Wyobcowanie z Ziemi
i
Astronauta Edward Higgins White podczas spaceru kosmicznego, lot Gemini 4, 1965 r.; żródło: The New York Public Library
Kosmos

Wyobcowanie z Ziemi

Shoaib Shafi
Czyta się 9 minut

Ponad pół wieku temu filozofka Hannah Arendt, pisząc o podboju kosmosu, stwierdziła, że oto osiągnęliśmy punkt krytyczny, po którego przekroczeniu człowiek staje się produktem człowiekopodobnym, pozbawionym więzi z Ziemią i społeczeństwem. Jak wybrzmiewają jej słowa dzisiaj, w czasach Elona Muska i innych kosmicznych kowbojów?

W środę 30 maja 2020 r. należąca do Muska firma SpaceX wysłała na orbitę pierwszy lot pasażerski z Kennedy Space Center na Florydzie, uchylając w ten sposób furtkę do komercjalizacji kosmosu. Lot ten – w rakiecie własnej produkcji, z astronautami z National Aeronautics and Space Administration, Bobem Behnkenem i Dougiem Hurleyem na pokładzie – był pierwszym, podczas którego prywatna spółka zabrała pasażerów poza Ziemię. Dla Muska stanowiło to spełnienie marzeń, kolejny krok do osiągnięcia wytyczonego sobie celu, czyli kolonizacji Marsa. Przedsiębiorca nie jest jednak w tych dążeniach osamotniony – jego śladami podążają Jeff Bezos i Richard Branson wraz z własnymi firmami powołanymi do kosmicznych podbojów: Blue Origin i Virgin Orbit.

Sputnik, wysłany na orbitę przez ZSRR w 1957 r., był „pierwszym ludzkim tworem wystrzelonym w przestrzeń kosmiczną”. Działo się to w dobie zimnej wojny i „wyścigu kosmicznego” między Związkiem Radzieckim i Stanami Zjednoczonymi, kiedy dwa światowe mocarstwa walczyły o palmę pierwszeństwa w dziedzinie techniki. Kreowana przez oba państwa ideologia ekspansji kosmicznej dała początek temu, co Hannah Arendt określiła mianem „wyobcowania z Ziemi”.

W 1963 r., niedługo po pierwszych kos­micznych lotach załogowych, gdy NASA ogłosiła plany wysłania misji Apollo 11 na Księżyc, Arendt wzięła udział w konkursie „Sympozjum o kosmosie” organizowanym przez „The Great Ideas Today”. Zapytano ją wtedy, czy „podbój kosmosu podnosi czy może obniża rangę człowieka”. W odpowiedzi na to pytanie powstał esej Podbój kosmosu a ranga człowieka, który następnie włączono do drugiego wydania książki Między czasem minionym a przyszłym (1961). Esej ten stanowił kontynuację myśli, którą autorka podjęła w zakończeniu swojej wcześniejszej pracy, tj. w Kondycji ludzkiej (1958). W obu dziełach badaczka rozważała wpływ rozwoju nauki na sytuację człowieka we współczesnym świecie. Wierzyła bowiem, że technologia oddala nas od uczestnictwa w społeczeństwie, wykorzenia masy, promuje indywidualizm i deprecjonuje wzajemne zależności, spychając jednostki w niewolę samotności. Ostatecznym produktem nauki jest – według filozofki – typ człowieka znajdującego satysfakcję wyłącznie w pracy i konsumpcji.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Esej rozpoczyna się od pytania, czy podbój kosmosu podnosi, czy może jednak obniża rangę człowieka. Choć odpowiedź na to pytanie wydaje się oczywista – że owszem, podnosi – Arendt wcale nie podzielała tej rozpowszechnionej opinii. Sądziła bowiem, że gdybyśmy przenieśli się w przestrzeń kosmiczną oraz zaczęli kontrolować nieboskłon i ludzkość na Ziemi, stalibyśmy się czymś innym niż dotąd – z „podmiotów” na Ziemi zmienilibyśmy się w „przedmioty” z Ziemi i stracilibyśmy naszą godność jako ludzie. Gdybyśmy zaczęli postrzegać siebie nie jako Ziemian, lecz jako mieszkańców kosmosu, umniejszylibyśmy się.

