
23 marca 2005 r. pisarka Agata Tuszyńska dowiedziała się, że jej wieloletni życiowy partner (potem mąż) ma raka mózgu. Na początku wydanej dwa lata później książki Ćwiczenia z utraty zanotowała refleksje, które towarzyszyły jej w tamtej chwili: „Tego nie można dotknąć słowem, myślałam. Po raz pierwszy, odkąd pamiętam, słowo jest bezsilne. Jest odklejone od rzeczywistości, jaką miałoby ogarnąć, której mogłoby lub miałoby nieść ulgę. Nie władam już słowem. Nie sprawdziło się. Rozpacz nie zna słów”. Kolejne zdanie brzmi jednak: „To musi zostać dotknięte słowem. Nie umiem wyjaśnić tej konieczności”.
Na ponad 300 stronach autorka towarzyszy swojemu ukochanemu w odchodzeniu trwającym kilkanaście miesięcy. Zadanie nie do wyobrażenia. Z dnia na dzień jej dotychczasowe życie kończy się, a to, co przychodzi na jego miejsce, jest tak przerażające i obezwładniające, że odnalezienie aparatu pojęciowego, by móc to wyrazić, zdaje się niemożliwe. Początkowo niemożliwe jest też znalezienie języka, który pomógłby myślom objąć to, co się pisarce przydarza – perspektywę tak nieludzką, że nie tylko nie sposób jej wypowiedzieć, ale nawet się nad nią zastanawiać.
Podwójne osierocenie
W swojej książce Tuszyńska kilka razy wspomina postać, która niemalże w tym samym czasie dokonywała tytanicznego wysiłku, by ująć w słowa własną perspektywę nagłego podwójnego osierocenia (utraty męża i jedynej córki w ciągu niecałych dwóch lat). Mowa o Joan Didion, której Rok magicznego myślenia i Błękitne noce to autoanalityczne, uderzające misterną strukturą próby prowadzenia dialogu z milczącymi