Więcej informacji, mniej zawstydzania
i
zdjęcie: Ciprian Morar/Unsplash
Marzenia o lepszym świecie

Więcej informacji, mniej zawstydzania

Urszula Kaczorowska
Czyta się 2 minuty

Dopóki Europa na własnej skórze nie odczuje katastrofalnych zmian klimatu, nie zrozumie nas – mówiła mi reprezentantka Bahamów w kuluarach konferencji COP24.

Może, chcąc przykuć uwagę czytelnika, powinnam w pierwszym akapicie napisać: boisz się fali imigrantów? Zainteresuj się zmianami klimatu, bo ludzi uciekających przed klęskami wywołanymi wzrostem średniej temperatury globalnej będzie coraz więcej.

Jest to stuprocentowa prawda, ale nie chcę zaczynać od straszenia.

Spędziłam na szczycie klimatycznym dwa tygodnie. Zachwyciłam się Katowicami zalanymi przybyszami z całego świata i Polakami odnoszącymi się do nich z wielką życzliwością. Uczestnicy szczytu mieli zapewnione darmowe przejazdy komunikacją miejską i PKP na terenie całego Śląska i Małopolski, a Spodek został przekształcony w oazę dla wszystkich zainteresowanych tematem zmian klimatycznych. Po przejściu przez strefę bezpieczeństwa, zorganizowaną jak na lotnisku, droga prowadziła do punktu informacyjnego. Można tam było otrzymać upominek w postaci torby z czapką, rękawiczkami, power bankiem i butelką na wodę – ale niewiele można się było dowiedzieć. Teoretycznie źródłem informacji miała być aplikacja mobilna, ale szybko się okazało, że nie spełniała swojej funkcji, bo albo się zawieszała, albo nie były do niej wrzucane wszystkie informacje. Tak oto zaczęła się moja zabawa w „orientuj się”. Na początku się wystraszyłam, że straciłam swoje umiejętności dziennikarskie, ale po drodze spotykałam bardzo dużo osób, które mówiły: cztery dni zajęło mi zrozumienie, jak się tu poruszać. Nawet pilnujący wejść do poszczególnych sal nie wiedzieli, jaki temat ma bieżące spotkanie. O programie w wersji drukowanej trzeba było zapomnieć – w końcu chcemy ochrony klimatu.

Osobiście uważam, że COP w Katowicach wyjdzie Polsce na dobre. Owszem, można się śmiać z węglowego stoiska, pasztetu z dziczyzny oraz pawilonu Lasów Państwowych bardziej przypominającego tartak niż las – ale może natłok komentarzy da naszym decydentom do myślenia? Wierzę, że polska obsługa i goście specjalni (przewinęli się reprezentanci chyba wszystkich ministerstw) choć z ciekawości zerknęli na stoiska innych państw. Że podczas przerw kawowych (w polskim pawilonie oferowano najwięcej darmowego jedzenia, więc był stałym punktem odwiedzin każdej narodowości) mieli okazję posłuchać rdzennych mieszkańców Bahamów czy Malediwów, dla których wzrost globalnej temperatury o 1,5 stopnia Celsjusza to kwestia życia lub śmierci.

Rozmowy twarzą w twarz robiły na mnie piorunujące wrażenie. Adelle Thomas, reprezentantka Bahamów, powiedziała mi: od 2009 r. nie możemy przebić się z komunikatem, że nawet zatrzymanie wzrostu globalnej temperatury na poziomie 1,5 stopnia Celsjusza nie jest dla nas rozwiązaniem. I tak wielu ludzi zginie z powodu klęsk żywiołowych. Ale prawda jest taka, że dopóki Europa nie odczuje na własnej skórze tragedii klimatycznych, politycy poprzestaną na poziomie deklaracji i współczucia, a nie konkretnego działania.

Potrzebujemy wspólnego języka. Polscy urzędnicy i ministrowie ciągle dukają po angielsku. Nic więc dziwnego, że podczas paneli dyskusyjnych często można było odnieść wrażenie, że strona polska tylko recytuje od dawna przygotowany tekst. Minister Michał Kurtyka świecił dobrym, językowym przykładem, ale już jego zastępca Sławomir Mazurek – nie. Nawet przychodzenie na debatę z własnym termosem i herbatą yerba mate w tykwie nie pomaga przykryć błędów w użyciu czasu past simple.

