Tupot białych mew
i
ilustracja: Igor Kubik
Ziemia

Tupot białych mew

Jacek Karczewski
Czyta się 8 minut

„Morza szum, ptaków śpiew, złota plaża pośród drzew. Wszystko to w letnie dni przypomina ciebie mi, przypomina ciebie mi. Sia la, la, la, la, la a-a-a-a-a…”. Historia jednej znajomości. Wielki evergreen polskiego popu i wakacyjny przebój Czerwonych Gitar, który swoją premierę miał w 1966 r. Idę o zakład, że Jerzy Kossela, pisząc te słowa, miał na myśli krzyk ptaków, a konkretnie mew, ale się nie odważył, a może po prostu śpiew mu się bardziej rymował. Co innego Młynarski – on nie pisał o miłości, lecz o nocnych, wakacyjnych imprezach i porannym kacu, więc mewy mogły się tu pojawić bez mglistych eufemizmów: „Tupot białych mew o pusty pokład. W dali morza zew, na głowie okład. Rozpalona krew wdziera się do trzew i gniew do tych mew. Tupot mew […] Brzmi wciąż uparcie i zwiastuje, że dziś wieczór w karcie, rozsądkowi wbrew, znów strogonow-bef i śpiew”.

Może i mewy nie są najromantyczniejszymi z ptaków, ale przy okazji wakacji nad polskim morzem albo większymi jeziorami, zamiast je ignorować, zajrzyjcie im w oczy. Skupmy się na tych dużych – mewach srebrzystych. Około 60 cm długości od końca dzioba do końca ogona, jakieś półtora metra rozpiętości skrzydeł oraz upiorny śmiech – charakterystyczne, wielokrotnie powtarzane „kjjjaaa-kja-kja”. I nie dajmy się zwieść ich sukniom w barwach niewinnej bieli i błękitnej szarości. (Tak ubarwione są ptaki dorosłe, czyli takie, które skończyły co najmniej trzeci rok życia. Młodzież zaczyna od mało twarzowych, szaro-brunatnych kolorów i wygląda, jakby była brudna albo czymś poplamiona). Mewa srebrzysta to prawdziwy szwarccharakter w anielskim przebraniu. Jej spojrzenie mówi samo za siebie!

Kto pierwszy, ten lepszy!

Mewy srebrzyste mają prosty przepis na sukces: chwycić w dziób wszystko, co chociaż trochę przypomina jedzenie – obojętnie: martwe czy ciągle jeszcze żywe – i połknąć tak szybko, jak się da. Wiedzą, że nie mają czasu do stracenia, bo według tego samego klucza działają wszystkie duże mewy. I żadna nie zawaha się wydrzeć im zdobyczy z gardła! Chyba że któraś odkryła dobrze zaopatrzony „bufet” i wie, że sama i tak wszystkiego nie zje. Wówczas zwołuje koleżanki i kolegów i chętnie się z nimi dzieli. Wystarczy krzyknąć i poczekać kilka sekund. Taki gest się opłaca, w przyszłości może zaowocować lepszymi notowaniami towarzyskimi. Również gdy jedzenia nie ma dużo, a sięgnięcie po nie jest ryzykowne, mewy okazują się bardziej otwarte na współpracę: „Ja wskoczę do tego otwartego kontenera z resztkami ryb, a ty patrz, czy nikt nie idzie. Potem się zmienimy”. „O, zobacz, w tamtym domu jest otwarte okno! Zajrzymy…?”.

