Wydaje się, że sztuka nie może bez nich istnieć. Pozwalają odwzorować rzeczywistość, przykuwają wzrok, niosą ukryte znaczenia. Historia kolorów to fascynująca opowieść o zmienności ludzkich gustów oraz sile naszych przekonań, skojarzeń i… stereotypów.
„Gdy ktoś zapyta: »Co znaczą słowa czerwony, niebieski, czarny, biały?«, możemy oczywiście wskazać przedmioty w takich kolorach. Ale na tym się kończy nasza zdolność do wytłumaczenia tych wyrazów”. Ludwig Wittgenstein
Najsłynniejsza powieść Stendhala miała nosić tytuł „Julien”, od imienia głównego bohatera. Później autor zdecydował się na Czerwone i czarne. „To mundur i sutanna – wyjaśniał Tadeusz Boy-Żeleński – to dwie Francje: Francja napoleońska i Francja Burbonów”. Taka jest najpopularniejsza interpretacja enigmatycznego tytułu. Jednak czerwień nie kojarzy się jednoznacznie z armią – napoleońskie mundury były błękitne. Poza tym czerwony i czarny wywołują jeszcze wiele innych skojarzeń. Miłość i śmierć. Kolory obstawiane w ruletce. Julien Sorel mówi też o „czarnej ambicji”, dla której przeciwwagą byłaby namiętna czerwień… Zapewne Stendhalowi podobała się wieloznaczność kolorystycznego tytułu – zaraz po Czerwonym i czarnym zaczął pracować nad utworem Różowe i zielone. Człowiek purpurowieje ze złości, bywa biały ze strachu albo wpada w czarną rozpacz. Ale zdarzają się też dni, kiedy myśli o niebieskich migdałach albo patrzy na świat przez różowe okulary. Kolory budzą silne skojarzenia emocjonalne i niosą symboliczne treści. Te jednak w zależności od epoki historycznej i miejsca bywają różne, a nawet sprzeczne. Barwy, które w pewnych okresach kojarzono z dzikością, diabłem czy zbrodnią, w innych epokach odzyskiwały prestiż jako królewskie czy boskie.
Grecka tetrada kolorów
Aż do XIX w. uważano, że starożytni Grecy nie cenili kolorów. „Jest barw cztery odpowiednio do liczby elementów: biała, czarna, czerwona i żółta” – pisał Empedokles, a za nim, w Timajosie, Platon. A co z błękitem nieba czy wiosenną zielenią? Kolor nieba Homer porównywał do miedzi i żelaza, a morze – do wina. Dla nas to dziwne skojarzenia, ale ponoć poeta był ślepy. Niektórzy spekulowali wręcz, że struktura oka rozwinęła się od starożytności i Grecy nie rozróżniali wszystkich odcieni. Rzymski architekt Witruwiusz chwalił ascezę greckich malarzy: „To, co starożytni, nie szczędząc trudów i zręczności, starali się osiągnąć przy pomocy kunsztu, dzisiaj osiąga się za pomocą barw i wyszukanych efektów. Wartość, jakiej dodawała dziełu subtelność artysty, nie jest dzisiaj potrzebna, zastępuje ją pański zbytek”. A jednak to nieprawda, że Grecy nie rozróżniali barw albo nimi pogardzali. Po pierwsze, woleli kolory cywilizacji od barw natury. Po drugie, odróżniali „malarstwo właściwe” od architektonicznej dekoracji. Co najmniej od końca XVIII w. wiemy, że greckie posągi wcale nie były śnieżnobiałe. Malowano je, i to jaskrawo, a na dodatek wcale nie realistycznie (np. włosy „ufarbowane” na niebiesko).
Mimo wszystko fałszywy obraz gołego marmuru okazał się wyjątkowo trwały. Oparła się na nim cała estetyka neoklasyczna – od Amora i Psyche Canovy do Białego Domu. Wedle takich kryteriów biel jest synonimem piękna i dobrego smaku, natomiast kolor to barbarzyństwo, rozpusta i bezguście. Jest tu nawet podtekst erotyczny: męska, wyrazista biel przeciwstawiona zmysłowym, rozmazanym kolorom. Nazywany ojcem niemieckiej historii sztuki Johann Winckelmann deklarował, że ciało im bielsze, tym piękniejsze. Oglądając dzieła wykopane w Pompejach i Herkulanum, zauważył resztki barwników. Nie mógł się z tym faktem pogodzić; doszedł do wniosku, że rudowłosa Artemida w czerwonych sandałach musi być dziełem Etrusków. Nawet Goethe twierdził, że do kolorów mają słabość jedynie barbarzyńcy, prostacy i dzieci. Ludzie wyrafinowani unikają jaskrawych strojów i na co dzień otaczają się stonowanymi barwami.
