W sobotę, 24 lutego Sherry Moore Hickey weszła do sali pracowniczej i powiedziała głośno:
— Wszyscy jesteśmy milionerami! Nie żartuję. Sprawdźcie swoje kupony.
Sprawdzili. Kilka dni wcześniej 31 robotników rafinerii ropy nabyło wspólny kupon w popularnej kanadyjskiej loterii Atlantic. Wygrali razem prawie 60 milionów dolarów. Każdy – po 1,9 miliona.
— Trzydziestu mężczyzn powiedziało mi dziś: „Kocham cię!“ Ilu kobietom się coś takiego przytrafia? — mówiła rozpromieniona Sherry. Miała powody, by cieszyć się podwójnie. Wśród zwycięzców znalazła się i ona, i jej mąż.
Wszyscy szczęściarze należą do tego samego związku zawodowego Boilermakers Local 203. Wszyscy mieszkają w okolicach miejscowości — nie, to nie żart – o nazwie Come by Chance (Szczęśliwy traf). Come by Chance Rafinery jest jedyną rafinerią ropy w prowincji Nowa Fundlandia i Labrador, położonej na północnym wschodzie Kanady i będącej najuboższą częścią kraju. Panuje tam duże bezrobocie, a najważniejszym źródłem pracy pozostaje rybołówstwo.
Ośmiu spośród zwycięzców żyje w osadzie Avondale, liczącej łącznie 600 mieszkańców. Trzech z nich mieszka przy tej samej ulicy. Dwaj zwycięzcy są bliźniakami, dwaj inni to ojciec i syn.
Wieści o wygranej rozeszły się jeszcze przed świtem. Eugene Lewis otrzymał wiadomość o 4.30 rano. Już o 5.15 złożył wypowiedzenie i przeszedł na emeryturę. Podobną decyzję podjęło jeszcze czterech pracowników. Reszta szczęściarzy kontynuuje pracę. Jak mówią, teraz już z większą dozą przyjemności.
*
W maju 2016 r. ogromny pożar lasów, przez mieszkańców okolicy nazwany Bestią, dotarł do miasta Fort McMurray w kanadyjskiej prowincji Alberta. Strawił wiele budynków, zmusił wszystkich do ewakuacji. W pożarze dom stracili 50-letni Bill Pendergust i jego żona. Od tej pory z mozołem zbierali środki na odbudowę.
W pierwsych dniach lutego 2018 r. Bill wybrał się w odwiedziny do chorego ojca, który mieszka w Nowej Fundlandii. Tata poprosił, by po drodze zajrzał na stację benzynową i kupił mu zimny napój 7Up. Już przy kasie Bill obstawił – jak później wyjaśniał – dla kaprysu, kupon lotto. Wybrał opcję 6 numerów z 49.
Noc spędził u ciotki. Obudził się wcześnie. Całe miasteczko huczało już o tym, że w loterii Atlantic zwyciężył kupon opłacony na pobliskiej stacji benzynowej. Bill natychmiast potwierdził wygraną – 795 tys. dolarów – i zadzwonił do żony. Przyleciała pierwszym samolotem, a on powitał ją wołając: — To sen!
Pieniądze wystarczą na odbudowę domu i na podróż, a także na długo dojrzewające marzenie Billa. — Zawsze chciałem jeździć Mustangiem.
*
— To czwarte stadium, ale nie poddaję się! – zawołała Diane Bishop do grupki dziennikarzy i śmiało weszła do budynku, by odebrać swoją nagrodę. W październiku ubiegłego roku wygrała w loterii Atlantic ponad milion dolarów. Samotna matka dwojga dzieci choruje na nowotwór piersi, z przerzutami do płuc i biodra. Mimo cierpień nie mogła przerwać pracy – utrzymywała dzieci z prowadzenia małego sklepiku w mieście Mount Pearl w Nowej Fundlandii. Mieszkańcy okolicy organizowali zbiórki pieniędzy, by wesprzeć ją w leczeniu i pokryć koszty podróży do szpitala w stolicy prowincji, St. John’s.
Panna Bishop kupiła talon lotto we własnym sklepiku, ponoć trochę z nudów, a trochę dla zachcianki. Szczęśliwa wygrana przyszła w samą porę.
— Te pieniądze nie są na dalekie podróże ani nowy dom. One są na przetrwanie. Teraz będę mogła przetrwać ja i dzieci — mówiła.
Najpierw kupiła łóżko i leżankę, są potrzebne, by ulżyć jej bólom. Zamierza spłacić kredyt na dom i opłacać podróże do kliniki, w której chce uczestniczyć w testach nowych leków.
Środki ze zbiórek organizowanych dla niej przekazała innym chorym. Sama teraz wspiera finansowo pacjentów, którzy potrzebują noclegu i opieki podczas leczenia w St. John’s.
*
St. Johns, stolica Nowej Fundlandii i Labradoru, w każdą środę jest od rana całkowicie zakorkowana. Mieszkańcy, od dawna szukający szczęścia w kuponach lotto Atlantic, teraz zapadli na nową loteryjną gorączkę. Grają w chase the ase (z ang. Dogoń asa – przyp. PW), wymyśloną kilka lat temu w Nowej Szkocji i polegającą na wyciąganiu nagradzanych kart z talii. Najwyższa jak dotąd kumulacja wyniosła blisko 2 miliony dolarów. Trafiła do kieszeni staruszki nazywanej babcią Kathy. Pani McPherson część wygranej od razu wysłała osobom, które ucierpiały w bestialskim pożarze Fortu McMurray.
*
Przepis na szczęście jest więc następujący: jeden bilet do St. John’s (około 4 tysiące złotych), jedna puszka 7UP (około 4 złotych) i jeden uśmiech losu (nieodpłatnie).
W przypadku braku wygranej reklamacja nie będzie potrzebna – widok lodowców, wielorybów, udział w festiwalu błotnistej dziury i biwak z kolacją ze świeżo złowionych ryb, jedzoną wśród ludzi skłonnych wierzyć w szczęście, a także hojnie się nim dzielić są przecież bezcenne.