W Arabii Saudyjskiej odbył się pierwszy od 35 lat kinowy pokaz filmu. Film był hollywoodzki, kino chińskie, a na widowni siedzieli leciwi arabscy dyplomaci.
Ale pierwsze koty za płoty! Prognozy dla przemysłu rozrywki filmowej na Półwyspie Arabskim są entuzjastyczne – przewiduje się miliard dolarów ze sprzedaży biletów rocznie. Pierwsza oficjalnie działająca sala kinowa w królestwie Saudów została właśnie otwarta w Rijadzie, w sercu dzielnicy finansowej nazwanej imieniem króla Abdullaha. Ma 350 skórzanych foteli i architekturę odpowiednią raczej dla wielkich spektakli operowych. Wkrótce przybędą trzy kolejne sale. Na filmowym przełomie – i snobizmie – na razie najbardziej skorzystają Chińczycy – operatorem pierwszej sieci kin będzie dalekowschodni koncern AMC Entertainment. Do roku 2030 ma powstać w Arabii Saudyjskiej 350 kin, a ich bywalcami będą ludzie młodzi, którzy dotąd na seanse latali do Londynu lub Dubaju. Wśród 32 mln osób żyjących w kraju większość nie skończyła jeszcze 30 lat.
Boom rozrywkowy nie nadszedł za sprawą działania niewidzialnej ręki rynku, przeciwnie – to skutek wdrażania strategii saudyjskich władców, którzy zaplanowali, że zainwestują aż 64 mld dolarów w show-biznes. Jedna szósta tej kwoty trafi do branży artystycznej.
W ten sposób – przez nowe sposoby spędzania czasu – mają się zacząć głębsze przemiany. Saudyjczycy liczą, że społeczeństwo zacznie konsumować nowe dobra i usługi, a cała ekonomia zacznie odsuwać się i z czasem uniezależni od wydobycia ropy. Nawiasem mówiąc, biorą przykład z Dubaju i Kuwejtu.
Zakaz wyświetlania filmów w kinach wprowadzono w latach 70. XX w. na skutek żądań konserwatywnych kleryków. Nie znaczy to, że mieszkańcy Arabii Saudyjskiej byli odcięci od międzynarodowych produkcji filmowych i popkultury. Uwielbiają amerykańskie obrazy i zawsze znajdowali sposoby, by oglądać je m.in. w Internecie i w domach, a także żywo o nich dyskutować.
Kino w Arabii Saudyjskiej wydaje się placówką o tyle nieoswojoną, że w kraju tym praktycznie nie funkcjonuje „przestrzeń publiczna” – życie towarzyskie koncentruje się w domach, gdzie rozwijane są relacje wielopokoleniowych i rozbudowanych rodzin. W ostatnich dekadach nie kwitło więc życie miejskie w rozumieniu np. spacerów, festiwali czy imprez plenerowych.
Teraz jednak, jak ogłosił minister kultury, zaczyna się nowy rozdział ekonomii kulturalnej. Błyskawicznie rosną miasta, takie jak Dżudda czy Mekka, wraz z nimi kształtuje się nowy model życia i czasu wolnego. Otwarcie kin ma wywołać efekt domina – ożywić inwestorów, ocieplić wizerunek kraju i przynieść zyski w nowych dziedzinach.
Koronowany saudyjski książę Muhammad ibn Salman – przyszły władca i spadkobierca króla Abdullaha – najwyraźniej wie, że dobry PR to brama do twardego biznesu. Ale sympatycznymi zmianami stara się też łagodzić poważne niezadowolenie wynikające ze spadku dotacji państwowych. Na świecie utrzymują się niskie ceny ropy, kasa rządu pustoszeje, a wielu pracowników i przedsiębiorców przyzwyczajonych do wsparcia boleśnie to odczuwa.
Na pierwszy ogień w Rijadzie poszedł przebój Black Panther w reżyserii Ryana Cooglera. Film opowiada o fikcyjnym afrykańskim królu, przywódcy technologicznej utopii Wakandy. Krytycy porównywali głównego bohatera do saudyjskiego księcia. Niemal cała obsada filmu jest czarnoskóra, występują m.in. Angela Bassett i Forest Whitaker.
Na seans premierowy wstęp mieli tylko zaproszeni, ale nastrój podniecenia i ciekawości czuło się wszędzie. Z powodu dużego popytu bilety do kina (na razie jedynego) będą kosztować po 35 dolarów.
Powrót kin to drugie – po zezwoleniu kobietom na prowadzenie samochodów i wchodzenie na stadiony sportowe – ważne posunięcie księcia Salmana, który wykorzystuje sferę obyczajową, by zarysować nadchodzące zmiany polityczne. W grudniu ubiegłego roku ogłosił ambitny plan reform społecznych i ekonomicznych, chce walczyć z korupcją i przywrócić kraj do „normalności” po dekadach skrajnego konserwatyzmu. W ostatnich latach młodzi filmowcy otrzymywali finansowe wsparcie rządu, w 2013 r. Saudyjczycy zgłosili nawet swój pierwszy film do Oscarów (nie uzyskali jednak nominacji).
Książę Salman miałby już markę obiecującego arabskiego „liberała”, gdyby drugą ręką nie prowadził twardych działań w regionie. Arabia Saudyjska bombarduje Jemen, wprowadziła blokadę Kataru, a książę wymusił nawet dymisję premiera Libanu. Wśród komentatorów bliskowschodnich powszechna jest opinia, że władze w Rijadzie wpłynęły na decyzję Donalda Trumpa o przeniesieniu Ambasady USA do Jerozolimy (ta symboliczna przeprowadzka oburzyła liderów państw arabskich i zerwała z wieloletnią tradycją pojednawczej dyplomacji prowadzonej przez Amerykanów w regionie).
Książę deklaruje, że skieruje swój kraj – oskarżany o finansowanie globalnego terroryzmu – ku umiarkowanemu islamowi, uczyni z niego dobre miejsce do życia i inwestowania.
I choć jaskółki zmian są już widoczne, to nawet branża filmowa studzi ekscytację i przestrzega, że kino rozkwitnie w Arabii Saudyjskiej dopiero w dniu, w którym zniknie surowa cenzura.