Aby nam uświadomić, że biali Afrodyta i Apollo nie mają nic wspólnego ze starożytną Grecją, naukowcy rekonstruują oryginalne polichromie. Ale trudno się pozbyć długo pielęgnowanego uprzedzenia. Rodin walił się w piersi – serce podpowiadało mu, że te rzeźby nigdy nie były kolorowe… Zdarzało się, że marszandzi i konserwatorzy wspierali upodobania współczesnych – czyścili starożytne zabytki ze śladów pigmentu. W latach 30. XX w. British Museum wypolerowało słynne marmury lorda Elgina aż do perłowej białości.
Niebieski
Zmienne losy kolorów można prześledzić na przykładzie błękitu. Od pierwszej wojny światowej wygrywa on sondaże na ulubioną barwę we wszystkich krajach Zachodu. Kariera niebieskiego zaczęła się jednak późno. W kilku starożytnych językach wręcz brakuje dla niego określenia. Poeci opisywali niebo czy fale morskie, ale nie wydawały im się one ani trochę „błękitne”. Dla Rzymian był to kolor wprost barbarzyński. Tacyt i Cezar opowiadali, że dla odstraszenia napastników na niebiesko smarowali się Celtowie i Germanie. Niebieskie oczy postrzegano niemal jako defekt fizyczny – oznaczały one dzikusa albo kobietę lekkich obyczajów. Tylko Egipcjanie lubili błękit, gdyż wierzyli, że miał on przynosić szczęście w zaświatach. Wytwarzali go podobnie jak szkło z mieszanki wapna, piasku oraz zawierających miedź minerałów. Powstałe z tych składników szkliwo, zmielone i zmieszane z białkiem lub klejem, było źródłem jasnego błękitu, a także pierwszym syntetycznym barwnikiem w historii.
Błękit doceniło dopiero średniowiecze. Boga kojarzono ze światłością, światło zaś było niebieskie. Jasne odcienie pojawiły się w tłach miniatur, a błękitne szkła – obok rubinowych – zaczęto wstawiać też w gotyckich oknach. O zmierzchu czerwienie wydają się prawie czarne, a niebieskości i fiolety pozostają widoczne dłużej. O znaczeniu niebieskiego w sztuce gotyckiego witrażu świadczy choćby liczba odcieni: od szkieł perłowoniebieskich poprzez turkusy aż do nasyconego szafiru. Niebieski stał się kolorem przestworzy. Błękitne bywały także aureole, a w szczególności kwadratowe nimby, którymi wyróżniano osoby „święte za życia”. Niebieskie skrzydła dawano cherubinom – aniołom Bożej Mądrości. Ale prawdziwa moda na błękity zaczęła się od płaszcza Dziewicy Maryi. W XII w. dynastia Kapetyngów przyjęła jako godło złote lilie na niebieskim tle. Tak oto niegdyś „barbarzyński” błękit zyskał status koloru królewskiego i triumfalnie dołączył do podstawowych w heraldyce czerni, czerwieni i bieli. W naturalny sposób stał się dopełnieniem, ale też konkurentem czerwieni.
W XV w. renesansowy przewrót przyczynił się do kariery błękitów. Zamiast złotego tła na freskach i obrazach tablicowych pojawiło się jasne niebo. Błękitom przysłużyła się również reformacja. Jej zwolennicy zalecali surowość, więc na malarskiej palecie i w ubiorach dominowały szarości, do których dyskretnie dołączył niebieski. Zmieniały się jednak nie tylko jego odcienie, lecz także to, jak je interpretowano. Niebieski frak miał na sobie Werter, kiedy po raz pierwszy tańczył z Charlottą. Podobnie zaczęły się nosić tłumy egzaltowanych młodzieńców. Pod koniec XVIII w. błękit na dobre stał się kolorem romantycznym i melancholijnym. Został też powiązany z alkoholem – już w średniowiecznych przepisach polecano farbiarzom, aby jako utrwalacza użyli uryny pijanego. W języku angielskim the blue hour oznacza porę wychodzenia z pracy, kiedy zamiast iść prosto do domu, wpada się po drodze na drinka.
