Człowiek, który był reżyserem
Przemyślenia

Człowiek, który był reżyserem

Paulina Wilk
Czyta się 4 minuty

Różnie można zabrać się do biografii i współczesność kusi, by szukać sposobów przewrotnych, alinearnych, coś poprzestawiać, nie opowiadać tak normalnie, po kolei. Katarzyna Surmiak-Domańska, świetna reporterka, autorka m.in. MokradełkaKu Klux Klan. Tu mieszka miłość, żadnym pokusom nie ulega, pisze biografię ważnego reżysera, by tak rzec, klasycznie, od narodzin do śmierci, starając się oddać najtrudniejsze – złożoność i ciągłość procesu, jakim jest życie. Od pierwszych stron jasne jest, że zawarła z Kieślowskim rodzaj umowy – on będzie człowiekiem z krwi i kości, bohaterem bez piedestału i znamion wybitności, ona – uważną i skrupulatną obserwatorką, która używa zgromadzonego materiału jako rozpieraka. Surmiak robi prawdzie – niuansom, niejednoznacznościom tyle miejsca, ile wymaga wiarygodność opowieści. Nie ma tu uproszczeń, ale nie ma też rozległych dygresji – tylko tyle wyjaśnień, tyle namalowanego tła, aby dany element: cecha osobowości, decyzja, motywacja bohatera zostały wytłumaczone, zostały uwiarygodnione. To jeden z powodów, dla których lektura pozycji Kieślowski. Zbliżenie jest tak wielką przyjemnością. Nie schodzi się z głównej drogi prowadzącej do odpowiedzi na pytanie, kim był – w głębi swego umysłu, w sztuce, w powojennej Polsce – reżyser DekaloguTrzech kolorów. Surmiak-Domańska trzyma narrację pewnie, bez wahania i nieustająco posuwa naprzód, tkając ją z faktów, dokumentów i relacji, precyzyjnie wybranych i wpasowanych jak puzzle wypowiedzi tych, którzy byli z jej bohaterem w danym kadrze, w opisanym czasie. Mimo rozległości materii, jaką jest życie i twórczość Kieślowskiego, mimo mnogości świadków mogących dodać swoje wspomnienie, autorce udało się stworzyć książkę nieprzeciążoną, coś jak bagaż wypakowany wyłącznie niezbędnymi rzeczami.

Drugą wielką zaletą tej publikacji są proporcje – dobra równowaga zachowana pomiędzy faktografią a próbą ustalenia znaczeń, intencji i motywacji wyborów Kieślowskiego. I pomiędzy wysiłkiem włożonym w rysowanie samej jego postaci a budowaniem historyczno-społecznego kontekstu jego życia i filmów. Surmiak-Domańska z wprawą balansuje pomiędzy oboma elementami i znakomicie buduje obraz filmowca na tle PRL-u. Dostajemy opowieść podwójną – o twórcy i człowieku ze wszech miar osobnym oraz o powojennej Polsce – obie te części wpływają na siebie, przenikają się. Twórcze decyzje Kieślowskiego, jego pragnienia, determinacja, postawa nakładają się na tężejącą atmosferę moralną lat 70. i 80. ubiegłego stulecia i coraz silniejsze wymogi jednoznaczności w postawie wobec władzy, polityki. Kieślowski się temu opiera, rośnie szczelina między nim a środowiskiem opozycji i należącymi do niego artystami, ta radykalna odrębność twórcza jest ryzykowna – Kieślowski płaci za nią cenę niezrozumienia, odrzucenia.
Przełom, uznanie i już nieodwracalny sukces przyjdą z zagranicy – z festiwalu filmowego w Cannes, z triumfu Krótkiego filmu o zabijaniuKrótkiego filmu o miłości. Oryginalna myśl i język Kieślowskiego odnajdują ducha czasu, zaspokajają potrzebę kolejnego filmowego geniuszu – jak mówił on sam, dystansując się wobec oznak uwielbienia. Jako urodzony pesymista i człowiek przesycony smutkiem Kieślowski nie łudził się, że jest rozumiany.

Doskonałe proporcje w książce są zachowane również pomiędzy pytaniami, ciekawością biografki a możliwością udzielenia odpowiedzi. Surmiak-Domańska unika definiowania Kieślowskiego, tak jak unika klisz językowych i nazbyt łatwo nasuwających się sformułowań. Wybrała językową ostrożność i wyważoną, utrzymaną w średniej temperaturze narrację, która powstrzymuje czytelnika zarówno przed nadmiernym zachwytem, jak i przed oceną czy pochopną pewnością, że już coś o tym Kieślowskim wie na pewno.

Chyba właśnie ta mądrość i dojrzałość, z jaką autorka spogląda na Krzysztofa Kieślowskiego, dają największą radość i poczucie bezpieczeństwa w czasie czytania. Poznając jego życie – od powojennego, biednego domu, w którym nie brakowało tylko miłości, aż po międzynarodowe uznanie i ostatnie chwile choroby w latach 90. – jesteśmy w fachowych rękach. Biografka niczego istotnego nie pominęła, każdy moment zwrotny i cenny szczegół zostały obrócone w palcach, pod lupą – a jego natura została rozważona, ustalona z wysokim prawdopodobieństwem. Dzięki tej konsekwencji, dziś wręcz staromodnej, dostajemy solidny kawał prawdy, dowód życia fascynującego nie przez samą swą zawartość i treść, ale również przez swą autentyczność i pojedynczość. Surmiak-Domańska nie napisała biografii słynnego reżysera. Napisała o człowieku, który stał się filmowcem, z czasem uznanym za wybitnego twórcę. Jak w najlepszych dokumentach Kieślowskiego – ten, który na ludzkie życie patrzy, i to, jak je postrzega, wnosi w opowieść godność i powagę. Ta biografia cała jest na serio, napisana bez zabiegów o atrakcyjność i dekoracje. Opowieść dorównuje swojemu bohaterowi, którego interesowała wyłącznie prawda.

Czytaj również:

Negatywy z kredensu
i
okładka albumu „Augustis 2.0”, Białystok 2018
Opowieści

Negatywy z kredensu

Joanna Kinowska, Grzegorz Dąbrowski

My też mamy swoją Vivian Maier. Tylko nasza była facetem, rzemieślnikiem i prowadziła zakład fotograficzny przed wojną w Białymstoku. Czas, płeć, rodzaj zdjęć, doświadczenie – nic się nie zgadza z Maier. Poza tym, że najlepsze jego klatki, wspaniałe archiwum, poznaliśmy po jego śmierci. I podobnie jak amerykańska amatorka, tak i nasza Maier ma swojego promotora, który od pierwszego wejrzenia zafascynował się tymi kadrami i przez lata robi wszystko, by świat też mógł je obejrzeć.

Ze zdjęciami Bolesława Augustisa mogliście się już zapoznać w 2004 r. Szczególnie jeśli jesteście z Białegostoku. Lokalny oddział „Gazety Wyborczej” publikował odnalezione fotografie. Czytelnicy masowo pomagali w lokalizacjach na nich ujętych, rozpoznawali znajome twarze. Wiele rozmów i prawdziwe śledztwo. Potem była wystawa w Galerii Arsenał, dalej w Berlinie podczas Europejskiego Miesiąca Fotografii. W 2010 r. powstała książka Augustis, w której znalazła się prawie setka zdjęć. Dobry start. Do dziś zdjęcia zjeździły kawał świata.

Czytaj dalej