Arendt wierzyła, że nauka stoi w opozycji do antropocentryzmu i humanizmu, a także oddala nas od zdrowego rozsądku i twardego stąpania po ziemi. W eseju napisała: „Nauka nowożytna szczyci się przecież właśnie tym, że udało jej się całkowicie uwolnić od takich antropocentrycznych, czyli humanistycznych zainteresowań”. Dzięki nauce poznajemy fakty niedostępne w świecie doznań zmysłowych, a dotarcie do prawdy naukowej możliwe jest „tylko dzięki rezygnacji z wyjaśniania życia w zwykły sposób”. Nauka uczy nas kwestionować zdroworozsądkowy obraz świata pozwalający zawierzyć poznaniu zmysłowemu.

Kondycja ludzka

Filozofka czuła się głęboko zaniepokojona wizją przeniesienia się ludzkości w przestrzeń kosmiczną. W Kondycji ludzkiej stwierdziła: „Równocześnie zaczęliśmy zaludniać otaczającą Ziemię przestrzeń gwiazdami będącymi tworami człowieka – jak gdyby stwarzając w postaci satelitów nowe ciała niebieskie – i mamy nadzieję, iż w niedalekiej przyszłości będziemy w stanie dokonać tego, co do naszych czasów uznawano za najgłębszą i najświętszą tajemnicę przyrody: stwarzania lub odtwarzania cudu życia. Rozmyślnie używam tu słowa »stwarzać«, aby zaznaczyć, że faktycznie czynimy coś, co wszystkie stulecia, aż do naszych czasów, uważały za wyłączny przywilej boskiego działania”. Innymi słowy nauka, wykorzystywana dotąd do zmiany myślenia i naprawy świata, osiąg­nęła pewien punkt krytyczny, po przekroczeniu którego nauki ścisłe zmieniają rzeczywistość w sztuczny twór, bazując nie tylko na zasadach fizyki, lecz także na naukach politycznych i antropologii, stworzonych w imię powołania do życia świata będącego wytworem człowieka w miejsce tego stworzonego przez Boga.

ilustracja: Marek Raczkowski

ilustracja: Marek Raczkowski

Arendt przedstawiła wysłanie Sputnika na orbitę jako najważniejsze wydarzenie ery nowożytnej, symbolizujące zdolność człowieka do opuszczenia Ziemi. Pragnienie to towarzyszyło ludzkości od tysiącleci: „Najbardziej radykalną wyobrażalną zmianą kondycji ludzkiej byłaby emigracja ludzi na inną planetę. Takie wydarzenie, a nie jest ono już zupełnie niemożliwe, oznaczałoby, że człowiek musi żyć w stworzonych przez siebie warunkach, radykalnie odmiennych od tych, które oferuje mu Ziemia”.

Oś argumentacji Arendt stanowi przekonanie, że „Ziemia jest samą kwintesencją kondycji ludzkiej”. Gdybyśmy jako ludzkość znaleźli się poza naszą planetą, oznaczałoby to wyobcowanie z Ziemi zakorzenione w rozwoju nauki i technologii. Rozwój nauki w kierunku eksploracji kosmosu przyniósłby transformację istoty życia, które samo w sobie nie jest sztuczne, lecz my od dawna staramy się je takim uczynić. „Od pewnego czasu naukowcy niemało wysiłku wkładają w to, by życie również uczynić »sztucznym«, by przeciąć ostatnią więź łączącą człowieka z dziećmi natury”.

Właśnie dlatego człowiek „wydaje się owładnięty buntem przeciwko egzystencji ludzkiej” i pragnie na nowo stworzyć wszystko, co uznaje za „niewystarczająco dobre”. Według Arendt ludzkość pragnie „nieśmiertelności”, chce żyć dłużej i szybciej, w sposób wykraczający poza procesy biologiczne – z dzisiejszej perspektywy można by to odczytać jako dążenie do digitalizacji ciała. Ostatecznym celem tych starań jest osiedlenie się na innej planecie. Zdaniem autorki emigracja na inny glob oznaczałaby jednak życie w sztucznych warunkach – w całości zaprojektowanych i stworzonych przez człowieka. W takiej rzeczywistości nie można by już mówić o „losie”, ponieważ wszystko znajdowałoby się pod kontrolą ludzi. Człowiek unicestwiłby w ten sposób procesy natury, zmieniając wszystko, co nie uzyskałoby jego aprobaty. W ujęciu Arendt „sztuczność” nie oznacza wyłącznie wytworu ludzkich rąk, lecz przede wszystkim to, co pozostaje pod kontrolą człowieka (a nie Boga). Żyjąc w całkowicie sztucznym środowisku, ludzkość stałaby się „przedmiotem” – wyzbyłaby się tym samym człowieczeństwa i godności oraz odrzuciłaby ziemskość. To zaś z perspektywy Arendt stanowiłoby „zniweczenie rangi człowieka” .