W XX w. błękit, obok czerni i szarości, dominuje w ubraniach. To kolor uniformów – noszą go policjanci, marynarze, strażacy, celnicy i listonosze. I w sumie wszyscy inni: młodzi i starzy, którzy chodzą w dżinsach. Wymyślone w XIX w. jako spodnie dla kalifornijskich robotników 100 lat później spodobały się studenterii. W latach 80. na Zachodzie trochę wychodziły z mody, ale w Europie Wschodniej stały się symbolem antykomunistycznej rewolty. Jak jednak podkreśla Michel Pastoureau, badacz zajmujący się historią kolorów, dżinsy nie mogły zbyt długo odgrywać takiej roli, ponieważ… są niebieskie. Nie jest to bowiem kolor kontestacji, a raczej konsensusu i spokoju. Nic dziwnego, że na swojej fladze mają go Unia Europejska, NATO i ONZ.
Czerwony
Nie wszystkie języki świata mają tyle samo nazw kolorów. Najbardziej prymitywne kultury rozróżniają tylko biel i czerń – jasność i ciemność. Następnie pojawia się czerwony. Jest to również kolor, który jako pierwszy dostrzegają niemowlęta. Czerwony to odwieczny wróg niebieskiego. Konkurowali nawet farbiarze, którzy produkowali oba barwniki. W Turyngii kupcy „czerwieni” próbowali przekonać witrażystów do przedstawiania diabłów na niebiesko, aby obrzydzić im konkurencyjny kolor. W średniowieczu czerwień kojarzyła się z wojną i była kolorem dedykowanym mężczyznom. Kobiety najczęściej nosiły skromne błękity. Dzisiaj wszystko się odwróciło: stonowany niebieski sprawdza się w męskich garniturach, a czerwone suknie są znakiem kobiecej odwagi i ognistego temperamentu.
Czerwień to kolor nad kolorami. Kuszący i zakazany: sygnalizuje niebezpieczeństwo, oznacza namiętność i miłosierdzie, męczeństwo i rewolucję. Do XIX w. na czerwono ubierano w Europie panny młode (do dziś w czerwonych sukniach idą do ślubu Hinduski). Ale czerwone sukienki obowiązkowo nosiły także prostytutki; ten kolor je piętnował, pozwalał odróżnić od „przyzwoitych” kobiet. Czerwień to caritas, ale też eros – miłość cielesna, grzeszna i pożądliwa. W symbolice średniowiecznej czerwień była jedynym kolorem, którego odcień miał znaczenie. Ciemna i nasycona była kolorem władzy. „Purpura świętej Agnieszki męczennicy w Rzymie, Justyniana i Teodory w Rawennie, Pantokratora w mozaikach sycylijskich – to barwa bardzo szczególna, ciemny fiolet z odcieniem brunatnym, w którym czerwień jest głęboko utajona” – pisała znawczyni przedmiotu Maria Rzepińska. Z kolei św. Maria Magdalena nosi płaszcz czerwony i „zawsze jest to owa »zwykła« czerwień, czerwień cynobru, a nie tajemnicza purpura, kolor cesarski”. Ale kolor płaszcza wyróżnia też kontrowersyjną świętą, kobietę upadłą, która odnalazła Jezusa.
W chrześcijaństwie czerwień symbolizuje ofiarę Chrystusa, pasję i Boże miłosierdzie. A krew to także zbrodnie, grzechy cielesne i biblijne zakazy. Od połowy XIII w. purpurowe szaty noszą kardynałowie – przyswoili sobie kolor pasa, który zdobił togi rzymskich senatorów. W późnym średniowieczu czerwone szaty nosili papieże. Dopiero w XVI w. Pius V zmienił sutannę na białą – kolor dominikańskiego habitu.
Trudno o lepszy przykład wieloznaczności czerwieni niż baśń o Czerwonym Kapturku. Czerwony zapowiada zbrodnię wilka i śmierć babci. A może jest to kolor magiczny, który uchroni dziewczynkę przed bestią? Współcześnie interpretatorzy doszukiwali się nawet podtekstów erotycznych. Przebrany za babcię wilk zaprasza dziewczynkę do łóżka… Ale nie jest jasne, czy rzeczywiście w średniowieczu czerwień miała konotacje seksualne. Natomiast z całą pewnością bardzo stara jest ludowa tradycja ubierania dzieci na czerwono. Być może dziewczynka założyła po prostu swoją najlepszą sukienkę. Wnuczka w czerwonym stroju przyniosła osełkę białego masła ubranej na czarno babci. Spotykamy tu triadę najważniejszych – z punktu widzenia symboliki – kolorów. To nie jest jedyny taki przykład. W baśni o kruku i lisie czarny ptak wypuszcza z dzioba kawałek białego sera, który zjada czerwony lis. I jeszcze Królewna Śnieżka – czarna wiedźma wręcza zatrute czerwone jabłuszko białej Śnieżce. Pierwsze wersje tych opowieści powstały w średniowieczu. Symboliczna moc zestawienia czerwieni, czerni i bieli ma jeszcze dłuższą historię.
