Oddychanie holotropowe (Holotropic Breathwork), podobnie jak wiele innych technik i odkryć amerykańskiego psychiatry czeskiego pochodzenia Stanislava Grofa (1931), ma swoje początki w jego rodzinnej Pradze. Już pod koniec lat 50. w tamtejszej klinice szpitala psychiatrycznego na Bohnicach Grof zaczął prowadzić eksperymenty terapeutyczne z wykorzystaniem LSD, środka psychodelicznego produkowanego przez szwajcarski koncern farmaceutyczny Sandoz.
To właśnie podczas sesji z udziałem ochotników psychiatra zauważył, że w ostatniej fazie eksperymentu – gdy specyfik przestaje działać – niektórzy uczestnicy zaczynają gwałtownie oddychać. Podczas rozmów dowiedział się, że robią to spontanicznie, chcąc w ten sposób przedłużyć działanie środka. Ponieważ sam także brał aktywny udział w eksperymentach, szybko przekonał się, że ta improwizowana metoda jest skuteczna.
Wkrótce Grof był już jednym z najbardziej uznanych badaczy LSD. W 1967 r. wyjechał na stałe do USA, gdzie kontynuował badania nad terapeutycznymi właściwościami psychodelików. W Ameryce LSD wycofano z legalnego obrotu jeszcze w tym samym roku, ale tamtejsze placówki badawcze, takie jak klinika Maryland Psychiatric Research Center, na której czele stanął Grof, nadal mogły wykorzystywać je w celach naukowych. Dopiero gdy w 1973 r. Amerykanie całkowicie zakazali LSD, pozbawiony stałego zajęcia naukowiec przyjął zaproszenie kalifornijskiego Instytutu Esalen, w owym czasie czołowego ośrodka coraz popularniejszego na Zachodzie ruchu New Age. Opowiedział tam o swoich doświadczeniach z LSD, budząc fascynację, ale też frustrację młodych słuchaczy, którzy nie mogli go naśladować, nie chcąc popaść w konflikt z prawem. W 1975 r. wspólnie ze swoją przyszłą żoną Christiną Grof (1941–2014), wychowaną na Hawajach nauczycielką jogi, opracował więc nową, całkowicie wolną od psychodelików technikę osiągania odmiennych stanów świadomości – oddychanie holotropowe. Od tamtej pory tysiące gości ośrodka Grof Transpersonal Training w Kalifornii doświadczyły powtórnych narodzin (tzn. ponownie przeżyły moment opuszczenia łona matki), wyzwoliły się od traum związanych z najwcześniejszym dzieciństwem albo doznały mistycznych przeżyć, takich jak wcielenie się w przedmioty bądź zwierzęta – a wszystko to wyłącznie za sprawą serii szybkich i głębokich wdechów.
Skoro to takie proste, to po co płacić ponad 300 dolarów za udział w jednej trzygodzinnej sesji? Przecież każdy może położyć się na podłodze, zamknąć oczy i przy głośnej, rytmicznej muzyce (choćby Pharrella Williamsa) wciągnąć trochę więcej powietrza niż zwykle. I właśnie na tym polega problem – to rzeczywiście działa. Dlatego bezpieczniej mieć przy sobie kogoś z praktyką, gdy nieoczekiwanie zaczniemy mówić po aramejsku czy w innym zapomnianym języku albo wyskoczymy z kanału rodnego prosto na ręce położnych gdzieś w centralnej Polsce epoki Gierka czy Wałęsy.
Na początku sesji uczestnicy – przeważnie jest to kilkadziesiąt osób, ale bywa, że i kilkaset – dobierają się w pary. Połowa uczestników kładzie się na podłodze i z zamkniętymi lub zasłoniętymi oczami gwałtownie wciąga powietrze, reszta przez cały czas asystuje partnerom, w razie potrzeby mówiąc do nich i trzymając za rękę. Nad wszystkim czuwa kilkunastu krążących po sali doświadczonych opiekunów (każdy z nich musi przejść dwuletni trening i zdać egzamin).
Muzyka jest naprawdę głośna, jak w dyskotece. Po części, by pomóc oddychającym wejść w trans, po części zaś po to, by zagłuszyć ich krzyki. Już po kilkunastu minutach wielu wrzeszczy jak opętani; część doznaje bólu fizycznego, inni doświadczają wypartych przeżyć i traum. Trwa to około godziny, dopiero wtedy muzyka stopniowo zwalnia, aż do zupełnego wyciszenia, a uczestnicy dochodzą do siebie. Jeszcze tego samego dnia podzielą się swoimi przeżyciami z innymi uczestnikami sesji, rysując mandale czy osobiste wizje (pomysł Grofa jeszcze z czasów jego praktyki w Pradze, gdy w eksperymentach z LSD uczestniczyli liczni malarze) bądź opowiadając o tym, czego doświadczyli. Nazajutrz zamienią się rolami ze swymi partnerami; teraz to oni będą asystować przy „zmierzaniu ku całości” (z greckiego holos – całość, trepein – zmierzanie w kierunku czegoś).
Oddychanie holotropowe wykorzystuje znane od dawna zjawisko hiperwentylacji. Większa ilość tlenu we krwi zmienia jej skład chemiczny i wpływa na pracę mózgu. Zdaniem Stanislava Grofa doznawane w ten sposób odmienne (bądź też, jak woli je nazywać: nie-zwykłe) stany świadomości pozwalają każdemu z nas odkryć te części własnej psychiki, z których na co dzień nie zdajemy sobie sprawy i nie wykorzystujemy ich. Mają więc nie tylko wartość terapeutyczną, lecz także sprzyjają kreatywności. Pozwalają pozbyć się obciążeń i wyzwolić ukryty w nas potencjał. Wystarczy oddychać.
Wartość terapeutyczna Holotropic Breathwork wydaje się potwierdzona, aczkolwiek jej twórca w kraju ojczystym już dwukrotnie (w latach 2000 i 2007) doczekał się tytułu Dzbana Roku (Bludný balvan, dosłownie: głaz narzutowy) przyznawanego przez czeskich naukowców za największe bzdury. Z kolei z rąk Václava Havla otrzymał prestiżową nagrodę Vize 97 (Wizja 97) za przekraczanie granic tradycyjnej wiedzy i wkład w rozwój duchowości. W wieku 88 lat Stanislav Grof wciąż pracuje i „zmierza ku całości”.
Podziel się tym tekstem ze znajomymi z zagranicy lub przeczytaj go po angielsku na naszej anglojęzycznej stronie!