Głośne mewy srebrzyste mają rozbudowany system komunikacji, w którym łączą sygnały dźwiękowe i mowę ciała. Ułożenie głowy, skrzydeł, ogona, całej sylwetki, a nawet kontekst sytuacyjny – wszystko ma znaczenie. Są śmiałe i bardzo ambitne. A to któraś połknie gołębia na krakowskich Błoniach, ku przerażeniu starszej pani, która właśnie go karmiła. Inna powoli i sekwencyjnie pochłonie królika i na jakiś czas stanie się gwiazdą brytyjskich mediów. Wszystko dzięki serii zdjęć, którą ktoś zdążył zrobić. Na ostatnim widać tylko tylne łapy nieszczęśnika, wystające po jednej z każdej strony niedomykającego się dzioba. Jeszcze inna rzuca się na naiwnego gołąbka pokoju, którego papież Benedykt wypuścił po spotkaniu z wiernymi na placu Świętego Piotra. (Według najnowszej systematyki była to zapewne mewa romańska – niedawno wyodrębniona jako niezależny gatunek, a wcześniej uważana za geograficzną rasę mewy srebrzystej). Jej kuzynka w brawurowym natarciu wyrywa hamburgera wprost z rąk rosłego nastolatka, gdy ten podnosi swoją kanapkę do ust. W biały dzień, w centrum Londynu! Moją faworytką jest metoda „na tacę”. Otóż mewy spadają na tace z jedzeniem, które ludzie niosą do stolików. Skutek jest zawsze taki sam: kiedy twój obiad jest już na ziemi, możesz jedynie podziwiać bezczelność, z jaką gang srebrzystobiałych ptaków dzieli się zdobyczą. U nas z tego, co wiem, to się jeszcze nie zdarza, ale w popularnych angielskich kurortach powszechne są znaki informujące o mewach rozbójnicach. Na nich ostrzeżenia te nie robią żadnego wrażenia. Dalej z janosikową fantazją porywają frytki, gofry, ryby i co tam jeszcze zajadają letnicy na otwartych tarasach lokalnych barów. Czasami zaglądają do środka i ściągają z półki paczkę chipsów lub cokolwiek tylko znajdą na wyciągniecie dzioba.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Myśl!

Mewy potrafią dostrzec i wykorzystać każdą okazję. Nikt nie może w ich towarzystwie spokojnie zjeść. Jeśli zobaczą, że na przykład kormoran złowił rybę, zrobią wszystko, żeby mu ją odebrać, nawet jeśli będzie to oznaczało jej zwymiotowanie. Okup to czasami jedyny sposób, żeby pozbyć się piratów, tym bardziej że ci w takich sytuacjach działają zespołowo. Gdy już dopną swego, obowiązuje zasada: kto pierwszy, ten lepszy! Wiosną i jesienią, a tam, gdzie jest cieplej, również zimą, można zobaczyć, jak ptaki przechadzają się po łąkach, polach i trawnikach. Zatrzymują się i… zaczynają stepować? Tańczą solo lub w zespołach, jak w irlandzkich tańcach ludowych. Przestępując z nogi na nogę, wprowadzają wilgotną ziemię w stan wibracji. Schowane w glebie dżdżownice kojarzą to ze zbliżającym się kretem, więc ratują się ucieczką na powierzchnię. Kłopot w tym, że tam czeka na nie stepująca mewa lub cały roztańczony zespół. Im więcej ptaków, tym większe wibracje i tym więcej uciekających robaków. A nuż i jakiś kret się rozpędzi i wyjrzy spod ziemi… Jak mewy na to wpadły?

ilustracja: Igor Kubik
ilustracja: Igor Kubik

W porównaniu z zaklinaniem dżdżownic łapanie złotych rybek w parkowych stawach na przynętę z chleba wydaje się banalne. Niczym niezwykłym nie będzie też widok pewnej zadowolonej z siebie mewy, która wieczorem sadowi się na szczycie dachu, pod którym za dnia śpią nietoperze. Właśnie się budzą i jeden po drugim wylatują z kryjówki. Daleko nie polecą… Zrzucane z wysokości na kamienie lub beton kraby, małże oraz inne morskie delikatesy zamknięte w twardych muszlach i skorupach to już klasyka. Ciekawe, że wbrew niewyszukanym manierom i obiegowej opinii zdrowa i syta mewa srebrzysta ma czuły smak i może być bardzo wybredna. Nie lubi słonego, kwaśnego ani nawet bardzo zepsutego mięsa. Czasami, żeby poprawić jakość swoich potraw, płucze je lub moczy w wodzie.

