Po największym amerykańskim architekcie pierwszej połowy XX w. Franku Lloydzie Wrighcie można było spodziewać się trzech rzeczy – wielkiego ego, pięknych domów i ich przeciekających dachów. Ten wybudowany w kalifornijskiej Pasadenie w 1929 r. zalicza się do każdej z wymienionych kategorii.
Posadowiony na jednym z hollywoodzkich wzgórz, został zaprojektowany z tanich, powszechnie używanych, ale dosyć szpetnych bloczków betonowych. Dla urozmaicenia ma ornament, który można było wytłaczać mechanicznie, już w trakcie masowej produkcji. Dzięki świetnej grze proporcjami partii budynku, oryginalnej, modułowej konstrukcji, ornamentyce i egzotycznej stylistyce Wrightowi udało się stworzyć dom po dziś dzień uznawany za jeden z najciekawszych i najpiękniejszych w jego dorobku. Później tą samą techniką wybudował w Kalifornii jeszcze trzy domy. Każdy z nich jest uznawany za arcydzieło.
Siedemnaście lat wcześniej wzniósł tym samym zleceniodawcom dom w Highland Parku w stanie Illinois. W autobiografii architekt wspomina: „Byłem dumny, że mam klienta, który przeżył pierwszy dom i poprosił mnie o jeszcze jeden. Ze stu siedemdziesięciu, które do tej pory wybudowałem, zdarzyło mi się to po raz jedenasty”.
Nie zawsze było tak sielsko. Ze względu na oryginalną formę i pionierską naturę budynek miał złą prasę. W trakcie budowy okazało się też, że główny wykonawca podkradał materiały. A jego niedociągnięcia warsztatowe poskutkowały regularnie przeciekającym dachem. Pech chciał, że pod koniec budowy nad hollywoodzkimi wzgórzami nastąpiło największe od 50 lat oberwanie chmury. By naprawić spore szkody, Wright z własnej kieszeni wyłożył ponad połowę sumy pierwotnie przeznaczonej na wzniesienie domu. To i tak wielki gest ze strony architekta. Wymowna wydaje się historia związana z nieszczelnym dachem w domu Hibberda Johnsona. Zaniepokojony strumieniami wody, które lały się na głowy domowników w nowo wybudowanej willi, skonsternowany klient zadzwonił do Wrighta: „Frank, mamy gości, jemy kolację i z sufitu leje się na nas woda, co mamy zrobić?”. Wright, z absolutnym spokojem, miał odpowiedzieć: „Przesuń stół”.