Felieton intuicyjny
W sierpniu cała rodzina jest na wakacjach, a ja rozmyślam o innych sierpniach wiele lat temu. Przetoczyła się dyskusja o powstaniu warszawskim 1944 roku, które wybuchło na początku sierpnia. Zabierali głos głównie młodzi historycy i dziennikarze, nie zostawiając suchej nitki na przywódcach powstania. Myślę sobie, jak trudno ludziom w kolejnych pokoleniach uzyskać to wczucie się w sensie psychologicznym w sposób myślenia swoich niedalekich przodków. Bo jeśli nawet ze strategicznego punktu widzenia powstanie było błędem, to jak mogą oceniać ci, którzy wojny nie przeżyli, tych, którzy tak bardzo mieli jej dość, że gotowi byli życie poświęcić, by się rozprawić z wrogiem. Nie powinni oceniać tego, tylko starać się rozumieć tragiczne motywy tych decyzji.
Zbliża się wrzesień, już myślę o tym wrześniu 1939 roku. Gdy wybuchła wojna, nastąpiło wielkie zamieszanie i ogromne tłumy ludzi zaczęły się przemieszczać wszystkimi możliwymi środkami, także na piechotę, uciekając przed Niemcami, głównie na wschód, w kierunku Lwowa. Między nimi była pewna rodzina ze Śląska, która spędzała wakacje w Babicy na wsi na letnisku. Przyszli do nas z prośbą, by im pożyczyć samochód, gdyż chcieli udać się do Przemyśla, aby tam się ukryć. Ich ojciec był bliskim krewnym wojewody katowickiego, więc obawiali się represji ze strony Niemców, którzy oczywiście uważali Śląsk za swój. Mój brat Kot odwiózł ich do Przemyśla i opowiadał później o tych „wędrówkach ludów”, o tym, że wszystkie drogi były zapchane furmankami, dzisiaj by się powiedziało zakorkowane. Ojciec nas pytał, czy chcemy opuszczać Babicę, rodzice bowiem decydowali się zostać. My, dzieci, też. Natomiast z zaprzyjaźnionego Żyznowa dzieci państwa Bylickich postanowiły jechać do Lwowa, gdyż tam mieszkała ich ciotka zwana Bibą, która była profesorem uniwersytetu. Wzięły auto i pojechały. Za parę dni, po przegranej bitwie rzeszowskiej, weszli Niemcy i zaczęła się okupacja niemiecka. Pan Bylicki nie miał żadnych wiadomości od czworga swoich dzieci, czym był bardzo zaniepokojony. Wiadomo było tylko, że została ustanowiona przez Sowietów granica. Pan Bylicki po 3 tygodniach wypatrywania wiadomości postanowił ruszyć po dzieci. Wziął szofera i autem, ryzykując rzecz jasna, że mu je zabiorą, pojechał ku granicy. Tam wytłumaczył, że jedzie po dzieci do Lwowa, ale Sowieci nie chcieli go puścić. Deliberowali długo, nieufnie wypytując, o co naprawdę chodzi „polskiemu pomieszczikowi”, jak go nazywali, aż ostatecznie zaproponowali, że sami je przywiozą jego autem. Nie było wyjścia, dał im to auto i wrócił do domu całkowicie spokojny o los dzieci. Stanisław Bylicki miał jakiś szósty zmysł i dar przewidywania, wiedział zwykle, jak się skończy jakaś akcja – dobrze czy źle. Zgodnie z tym, co zakładał, dzieci wróciły w ciągu dwóch dni wraz z autem do Żyznowa.
Wydarzyła mu się też inna dziwna historia. Gdy Niemcy zaczęli prześladować Żydów, przyprowadzili całą ich grupę do majątku Bylickich, aby ich zatrudnił i oczywiście żywił. W pewnej chwili pan Bylicki zobaczył przez okno, że Niemiec strasznie bije starego Żyda. Wybiegł do nich i w niewybredny, wulgarny sposób sklął go za to. Powiedział jeszcze, że zawiadomi niemieckie władze o tym, jak traktują ludzi. Gdy później wywozili Żydów z pobliskiego Strzyżowa, ten stary Żyd dał Bylickiemu na ćwiartce papieru rodzaj rekomendacji, oczywiście po hebrajsku. Gdy Byliccy wyjechali do Sztumu, gdzie zresztą pan Bylicki był chory, przyszło tam wojsko sowieckie i zażądali, aby się wyprowadził z mieszkania, które było im potrzebne dla swoich. Zrewidowali go, w portfelu miał papier, który dostał od tamtego Żyda. Oficer uważnie się temu przyjrzał, złożył i oddał portfel. I nigdy potem nikt ich więcej nie niepokoił. Może ten Rosjanin to był Żyd, który zrozumiał treść kartki? Pan Bylicki był, nie wiedzieć czemu, spokojny o to, że ich stamtąd nie wyrzucą. Jak widać, różne wydarzały się w czasie wojny sytuacje, nie tylko same złe. A ja wierzę, że są ludzie, którzy w sposób pozaracjonalny odbierają rzeczywistość.
Wpis z bloga Ireny „Kiki” Szaszkiewiczowej Moje pierwsze 100 lat, 20.08.2013 r.; dzięki uprzejmości Macieja i Wandy Szaszkiewiczów.