W poszukiwaniu Archimedesowego punktu oparcia

Archimedes miał powiedzieć: „Dajcie mi wystarczająco długą dźwignię i odpowiedni punkt oparcia, a poruszę cały glob!”. W Kondycji ludzkiej Arendt zacytowała Kafkę: „[człowiek] znalazł Archimedesowy punkt oparcia, lecz użył go przeciwko sobie; wydaje się, że tylko pod tym warunkiem wolno mu było go znaleźć”. Wszystko wskazuje więc na to, że uczeni odkryli dla nas ten punkt – miejsce, z którego możemy w wyobraźni oderwać się od Ziemi i zacząć myśleć o niej nie jak o domu, ale jak o obiekcie mechanicznym, wyobcowując się z niej i określając własną tożsamość już nie jako mieszkańców Błękitnej Planety, tylko tych, którzy są w stanie stworzyć nowy glob.

Arendt rozwinęła tę myśl we wspomnianym już eseju Podbój kosmosu a ranga ­człowieka: „Ponadto mózg ludzki, w którym, jak się zakłada, dokonuje się myślenie, jest tak samo związany z Ziemią jak każda inna część ludzkiego ciała. To właśnie dzięki oderwaniu się od tych ziemskich uwarunkowań, które jak gdyby wyniosły umysł ludzki ponad pole grawitacyjne Ziemi, pozwalając spojrzeć na nią z pewnego punktu we wszechświecie, nauka nowożytna osiąg­nęła swoje najwspanialsze, a zarazem najbardziej problematyczne dokonania”.

Umysł ludzki rzeczywiście jest ziemski z natury, a mimo to nauka umożliwia snucie rozważań z Archimedesowego punktu oparcia, który z kolei pozwala nam wybiec wyobraźnią wystarczająco daleko, by spojrzeć na Ziemię jako na zjawisko dające się objąć rozumem, nie jak na dom, lecz jak na „obiektywną rzeczywistość”. Gdy przyłożymy ów punkt oparcia do siebie samych, nasze działania jawią się jako zwyczajne zachowania, które można obserwować „za pomocą tych samych metod, jakie stosujemy przy badaniu zachowań szczurów”.

Ucieczka z Błękitnej Planety

Arendt wskazywała, że człowiek ma dwie rywalizujące ze sobą tożsamości. Z jednej strony jesteśmy ziemscy – przychodzimy na świat, zmagamy się z losem oraz stawiamy czoła zdarzeniom, na które nie mamy wpływu. Z drugiej jednak jesteśmy rzemieślnikami, zdolnymi przemieniać świat według naszej woli. Zdolność ta stanowi jądro ludzkiej wolności. Nie potrafimy podporządkować sobie świata absolutnie, ponieważ należy on do natury, ale do pewnego stopnia jesteśmy kowalami własnego losu. W Kondycji ludzkiej Arendt przyglądała się temu, co się dzieje wtedy, gdy zdobywamy naukowe i technologiczne narzędzia pozwalające transformować już nie tylko część świata, lecz także cały glob, gdy stajemy się zdolni do tworzenia nowych planet, klonowania, projektowania i powoływania do życia istot ludzkich wedle swojej woli. Jak wpływa to na człowieka?

Zdaniem filozofki doświadczamy wówczas zjawiska, które ona sama określiła jako „wyobcowanie z Ziemi” – czyli ucieczkę z Błękitnej Planety w kosmos. Jego korzenie sięgają pierwszych obserwacji astronomicznych przez teleskop przeprowadzonych przez Galileusza. W felietonie Human Being in an Inhuman Age (Istota ludzka w nieludzkich czasach), opublikowanym w cotygodniowym biuletynie Hannah Arendt Center „Amor Mundi”, czytamy: „Wyobcowania z Ziemi doświadczamy wtedy, gdy ludzkości udaje się podporządkować sobie wszelkie ziemskie zjawiska (włączając w to samą planetę i rasę ludzką). Kiedy wszystkie ludzkie istoty i wydarzenia mogą być przekształcane dzięki mocy naszego umysłu, odnosimy zwycięstwo w rebelii przeciwko losowi, który kazał nam się urodzić na naszym globie. Z tej perspektywy wyobcowanie z Ziemi podważa esencję ludzkiej kondycji, uwarunkowanej przez związek z planetą”.