Zielony
Kolor życia, młodości, nadziei. Kolor jaszczurki i szmaragdu, ale też smoka, absyntu i trucizny. Można zzielenieć z zazdrości albo być jeszcze zielonym i nie mieć pojęcia o sprawach dorosłych. W ciągu wieków zieleń raz była kolorem wyklętym, a kiedy indziej bezpiecznym i pogodnym, politycznie zaangażowanym lub neutralnym.
Grecy nie mieli precyzyjnego terminu dla zieleni – słowo glaukos odnosi się do rzeczy zielonkawych, ale oznacza też odcień błękitny, bliższy szarości, siny, a nawet wpadający w żółcie czy brązy. Homer określał nim morską wodę, jak również kolor oczu, liści i miodu. W łacinie pojawiły się bardziej precyzyjne nazwy zieleni – być może wynikało to z wrażliwości na naturę w kulturze rzymskiej, która miała głównie „wiejski” charakter. Viridis, od którego pochodzą określenia zieleni w językach romańskich, jest spokrewnione ze słowami oznaczającymi życie, wzrost, męskość i siłę. Przepisy na zielone barwniki Rzymianie przejęli być może od Celtów i Germanów. A jednak ten kolor nie odgrywał większej roli w ich życiu codziennym – właśnie dlatego, że kojarzył się z gustem „barbarzyńców”. Z drugiej strony trwałe i świetliste zielone odcienie były trudne do uzyskania, przez co zieleń uznano za kolor kapryśny; została ona związana ze wszystkim, co zmienne, niepewne i ruchome. Oto kolor przypadku, losu; nosiły go zakochane pary, ale dominował też w stroju błaznów i myśliwych. Długo przed wprowadzeniem dolara na zielono malowano stoliki do gry; do dzisiaj taki kolor mają stoły prezydialne, boiska i korty. Zielony bywa jednak przeklęty. Szmaragdy jako „nieszczęśliwe” sprzedają się ponoć gorzej od innych kamieni szlachetnych. Aktorzy teatralni odmawiają grania w zielonych kostiumach, ponieważ w takim stroju zasłabł na scenie Molier i wkrótce potem zmarł. Za przesądami kryje się szczypta dawnej mądrości. Uzyskiwane ze związków miedzi zielone farby bywały bowiem silnie toksyczne. Wedle jednej z hipotez do śmierci Napoleona przyczyniły się tapety barwione jaskrawą „zielenią Scheelego”, która była związkiem arszeniku… Królowa Wiktoria obsesyjnie bała się zieleni, a przed tym „przeklętym kolorem” Franz Schubert był gotów uciec na koniec świata (w Pięknej młynarce Schuberta barwa ta staje się symbolem zazdrości – główny bohater zakochuje się w młynarce i daje jej zieloną wstążkę, tymczasem dziewczyna wybiera myśliwego, również ubranego na zielono). W moralnej hierarchii kolorów zielony zwykle wypadał jako kolor podstępny, niegodny prawego obywatela czy pobożnego chrześcijanina. Nic dziwnego, że uwielbiał go szaleniec Neron: w wyścigach konnych stawiał na zieloną stajnię, na zielono się też ubierał i objadał porami. W przerwach walk gladiatorów przykładał do oka ogromny szmaragd.
Średniowiecze pielęgnowało również pozytywne skojarzenia z zielonym: na ten „stonowany” kolor malowano stoły w skryptoriach, a ze sproszkowanych zielonych kamieni sporządzano maści do oczu. Bartłomiej Anglik, XIII-wieczny franciszkanin i profesor paryskiego uniwersytetu, te nadzwyczajne właściwości przypisywał pozycji zieleni pomiędzy żywiołami: „Kolor zielony najbardziej jest przez wzrok lubiany, a to dlatego, iż po części z ognia, a po części z ziemi się bierze. Gdyż jasność ognia, która w zieleni jest temperowana, wzrok raduje”. Zieleń często uchodziła za kolor pośredni, odpowiedni jako tło. Żyjący w XV w. teoretyk malarstwa Cennino Cennini podawał przepis na zielony papier i podkreślał, że taki właśnie najlepiej się nadaje „do cieniowania i do rozbielania”. Goethe, który był orędownikiem błękitu, w swojej Teorii kolorów zielony rekomendował na tapety, szczególnie do sypialni. Najwyraźniej teolodzy, którzy ustalali barwy liturgiczne, też uważali zieleń za kolor skromny, skoro została ona przypisana niedzielom zwykłym.
