
Na płycie Individual Beings Tomasz Dąbrowski nie odżegnuje się od porównań do Stańki, które towarzyszą mu od lat. Przeciwnie – sięga po podobne sposoby instrumentacji, a nawet po sam instrument wybitnego jazzmana.
Jan Błaszczak: Jako młody trębacz o imieniu Tomek musiałeś słyszeć to bez przerwy: „młody Stańko”, „nowy Stańko”, „drugi Stańko”…
Tomasz Dąbrowski: Tych porównań zawsze było pełno i do dziś je słyszę. Tym bardziej że oprócz imienia i instrumentu od młodości dzieliłem z Tomaszem Stańką również zamiłowanie do skórzanych butów i dobrych nakryć głowy. Reakcje, o jakich mówisz, nasiliły się jeszcze bardziej, kiedy zacząłem grać rzeczy bardziej otwarte stylistycznie.
Poza butami i kapeluszami połączył Was jeszcze kiedyś ten sam występ. Jakie były okoliczności Waszego spotkania?
Byłem członkiem nonetu, który pracował z nim w ramach warsztatów dla profesjonalnych muzyków. Wszystkim się wydaje, że warsztaty są dla uczniów i studentów, tymczasem w Danii od kilkudziesięciu lat organizuje się takie zajęcia dla zawodowców. W takich właśnie okolicznościach przyjechał tu Tomasz Stańko. A przecież lekcje, których udzielał, można pewnie policzyć na palcach jednej ręki. Owszem, uczył w Chodzieży, ale to było pod koniec lat 70.! A potem długo, długo nic. Ewentualnie