Oczywiście zawsze można liczyć na tłumaczy, ale każdy doświadczony polityk i działacz wie, jak ważny jest indywidualny kontakt. Hindou Oumarou Ibrahim, działaczka społeczna z Czadu, która zabłysnęła wieloma mobilizującymi przemówieniami, powiedziała mi, że jedynie wieczorne spotkania przy wspólnym stole pomagają powiedzieć pewne rzeczy wprost: moja wioska umiera tylko dlatego, że tobie nie chce się kiwnąć palcem. Podczas oficjalnego panelu płynnym angielskim apelowała do prezesa ING Group: zainwestujcie w edukację w Czadzie. Ludzie nie potrafią tam czytać. Jak więc mają się dowiedzieć o waszych działaniach na rzecz planety? Jak mają się dowiedzieć, że sami przyczyniają się do niszczenia środowiska? Nic dziwnego, że jedynym rozwiązaniem, które wybierają, jest migracja w poszukiwaniu lepszego miejsca do życia. Ale bez edukacji znalezienie lepszego miejsca do życia też staje się dużo trudniejsze. W ten sposób pomnażamy biedę.

Znamy fakty, teraz potrzebne są decyzje polityczne – słyszałam bardzo często podczas ostatnich dwóch tygodni. Faktów w sprawie zmian klimatu dostarczają naukowcy, więc ten szczyt klimatyczny jest też testem dla polityków, na ile poważnie traktują informacje z wiarygodnych źródeł. Międzyrządowy Zespół do spraw Zmian Klimatu (IPCC) i Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) opublikowały raporty, w których po raz kolejny ostrzegają przed skutkami ocieplania klimatu. Grożą nam choroby i brak żywności, a z nimi migracje całych społeczności. Nawet w polskim pawilonie można było wysłuchać wykładu na temat zmian okresów wegetacji roślin i ich konsekwencji w postaci droższych produktów spożywczych. Dziś ze wzruszeniem oglądamy obrazki powodzi, pożarów i suszy, ale często nie przebija się informacja, że to nie jest zwykłe działanie natury, że to wina działalności człowieka. Uczestniczyłam w wykładzie, podczas którego naukowcy udzielali prostej lekcji geografii i wyjaśniali, jak nasza planeta radzi sobie z dystrybucją ciepła i co się dzieje, kiedy człowiek zaburza ten proces.

Na szczytach klimatycznych od 24 lat spotykają się przedstawiciele blisko 200 państw. Nie ma możliwości, żeby cały świat się tak jednoznacznie mylił. Ale czy taki argument przekona polskich czytelników? Na wielu konferencjach organizowanych podczas COP24 nie widziałam ani jednego polskiego dziennikarza. Wielu natomiast filmowało mydło z sadzy za 30 zł i kabanosy z dziczyzny. Jakby byli przekonani, że wywołanie wstydu u widza czy czytelnika ma większą wartość niż rzetelna informacja.

Dziś czytam depeszę Polskiej Agencji Prasowej o tym, że strony szczytu klimatycznego COP24 przyjęły dokument końcowy – tzw. mapę drogową realizacji porozumienia paryskiego z 2015 r. Jest w niej mowa o Brazylii, która długo sprzeciwiała się zapisom art. 6. porozumienia paryskiego, i że w związku z tym artykuł ten został wykreślony. Jest też mowa o Turcji, która uparła się, by zaliczyć ją do grupy krajów rozwijających się, a nie rozwiniętych. Życzę powodzenia wszystkim, którzy chcieliby znaleźć w polskich mediach kompleksową informację, co tak naprawdę zostało podpisane, i dowiedzieć się, dlaczego takie zakończenie COP24 nazwane jest sukcesem.

Jeśli nie możemy liczyć na polskie media, to pozostaje mi tylko życzyć naszemu krajowi, żeby szczyty klimatyczne odbywały się tu jak najczęściej. Studenci będą zarabiać na podnajmowaniu mieszkania po 500 zł za noc i przy okazji może dowiedzą się czegoś więcej o tym, co świat robi w sprawie zmian klimatu i że już wkrótce rajskie Bahamy i Malediwy zamienią się w piekło.

 

Czytaj również:

Przesłanie Dalajlamy do uczestników szczytu klimatycznego COP24
i
zdjęcie: Christopher Michel
Pogoda ducha

Przesłanie Dalajlamy do uczestników szczytu klimatycznego COP24

Dalajlama

Musimy bezzwłocznie podjąć poważne działania, by chronić środowisko naturalne i znaleźć konstruktywne rozwiązanie problemu globalnego ocieplenia – napisał z okazji trwającego w Katowicach szczytu klimatycznego ONZ (w duchu, który jest bliski redakcji „Przekroju”) duchowy i polityczny przywódca Tybetańczyków Dalajlama.

Pragnę przekazać pozdrowienia i modlitwy Moim Drogim Braciom i Siostrom uczestniczącym w 24. sesji Konferencji Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu (COP24).

Czytaj dalej