Doceńmy to, co mamy
Przemyślenia

Doceńmy to, co mamy

Dariusz Kuźma
Czyta się 3 minuty

W świecie seriali najgoręcej w ostatnich miesiącach dyskutowano finałowy sezon Gry o tron oraz nową produkcję HBO, czyli Czarnobyl. O ile ten pierwszy większość widzów zawiódł, kładąc się cieniem na reputacji jednego z najbardziej przełomowych projektów telewizji, drugi okazał się czarnym koniem bodaj całej dekady, jeszcze przed emisją uzurpując sobie prawo do pierwszego miejsca w prestiżowym rankingu najlepiej ocenianych seriali portalu IMDb. W medialnym tumulcie, który podniósł się wskutek dyskusji i diagnoz, także tych społecznych, wywołanych przez Czarnobyl, zagubiła się interesująca statystyka. Otóż w pierwszej dziesiątce rzeczonego rankingu aż pięć pozycji to imponujące narracyjnie, wizualnie i tematycznie seriale dokumentalne. Jeden z nich – Kosmos – ukazuje perspektywę pozaziemską, a cztery – Planeta Ziemia, Planeta Ziemia II, Błękitna planeta IINasza planeta – skupiają się na pięknie, niesamowitości i urzekającej różnorodności domu (niewykluczone, że również grobu) gatunku ludzkiego.

Nasza planeta, która zadebiutowała miesiąc przed Czarnobylem i zdążyła wspiąć się w rankingu IMDb na rewelacyjne dziewiąte miejsce, nie jest natomiast projektem fatalistycznym. Trudno też określić serial alarmistycznym, mimo że statystyki o destrukcyjnym wpływie człowieka na równowagę przyrody, przytaczane w eleganckim stylu przez Krystynę Czubównę (w wersji oryginalnej narratorem jest David Attenborough), potrafią zaszokować. Zamierzeniem projektu jest raczej, ilustrowana ujęciami fauny i flory z rozmaitych części globu, popularyzacja wiedzy o ogromnym bogactwie środowisk naturalnych planety. A także uświadamianie, że choć wiele osób wciąż nie chce się z tym pogodzić, wszyscy jesteśmy częścią symbiotycznego systemu, w ramach którego pustynny kurz zapewnia pożywienie mikroskopijnym organizmom w oceanach, a woda parująca ze sklepienia dżungli amazońskiej ma wpływ na komfort życia oddalonego o dziesiątki tysięcy kilometrów. Twórcy Naszej planety sugerują, że nie jest jeszcze za późno – musimy się jedynie w porę ocknąć i diametralnie zmienić sposób myślenia.

"Nasza planeta", reż. Alastair Fothergill, 2019 r., Netflix
„Nasza planeta”, reż. Alastair Fothergill, 2019 r., Netflix

Nie bez powodu każdy z ośmiu odcinków rozpoczyna się od wymownego ujęcia Ziemi z perspektywy Księżyca, na którym ludzie stanęli 50 lat temu, w 1969 r., a od tamtego czasu – na przestrzeni życia jednego człowieka – zdążyli wyeksploatować Błękitną Planetę w stopniu, o jakim nikomu wcześniej się nie śniło. Czołówka wprowadza w serial tak sugestywnie, że obserwowanie wszystkich zarejestrowanych w kamerze cudów natury nabiera szerszego kontekstu: nie uciekajmy w międzygwiezdne fantazje o pozaziemskich cywilizacjach, najpierw nauczmy się doceniać to, co mamy. Spektakl milionów świecących jętek unoszących się nad wodą niczym lampiony w animacji Zaplątani. Akrobatyczne, ale nie mniej romantyczne tańce godowe gorzyków, które zapewniają równie wiele rozrywki i wzruszeń, co slapstickowe popisy Bustera Keatona czy Charliego Chaplina. Trudne do wymazania z pamięci ujęcia zdezorientowanych morsów, które wbrew własnym cielesnym ograniczeniom wspinają się na kilkudziesięciometrowe skały, by z nich później dramatycznie spadać.

Komedia, tragedia, romans, horror, dreszczowiec, melodramat, przygoda, kryminał, film akcji i kino familijne w jednym, tworzonym przez lata przyrodniczym widowisku, które zostawi w wielu widzach trwały ślad, a innym być może uświadomi, jak niesamowita i wciąż do pewnego stopnia niezbadana jest Ziemia.

Proponowana tutaj optymistyczna alternatywa dla filmów sugerujących, że ludzkość przekroczyła punkt bez powrotu, sprawia, że twórcy Naszej planety wprawdzie prześlizgują się po wielu zagadnieniach, jednak ich dzieło broni się audiowizualną siłą, z jaką pokazywana jest panorama różnorodności życia na Ziemi. Tym, że udało się im podejrzeć rozwijające się pod lodem algi, które dają pożywienie bilionom kryli, zatańczyć dzięki podwodnej kamerze z ławicą łososi, zarejestrować na poły mityczne tygrysy syberyjskie zamieszkujące tysiące kilometrów tajgi. A także zaznaczyć w ostatnim odcinku, że w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia – być może najlepszej istniejącej metaforze toksyczności gatunku ludzkiego – rozwinęła się dzika natura, która radzi sobie z promieniowaniem. I daje nadzieję na przyszłość. Taka puenta.

"Nasza planeta", reż. Alastair Fothergill, 2019 r., Netflix
„Nasza planeta”, reż. Alastair Fothergill, 2019 r., Netflix

 

Czytaj również:

Co może Greta?
i
Greta Thunberg w Parlamencie Europejskim w marcu 2020 r.; zdjęcie: Parlament Europejski/flickr (CC BY 2.0)
Ziemia

Co może Greta?

Paulina Wilk

„Protestuję, bo to tak ważna kwestia, a nikt nic nie robi, nic się nie dzieje, więc ja muszę zrobić to, co mogę” – mówi młodziutka Szwedka, która odważyła się powiedzieć dorosłym, że fundują swoim dzieciom zagładę.

Jest nieduża jak na swój wiek. Kiedy spotyka się z dziennikarzami najważniejszych mediów, oni zawsze to odnotowują – zdziwienie, że ta drobna, nieskora do uśmiechu nastolatka wygłasza tak mocne, bezkompromisowe słowa. Wzywa władców świata na dywanik i daje im burę.

Czytaj dalej