Bohaterzy czy szaleńcy? Co czują, gdy góry zabierają im bliskich, a oni sami – skazani na spojrzenia ludzi, którzy nie rozumieją ich pasji – wracają „na niziny”? O wielkich wspinaczach, którzy usłyszeli wezwanie gór, i sensie życia na krawędzi pisze Nick Paumgarten.
W górskich miasteczkach wczesnojesienna śnieżyca to równocześnie utrapienie i pokusa. Jednych odstrasza od wypraw, innych pcha w góry. Z początkiem października 2017 r. szczyty na południe od Bozeman w stanie Montana (w Górach Skalistych) pokryło dobre 30 cm śniegu. Zaniepokoiło to szefa grupy, która o świcie 5 października wyruszyła z parkingu w popularnym kanionie Hyalite, tuż obok miasta. Aby zminimalizować ryzyko lawiny, polecił wszystkim podchodzić bardzo ostrożnie, trzymać się blisko grani i nagich skał, a także unikać wypełnionych śniegiem żlebów. Szefem był Conrad Anker, słynny amerykański alpinista. Mówi się, że istnieją starzy wspinacze i wspinacze odważni, ale nie ma wspinaczy starych i odważnych. Z wyjątkiem 54-letniego Ankera.
Po prostu jadę w delegację
Ta wyprawa nie wymagała akurat szczególnej odwagi. Była to w zasadzie wycieczka na niewielką górę, znaną wcześniej jako Szczyt 10031 (gdyż wznosi się na wysokość 10 031 stóp, czyli niezbyt spektakularnych 3057 m). W 2005 r. ochrzczono ją ponownie, na cześć nieżyjącego wspinacza Alexa Lowe’a, prawdziwej legendy. Wyprawa szła na szczyt noszący imię alpinisty, żeby rozsypać tam jego prochy. Nic dziwnego, że Anker nie chciał spowodować zejścia lawiny. Byłaby to niewyobrażalna ironia losu.
Lowe zginął w 1999 r. w wieku 40 lat, podczas próby zdobycia Sziszapangmy, ośmiotysięcznika w Himalajach. Należał do najwybitniejszych himalaistów na świecie i choć w tym środowisku przedwczesna śmierć nikogo nie dziwi, jego wywołała powszechne niedowierzanie. Gotowy na wszelkie wyzwania, zawsze podejmował je z rozsądkiem. Wykazywał się odwagą, nigdy brawurą. Cóż z tego: śnieg to zamarznięta woda, zmierzająca w dół zbocza. Na Sziszapangmie zeszła potężna lawina, która pogrzebała Lowe’a i operatora Davida Bridgesa pod wielotonową warstwą lodowego gruzu. Choć Anker zdołał uskoczyć, siła uderzenia też go przewróciła. Śnieg zasłonił wszystko dookoła, a gdy opadł, Anker był sam pośród zupełnie odmienionego krajobrazu. Ocalał.
12 godz