Ukryte rzeki
i
"Wiatr i kwiat", Watanabe Seitei/Rawpixel, Flickr
Ziemia

Ukryte rzeki

Urszula Zajączkowska
Czyta się 3 minuty

Paniczny wrzask człowieka wychodzącego z wód na samym początku jego lądowego życia musi coś znaczyć. Dlaczego płaczemy tak tragicznie w momencie przemiany środowiska życia z wodnego na gazowe, gdy wpuszczamy garstkę powietrza po raz pierwszy w puste płuca?

Powietrze jako materia rozrzedzona lekkie jest i miękkie tak, że wystarczy po prostu oddychać, by je przyjmować, aby bezpośrednio wymieniać z naszym krwistym i mokrym wnętrzem całe molekuły: tlen, dwutlenek węgla i wodę. Ta nieznośna lekkość powietrza stwarza wielu formom życia na lądzie prawdziwy kłopot przez zjawisko, można by powiedzieć, należące do magicznych, choć tak naprawdę – excusez le mot – całkiem fizyczne. Dyfuzja rulez! – dobrze by było zobaczyć kiedyś na ścianie wysmarowane sprejem, ale się nie zobaczy, bo wystarczająco odpychająco cuchnie ta fraza nauką, by sobie coś takiego z głębi przemyśleń smarnąć.

Lecz dyfuzja może być piękną muzyką i fantazyjnym mieszaniem barw. Bo to wyrównywanie stężeń, to rewolucja francuska molekuł, rozkładanie cząstek mikroświata po równo w każdym jego kącie, a dla każdego tu się znajdzie miejsce. Bez nakładu energii, a tylko z własnego cząstek drgania (ruchy Browna) w potokach przemian energii świata (termodynamika). Dyfuzja zachodzi samoistnie, więc ciężko ją zatrzymać. W dodatku w powietrzu odbywa się niebezpiecznie szybko (współczynnik dyfuzji gazów w powietrzu jest 10 tys. razy większy niż w wodzie). Dlatego właśnie wszystko, co żyje na lądzie, zasłania się przed nią, okrywa – skórą, korą, tłuszczem, łuskami, włoskami, włosami, woskami. Nie chce tej dyfuzji zbytnio uskuteczniać, bo to w przypadku ciała o nawodnionej i stężonej materii – jak liść, ręka, łodyga, oko czy korzeń – zawsze oznacza stratę, parowanie, uciekanie cząsteczek, z których najważniejsza jest woda.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

To więc, że drzewo jest chropowato suche, owoce pomarańczy zamknięte gąbczastą okrywą, a my sami całkiem tłuści i skórzaści, i że gdy szczypiemy to wszystko, to nic nie tryska, nie cieknie, a przecież wysycone jest wewnątrz wodą – to wszystko świadczy, jak bardzo chronimy nasze wewnętrzne płyny. Nie da się ukryć, że w większości my, żywi, jesteśmy chodzącymi zbiornikami roztworów. U roślin jednak, które nie są w stanie pójść do źródła i się napić, woda musiała wytworzyć złożone, wewnętrzne szlaki transportu, wedle układających się planów coraz bardziej rozwiniętych morfologii.

rysunek: Karyna Piwowarska
rysunek: Karyna Piwowarska

Woda to medium życia rośliny, w którym rozpuszczane są inne substancje w zależności od tego, gdzie popłynie, gdzie się znajdzie. Jeśli wypełni liść, to zarazi ją pewnie Słońce, uderzając pękiem fotonów, wzburzy barwniki i wodę tę wysyci cząsteczkami cukru. Słodka i pewnie ciepła płynie wtedy do każdej komórki, która potrzebuje energii cukru, czyli do komórki w stanie życia. Potok życiodajnych substancji nie jest bierny, jest kontrolowany, rozdysponowywany, a rośliny wkładają wysiłek, by dostarczyć cukier np. do rosnącego liścia. Te energetyczne potoki skanalizowane są w komórkach floemu, położonych tuż pod twoją dłonią, którą przykładasz do drzewa, gdy go dotykasz. U młodego buka albo jodły będzie to kilka milimetrów, u fiołka – pół milimetra. Komórki floemu są żywe, a to znaczy, że się starzeją. Nasze żyły też mają wymieniane komórki, niejako wewnętrznie się złuszczają, lecz ich forma i geometria pozostają bez zmian. Floem umiera na drzewie ze starości lub miażdżony przez rosnący wciąż od środka cylinder drewna. Bo gałęzie, korzenie i kolumna pnia właściwie bez przerwy rosną, odtwarzając nowe szlaki transportu wody, wzmacniając swoją konstrukcję, by dźwigać łapczywą na światło koronę i wiązać ją przezroczystą nitką wody z korzeniami.

Ale także i tu kiedyś musiał nastąpić początek, pierwotne drgnięcie tych ukrytych roślinnych rzek. Dla mnie właśnie ten moment pierwszego poruszenia wody płynącej do dopiero co wyglądających z pąków wrażliwych, pełnych soków listków, które niemal od razu, zamaszystym wybuchem, wyeksponowane są na to suche powietrze, gdzie niecierp­liwa dyfuzja działa – ten moment jest prawdziwie ujmujący i bliski. Bo przecież każdy liść musi kiedyś wziąć swój pierwszy oddech. I bierze. Pewnego dnia, wiosną.
 

Czytaj również:

Medytacja oddechu
i
“Prasujące kobiety” (fragment), 1884 – 1886, Edgar Degas
Złap oddech

Medytacja oddechu

Julia E. Wahl

Możesz usiąść na krześle (albo na poduszce do medytacji). Jeżeli siedzisz na krześle, nie opieraj się, pod stopami poczuj podłogę. Jeżeli siedzisz na poduszce, możesz skrzyżować nogi (nie musi to być pozycja lotosu, półlotosu ani nic równie wymyślnego).

Twoja postawa ma być godna, a zarazem wygodna. Plecy powinny być wyprostowane, ale ani nazbyt napięte, ani nazbyt rozluźnione. Dłonie swobodnie spoczywają na kolanach. Broda znajduje się na linii poziomej. Oczy powinny być otwarte albo na wpół otwarte. Nie koncentrujesz na niczym wzroku, jedynie swobodnie patrzysz.

Czytaj dalej