W drugiej połowie XIX w., zgodnie z teorią kolorów, zielony postrzegano automatycznie jako przeciwieństwo czerwieni. Opowiadając bratu o świeżo ukończonej Nocnej kawiarni, Vincent van Gogh podkreślał kontrasty: „Czerwienią i zielenią starałem się wyrazić straszne ludzkie namiętności. […] Przeciwstawiając delikatność róż krwawej czerwieni krwi i barwie ciemnoczerwonej, łagodną zieleń Louis XV i zieleń Veronesego tonom żółtozielonym i twardym niebieskozielonym – wszystko w piekielnej atmosferze chlebowego pieca i siarkowej bladości – chciałem wyrazić złowieszczą moc knajpy”. Jako kolor zmieszany, łagodny i przeciwstawny wobec czerwieni zielony trafił na przejścia dla pieszych i semafory. Ale również kontrast to zjawisko kulturowe – połączenie zieleni i czerwieni czy czerwieni i żółci jest dla naszego oka wyjątkowo ostre. Mimo to w średniowieczu zestawienie zielonego i karminu zdawało się łagodne, gryzło natomiast sąsiedztwo żółci i zieleni.
Niektórych zdziwi, że skojarzenie zieleni z naturą to w zasadzie romantyczny wynalazek. Wcześniej przyroda była określana przez cztery żywioły: ogień, powietrze, ziemię i wodę. Współcześnie zielony został szczególnie dowartościowany – wiąże się z ochroną przyrody oraz ze wszystkim, co czyste i zdrowe. Nie jest już przeklętym, szatańskim kolorem; kojarzy się z liberalnym stylem życia, w zgodzie ze środowiskiem. Z początkiem wiosny warto więc zagrać w zielone i wyskoczyć na zieloną trawkę.
Żółty
Żółty ma to samo szczęście i przekleństwo, co zielony – podobny do złota, nieraz je imitował. Rzymianie żółć cenili; szaty w tym kolorze zakładali na uroczystości, m.in. śluby. Średniowieczni malarze stosowali żółty z oszczędności, w zastępstwie złota. Kojarzący się z blaskiem i ciepłem mógł być kolorem boskim. Ale te pozytywne konotacje zagarnęło złoto. W porównaniu z nim żółty to kłamca. Pachnie siarką, jest niezdrowy i jak żółć gorzki. Do noszenia żółtych znaków w renesansie zmuszano kurtyzany. Kanarkowy kaftanik ma na sobie „Kuplerka” Vermeera. Mniej więcej od XII w. żółty stał się kolorem grzechu, fałszu i zdrady. Dość przypomnieć sobie namalowany przez Giotta szafranowy płaszcz Judasza w padewskiej Capella dell’Arena. Rudy i na żółto ubrany 12. apostoł to Żyd, jakim chciał go widzieć antysemita. Żółty wyklucza i piętnuje. Naziści, którzy wychodzącym z getta nakazywali nosić żółte opaski i gwiazdy, nawiązali do tej niechlubnej tradycji. Od średniowiecza żółty jest również kolorem szaleństwa. Złożoną symbolikę żółci wykorzystała Ewa Kuryluk w tworzonych w ciągu dwóch dekad „żółtych instalacjach”. Złożyła w nich hołd najbliższym, naznaczonym chorobą psychiczną i historią zagłady. „Mama miewała żółte halucynacje – chmara żółtych ptaków, żółty śnieg, żółty dym z komina” – opowiadała artystka.
Rzadko wybieramy go w życiu codziennym. Jest zbyt gryzący, odważny, natarczywy. Żółty samochód to pewnie kaprys milionera albo bryka jakiegoś dziwaka. W plebiscytach na ulubiony kolor żółty pozostaje na szarym końcu. Wyprzedza może tylko nijakie brązy. Ale niewykluczone, że to kultura tak nam psuje gust. Żółty podoba się bowiem dzieciom – uwielbiają one rysować żółte słoneczko i ciepłe światło w oknach domu.