Przemyślenia

1 do 25 milionów

Tomasz Stawiszyński
Czyta się 4 minuty

Amerykańskie linie lotnicze obsługujące trasy lokalne są jak świetnie zaprojektowana maszyna do produkcji taśmowej. Dziennie wysyłają w powietrze tysiące samolotów, którymi podróżują dziesiątki albo i setki tysięcy pasażerów, i które – po drodze do finalnej destynacji – lądują często na kilku pośrednich „przystankach”.

Ameryka to potężny kraj, mieszka w nim prawie 330 milionów ludzi, a mobilność jest tam zarówno konieczną składową egzystencji, jak i hasłem mającym podtrzymywać powszechną wiarę w wolność i niezależność jednostki. Nic więc dziwnego, że terminale lotów krajowych przypominają przejścia podziemne, przez które nieustająco płynie wielka rzeka ciał. I nie ma czasu na ten rodzaj zrytualizowanej celebry, której doświadcza podróżny wyprawiający się gdzieś w dalekie strony z kraju o skali zdecydowanie skromniejszej niż USA.

W USA wsiada się do samolotu jak do tramwaju, wysiada się zeń jak z tramwaju, potem załatwia się jakieś sprawy, potem się wsiada, a potem znowu wysiada – i to wszystko w towarzystwie wciąż dosiadających się, albo wysiadających innych ludzi.

Rutyna, powtarzalność, oczywistość.

***

Należy domniemywać, że podobnie rzecz się miała z lotem 1380 linii Southwestern Airlines, realizującym trasę Nowy Jork – Dallas, z kilkoma śródlądowaniami po drodze.

17 kwietnia bieżącego roku, przynajmniej na początku, wszystko przebiegało zgodnie z tysiące już razy odegranym scenariuszem. Kiedy w okolicach godziny 10.00 czasu lokalnego nastąpił boarding, na pokład weszło 144 pasażerów, w tym 43-letnia Jennifer Riordan, matka dwójki dzieci, podróżująca do domu, do Albuquerque w stanie New Mexico. Zgodnie ze wskazaniem na bilecie, zajęła miejsce przy oknie, z widokiem na masywne skrzydło boeinga 737-7H4, wyposażone w nowoczesny odrzutowy silnik. O 10.30 samolot wystartował. Jednak już po 20 minutach od startu nastąpiło radykalne odstępstwo od przećwiczonego dziesiątki tysięcy razy schematu.

***

Załoga właśnie przymierzała się do serwowania drinków, kiedy z nieznanych dotąd przyczyn eksplodował jeden z silników. Siła wybuchu i odłamki roztrzaskały akurat to okno, przy którym siedziała Jennifer Riordan. Różnica ciśnień wytworzyła potężny wir, który zaczął – dosłownie – wysysać ją na zewnątrz samolotu. Tylko dzięki pasom bezpieczeństwa i błyskawicznej interwencji współpasażerów i współpasażerek udało się wciągnąć ją z powrotem do kabiny. Niestety, było już za późno.

Siedząca za sterami boeinga Tammie Jo Shultz – była pilotka wojskowa, a także pierwsza kobieta w historii, która latała naddźwiękowym myśliwcem McDonnell Douglas F/A-18 Hornet (ależ on się nazywa!) – okazała się posiadaczką „nerwów ze stali”. Tak w każdym razie zgodnie orzekli pasażerowie. Mimo paniki na pokładzie, problemów wynikających z dekompresji oraz zniszczenia jednego silnika, zdołała pewnie i bezpiecznie wylądować.

Filmy nakręcone smartfonami pokazują ludzi modlących się o pomyślne wyjście z kryzysu, w maskach tlenowych, trzymających się za ręce, przerażonych.

***

Doskonale wiadomo, że lotnictwo jest najbezpieczniejszym środkiem transportu na świecie. Profesor Arnold Barnett z Massachusetts Institute of Technology wyliczył, że w krajach tzw. pierwszego świata, prawdopodobieństwo śmierci w katastrofie lotniczej wynosi 1 do 25 milionów. Żeby pojawiła się taka szansa – twierdzi profesor Barnett – człowiek musiałby latać raz dziennie przez 68 000 lat. W krajach rozwijających się i w krajach mniej rozwiniętych to prawdopodobieństwo jest wyższe, ale wciąż mówimy tutaj o naprawdę rzadkich przypadkach.

***

Świat, w którym żyjemy, opiera się na statystyce i minimalizowaniu prawdopodobieństwa wystąpienia sytuacji niepożądanych. Kierowanie się regułami probabilistyki jest ze wszech miar racjonalne. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez kanadyjskiego psychologa, profesora Philipa Tetlocka – posługiwanie się w przewidywaniu nawet bardzo złożonych zjawisk danymi statystycznymi, nie zaś własną intuicją albo przekonaniami, prowadzi do osiągnięcia najlepszych wskaźników trafnych predykcji. To samo dotyczy każdego innego obszaru rzeczywistości. Podejmując decyzje oparte na racjonalnej kalkulacji, zwiększamy swoje szanse na osiągnięcie pożądanego rezultatu naszych działań.

Nie ma lepszej strategii.

***

Wiedząc to wszystko i znając realia, nie mogę się oprzeć myśli, że Jennifer Riordan także słyszała wielokrotnie, że lotnictwo jest najbezpieczniejszym środkiem transportu na świecie. Że szansa na śmierć wskutek katastrofy wynosi 1 do 25 milionów. Że musiałaby latać codziennie przez 68 000 lat, żeby w ogóle coś takiego było do pomyślenia. Być może żywiła jakieś obawy, być może podzieliła się nimi z kimś znajomym, kto odpowiedział wówczas ze śmiechem, że przecież są one kompletnie nieprawdopodobne.

Co z tego wynika? Że powinniśmy przestać latać, albo zacząć się bać?

Nie w tym celu o tym piszę.

Chodzi mi raczej o świadomość, że rozmaite ułamki w statystykach to niepowtarzalne życiorysy, indywidualne doświadczenia, tragedie dotykające ludzi dokładnie takich samych, jak my.

 

 

Czytaj również:

Filozofia: młot na dogmatyzmy
Marzenia o lepszym świecie

Filozofia: młot na dogmatyzmy

Tomasz Stawiszyński

Dlaczego od bez mała 30 lat nie udało się wpisać filozofii na listę obowiązkowych przedmiotów szkolnych?

W czyim to jest interesie: żeby filozofii w szkołach nie było?

Czytaj dalej