Rewolucja naukowa poszerzyła horyzonty naszej wiedzy, dostarczając informacji, którymi wcześniej nie dysponowaliśmy. Nauczyła nas nie ufać zmysłom, przez co nabraliśmy przekonania, że dane naukowe są prawdziwsze niż zjawiska, których doświadczamy empirycznie w naszym bezpośrednim otoczeniu. Uświadomiliśmy sobie to, że nigdy nie stykamy się z rzeczywistością. Arendt diagnozowała za Heisenbergiem, że „człowiek utracił pojęcie obiektywności świata przyrodniczego i w swej pogoni za »obiektywną rzeczywistością« odkrył nagle, że zawsze »napotyka tylko samego siebie«” .

„Ekspansja jest wszystkim”

Arendt rozpoczęła drugą część Korzeni totalitaryzmu od zacytowania słów Cecila Rhodesa, angielskiego imperialisty, który wyzyskiwał południowoafrykańskich niewolników i zmonopolizował wydobycie diamentów w Afryce. Jak pisała: „Rhodes odkrył prawo rządzące nową, imperialistyczną erą”, a mianowicie to, że „ekspansja jest wszystkim”. Polityk ów zasłynął powiedzeniem: „Gdybym mógł, anektowałbym planety”. Z kolei zdaniem Róży Luksemburg oraz innych autorów imperializm jest kluczowy dla kapitalizmu, ponieważ kapitaliści potrzebują podległej sobie klasy, którą mogliby wyzyskiwać i ucis­kać w imię rozwoju ustroju kapitalistycznego – postępując identycznie jak niegdyś Rhodes w Afryce Południowej.

W eseju The Case Against Mars (Sprawa przeciwko Marsowi) Byron Williston, profesor filozofii na Wilfrid Laurier University w Kanadzie, przekonywał: „Idea jest prosta: ekspansja stanowi kolejny etap ewolucji i naszym zadaniem jest przeć naprzód”. Elon Musk oraz inni miliarderzy podążają śladem Cecila Rhodesa, stając na czele nowej fali ekspansji, w której nie muszą podporządkowywać się ograniczeniom politycznym ani ekonomicznym. Rhodes tylko opowiadał o podboju gwiazd, podczas gdy Musk wprowadza ten pomysł w życie. Ów nowy imperializm, nastawiony na podbój kosmosu, pragnie zmonopolizować kolejne planety jeszcze przed ich skolonizowaniem. Można się spodziewać, że po zdewastowaniu Ziemi i wyczerpaniu jej zasobów do tego stopnia, że dalsze życie na jej powierzchni stanie się niemożliwe, najbogatsi przeniosą się do innych światów, porzucając pozostałą część ludzkości na pastwę zniszczenia, które spowodowali.

Jeśli do tego dojdzie, będzie to oznaczało, że bogatym elitom uda się skutecznie zakamuflować swoje interesy pod płaszczykiem postępu technologicznego, kusząc nas w ten sposób, byśmy się ośmielili marzyć o niewyobrażalnym. Fantazje o podboju kosmosu mają niezwykłą moc przyciągania, dlatego aby uniknąć bez­refleksyjnego podążania za nimi, warto pamiętać o eseju Arendt.

Tłumaczyła Aleksandra Kamińska

Cytaty zamieszczone w eseju pochodzą z tekstów Hannah Arendt Podbój kosmosu a ranga człowieka, [w:] Między czasem minionym a przyszłym. Osiem ćwiczeń z myśli politycznej; Kondycja ludzka; Korzenie totalitaryzmu.

Czytaj również:

Kosmiczne różności Łukasza Kaniewskiego – 4/2021
i
rysunek: Marek Raczkowski
Kosmos

Kosmiczne różności Łukasza Kaniewskiego – 4/2021

Łukasz Kaniewski

Wszechświat w butelce

Juan Maldacena to pod wieloma względami przeciwieństwo Alberta Einsteina. Nie ma bujnej czupryny. Nie jest ikoną popkultury. Nie wystawia języka do fotografii. Co więcej, gabinet i biurko utrzymuje w idealnym, ascetycznym porządku. Właściwie jedyne, co łączy Maldacenę z Einsteinem, to fizyka teoretyczna. I fakt, że obaj wymyślili wszechświat na nowo.

Wszechświat w butelce – idea ta zaświtała w głowie Juana Maldaceny w 1997 r., kiedy siedział przy swoim pustym biurku i myślał. We wnętrzu tej opisanej równaniami butelki mamy świat z trzema wymiarami przestrzeni oraz działającą grawitacją. Jednakże to wnętrze jest w istocie projekcją tego, co dzieje się na dwuwymiarowej powierzchni butelki, czyli hologramem. Nie chodzi tu o to, że świat miałby być symulacją, a raczej o to, że na fundamentalnym poziomie można go prościej i lepiej opisać, uznając za dwuwymiarowy.

Czytaj dalej