem, nie udało im się zwalczyć go na Dolnym Śląsku, na Lubelszczyźnie, w Beskidach i w Radomskiem? Nikt – poza leśnikami z Puszczy Białowieskiej – nie ma wątpliwości, że walka z drukarzem w Puszczy nie miała sensu. Przeciwne wycince były Polska Akademia Nauk i wiele innych ośrodków naukowych. Nigdzie nie udało się wygrać z kornikiem. Chyba żeby przyjąć, że las zdrowy to las wycięty.

Typ drzewostanu to skład gatunkowy, jaki las osiągnie w wieku rębności, czyli za około 100–120 lat od chwili posadzenia. Może być np. sosnowy albo dębowo-bukowy. Polscy leśnicy planują więc las za 100 lat mimo dynamicznych zmian klimatycznych. Typ drzewostanu, słyszymy, powinien maksymalnie wykorzystać siedlisko i dać jak największą ilość surowca o najkorzystniejszym udziale sortymentowym. Dlatego sadzą gatunki, które ich zdaniem przyniosą największy zysk. I eliminują tzw. chwasty, które być może będą decydować o trwałości lasu, takie jak nielubiany przez nich grab, powołując się przy tym na stare dokumenty, np. Zasady hodowli lasu z 2012 r. W tej biblii leśnika wciąż zaleca się wprowadzanie świerka, mimo że gatunek ten wysycha na wiór.

W Polsce trwa niespotykany dotąd spór dotyczący sposobu użytkowania lasów. Według interaktywnej mapy www.lasyiobywatele.pl aż 59 nowych ruchów społecznych domaga się zmian w gospodarce leśnej, szczególnie w sąsiedztwie miast i wsi. O istotności zjawiska niech świadczy fakt, że powstało też opracowanie naukowe Oczekiwania środowisk przyrodniczych wobec gospodarki leśnej autorstwa dr. Andrzeja Kepela. Naukowcy i praktycy ochrony przyrody z całego kraju wskazują w nim na konieczność: ograniczenia zrębów zupełnych, długości dróg i rowów odwadniających, ochrony wód w lasach, zaprzestania cięć w szczycie sezonu lęgowego oraz pozostawienia 10% lasów bez ingerencji. Postulaty ochrony przyrody i klimatu stoją jednak w sprzeczności z interesami i dochodami leśników: dziś nad­leśniczy zarabia więcej niż minister środowiska.

 

Czytaj również:

Podziemny mózg lasu Podziemny mózg lasu
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 470–471/1954 r.
Ziemia

Podziemny mózg lasu

Maria Hawranek

Pod ściółką leśną drzewa budują sieć połączeń, jakiej ludzie mogą im jedynie pozazdrościć. Płyną nią nie tylko substancje odżywcze, lecz także informacje – o pożarach, suszach czy warunkach otoczenia. Tę mowę drzew i łączące je relacje odkryła pewna uparta Kanadyjka.

W jednym z rozdziałów książki Sekretne życie drzew Peter Wohl­leben dość enigmatycznie opisuje, jak dowiedziono, że różne gatunki drzew mogą się ze sobą komunikować. Autor nie odsyła jednak do badań. Tymczasem za tym tajemniczym eksperymentem kryją się pewna niezwykła kobieta i jej przełomowe odkrycia sprzed 35 lat, które trwale zmieniły nasz sposób postrzegania drzew. Zapoczątkowały one całą serię badań nad symbiozą drzew i grzybów na Wydziale Leśnictwa University of British Columbia w Vancouverze. W polskiej Wikipedii niemal co druga informacja o sieciach mikoryzowych odsyła do badania, którego współautorką jest właśnie wspomniana Kanadyjka. Ostatnio zainspirowała też Richarda Powersa, autora nagrodzonej w 2019 r. Pulitzerem powieści The Overstory. Pisarz wykorzystał biografię badaczki do stworzenia fikcyjnej postaci dendrolożki Patricii Westerford.

Czytaj dalej