Patrz!

Mewy srebrzyste, podobnie jak inne wielkie mewy, mają też umiejętność, której mógłby im pozazdrościć niejeden lekarz. Doskonale odczytują najmniejsze oznaki słabości lub choroby. Gdy już namierzą chorą lub tylko naiwną sztukę, nie dadzą jej spokoju. Nękanie i stres wywołany ich natarczywą obecnością oraz powtarzane ataki szybko osłabiają przyszłą ofiarę, która może zostać połknięta żywcem (oczywiście jeśli tylko jej rozmiary na to pozwolą). Mewy połykają również jaja i pisklęta – choćby z gniazd swoich sąsiadów. Im większa kolonia, tym więcej kanibalizmu. Gdy jednak kolonii zagraża jakiś drapieżnik, wszystkie ptaki solidarnie jej bronią. Naturalnie znajdą się i tacy, co wykorzystają zamieszanie, żeby szybko posilić się czyimś jajem lub pisklęciem.

Ucz się!

Mewy nauczyły się też współpracować z dużymi drapieżnikami (tam, gdzie one jeszcze są) i naprowadzają je na potencjalne ofiary. Przecież gdy taki, na przykład, niedźwiedź polarny zabije fokę, to nie zje jej w całości. To dzięki działalności największych na Ziemi „drapieżników”, ludzi, jakieś 40 lat temu rozkwitła populacja mew srebrzystych. (Tak naprawdę to nie jesteśmy żadnymi drapieżnikami, ale zbieraczami, którzy rozsmakowali się w mięsie). Intensywne połowy ryb morskich i coraz większe ilości rybackich odpadów nie mogły umknąć ich uwadze. Mew zaczęło przybywać. Kolejne pokolenia musiały szukać dla siebie nowych miejsc. Wzdłuż morskich wybrzeży i dużych rzek zaczęły kolonizować śródlądzie. Wisłą, na przykład, dotarły do Krakowa, a Odrą do Wrocławia. Szacuje się, że w Polsce gnieździ się dzisiaj około dwóch tysięcy par mew srebrzystych. Najwięcej jest ich w miastach na Wybrzeżu, gdzie zakładają niewielkie kolonie na płaskich dachach wysokich budynków. W tzw. krajobrazie naturalnym srebrzyste, podobnie jak inne duże mewy, są u nas rzadkością. Ptaki te lubią duże miasta, bo tam produkuje się ogromne ilości odpadów w większości składowane na odkrytych, łatwo dostępnych hałdach. Nasze resztki utrzymują też niemałe populacje pożywnych myszy i szczurów. Czegóż więcej mogłaby chcieć wszystkożerna mewa, czyścicielka i sanitariuszka, a gdy nadarzy się okazja, również drapieżnik? (Kłopot w tym, że pokarm znajdowany na śmietniskach jest bardzo marnej jakości, a często nawet trujący. O niebezpiecznych sznurkach czy workach plastikowych nawet nie wspominając, ale to już historia na inną okazję).

Szkoda czasu

Mewy są praktyczne. Gdy dookoła śnieg i mróz taki, że nawet woda w morzu zamarza, rezolutne ptaki zamiast na lodzie siadają na plecach łabędzi, w których towarzystwie czekają na odwilż. Umęczone zimnem wielkie ptaki nawet się nie buntują. Może same mają z tego jakąś korzyść? Na przykład dodatkową warstwę pierza na plecach? Poza tym z mewą i tak się nie wygra. Jak ktoś nie wierzy, zapraszam nad polskie morze w czasie zimowych wakacji.

Jeśli wiosną zabraknie potencjalnych partnerów, pozostałe wolne samice wiążą się z innymi wolnymi samicami. W tych parach wspólnie budują gniazdo, wysiadują jaja i wychowują pisklęta, które przyszły na świat dzięki życzliwej pomocy któregoś z sąsiadów. Mewy srebrzyste, gdy tylko los im na to pozwoli, wiążą się w pary na całe życie. A żyją długo. Najstarsza, którą znamy, przeżyła 49 lat.

