Dobytek mam przy sobie
i
Zach Woods (Getty Images)
Przemyślenia

Dobytek mam przy sobie

Artur Zaborski
Czyta się 10 minut

Zach Woods, amerykański aktor i komik, wyznaje Arturowi Zaborskiemu, że w przeciwieństwie do granych przez siebie postaci jest człowiekiem analogowym. I wierzy, że przez najbliższe 40 lat świat raczej się nie zmieni.

35-letni Zach Woods to przedstawiciel nowego pokolenia amerykańskich aktorów, który sławę zdobywał nie dzięki rolom w gorących hitach Hollywoo­du, tylko w jakościowych serialach. Widownia pokochała go zwłaszcza za kreacje zamiłowanego w komputerach nerda w Dolinie Krzemowej i cynicznego rzecznika firmy turystycznej oferującej międzygwiezdne podróże w futurystycznym Avenue 5 (oba dostępne na HBO GO). Gdyby zaczynał w czasach Marlona Brando, Ala Pacina albo nawet Brada Pitta, pewnie przepadłby bez reszty. Kiedy spotykamy się w hotelu Four ­Seasons w Los Angeles, nie sili się na mądrzejszego, niż jest, nie próbuje zaskarbić sobie mojej sympatii, robiąc show. Gdybym nie wiedział, jak wygląda, nie pomyślałbym nawet, że może być aktorem. W wygodnych ciuchach, z trzydniowym zarostem i rozczochraną fryzurą gubi się w tłumie. Paradoksalnie w czasach nadmiaru bodźców i niezdrowego skupienia na indywidualizmie to właśnie skromność czyni go wyjątkowym. Wielu agentów i coachów tego zawodu jest przekonanych, że właśnie tak będą wyglądać i zachowywać się aktorzy w przyszłości.

Artur Zaborski: Wyobraźmy sobie, że – podobnie jak w serialu Avenue 5, którego jesteś gwiazdą – przenosimy się 40 lat w przyszłość, skąd możesz zabrać jeden wynalazek do współczesności. Co byś wybrał?

Zach Woods: Nic,

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Król Krakowskiego Przedmieścia
i
Portret Andrzeja Partuma, zdjęcie: Zbigniew Rytka, 1974 r., Biuro Poezji, Warszawa (dzięki uprzejmośc Bożeny Biskupskiej oraz galerii Monopol)
Opowieści

Król Krakowskiego Przedmieścia

Libera wybiera, czyli subiektywny poczet polskich artystów
Zbigniew Libera

Wagabunda, prowokator, przeciwnik etatowej awangardy. Sztukę rozsyłał pocztą, w galerii wystawił smród. Według Przybosia – chory psychicznie. Według niektórych – wybitny artysta. Nazywał się Andrzej Partum.

„Król Krakowskiego Przedmieścia”, jak nazywany był w latach 70. wśród stołecznej bohemy, urodził się w 1938 r. w Warszawie. O jego ojcu historia milczy, o matce zaś, Marii z domu Mikiewicz, wiemy, że była artystką malarką. Zginęła na warszawskiej ulicy w sierpniu 1944 r. podczas jednego z bombardowań, podobno na oczach swoich dzieci – Kariny i Andrzeja właś­nie. Brat Marii, poeta Konstanty Mikiewicz, jeszcze przed wojną, w 1935 r., powołany do służby wojskowej popełnił samobójstwo w Wyższej Szkole Podchorążych w Zambrowie. Nieco starsza od Andrzeja Karina zmarła tuż po wojnie, w roku 1946. Wychowaniem małego Partuma zajęła się zatem siostra matki – Krystyna Artyniewicz, autorka scenariuszy do przedstawień teatralnych dla dzieci. Niestety, także ona ostatecznie osierociła chłopca w wyniku śmiertelnego zatrucia grzybami w lipcu 1953 r.

Czytaj dalej