W wolne od obowiązków, pogodne i syte dni mewy znajdują czas na zabawę. Ich ulubiona to rzucanie w powietrzu jakimś gałgankiem. Może to być też pęczek wodorostów, patyk, muszla, ot choćby z ciągle żywą zawartością. Nadaje się wszystko, co ma odpowiednią wielkość, kształt i podlega sile grawitacji. Zasada jest prosta: zrzucone z góry coś trzeba schwytać w dziób, zanim spadnie na ziemię. Kto upuści, ten gapa! Przede wszystkim jednak mewy całymi godzinami unoszą się na wietrze. Prawdopodobnie robią tam to, co my, leżąc na wygodnej, miękkiej kanapie, czyli nic… Kto zabroni mewie na wakacjach?

P.S. Jeśli zauważycie, że jakieś mewy przyglądały się Wam z… niezdrowym zainteresowaniem, proponuję zaraz po wakacjach udać się do lekarza i się profilaktycznie przebadać. Lepiej dmuchać na zimne.

Jacek Karczewski, aktywista i popularyzator przyrody, związany ze stowarzyszeniem Jestem na pTAK!, autor dwóch wydanych niedawno książek, Nocy SówJej Wysokości Gęsi, do której nawiązuje ten artykuł.

Czytaj również:

Ssrriirr! Ssrriirr!, czyli wakacje w mieście
i
ilustracja: Igor Kubik
Ziemia

Ssrriirr! Ssrriirr!, czyli wakacje w mieście

Jacek Karczewski

Wakacje w mieście…? W tym sezonie to może być częsty, a dla wielu jedyny wybór. Ale głowa do góry. Nie jesteśmy sami! W mieście, a właściwie nad miastem są już jerzyki. Najlepszy dowód na to, że przyszło lato, są wakacje i przez najbliższe tygodnie może być tylko cieplej! Być może jaskółki przynoszą wiosnę – oczywiście nie jedna, lecz wiele – za to jerzyki przynoszą lato! I to w jakim stylu… Gdyby latem zabrakło jerzyków – nieważne, czy to w Warszawie, Rzymie, Toledo, czy w Oslo – mielibyśmy do czynienia z poważnym kryzysem wakacyjnym. Ale dopóki są jerzyki, są i wakacje! 

Mały jerzyk wychodzi któregoś wakacyjnego dnia z jaja w niedbałym, choć czystym i dobrze ukrytym gnieździe, gdzieś wysoko pod dachem, w wyłomie muru, albo – co się ostatnio zdarza – w zamontowanej z myślą o nim skrzynce lęgowej. Po trzech, czterech tygodniach wymyka się stamtąd już jako wyrośnięty „nastolatek” i zaczyna spadać, żeby po kilku sekundach, po raz pierwszy, zrobić użytek ze swoich skrzydeł. Do tej pory być może nie do końca rozumiał, czemu miałyby mu one służyć. Nieproporcjonalnie długie i właściwie nieskładane raczej mu przeszkadzały. Zamiast nich pewnie wolałby normalne stopy, dzięki którym mógłby swobodnie poruszać się po gnieździe. (Maleńkie, niewidoczne nogi jerzyków na drodze ewolucji zmieniły się w haki do wspinaczki, dzięki którym ptaki te bez trudu utrzymują się na pionowych ścianach jaskiń czy budynków, ale nie mogą chodzić. Stąd też łacińska nazwa Apus apus – Beznogi beznogi). Ptasie skrzydła zbudowane są mniej więcej tak jak nasze ręce – dłoń (w ich przypadku o zrośniętych palcach), przedramię i ramię, które stawem barkowym połączone jest z resztą ciała. Wszystkie te części mają zwykle podobne długości, ale nie u jerzyków. Tutaj prawie całe skrzydło to absurdalnie długa dłoń, która wygląda, jakby od razu wyrastała z barku! Jeszcze tylko jaskółki i przede wszystkim kolibry, dalecy kuzyni jerzyków, mają takie skrzydła.

Czytaj dalej