Doskonali nieznajomi Doskonali nieznajomi
Przemyślenia

Doskonali nieznajomi

Paulina Wilk
Czyta się 4 minuty

Nie znają się i nie mają ze sobą nic wspólnego. Trafiają do Domu Wyciszenia – ośrodka odnowy biologicznej i duchowej – z diametralnie różnych powodów. Singielka Frances przeżywa początek menopauzy i początek końca swojej kariery pisarskiej.

Ben i Jessica mają za dużo pieniędzy, wygrali na loterii i fortuna miażdży ich małżeństwo. Heather i jej rodzina wyglądają na zdrowych i wysportowanych, ale sporo milczą – dźwigają smutną tajemnicę. Jest jeszcze porzucona nagle przez męża mama czterech dorastających córek, niemłody gej na zmianę oddający się hedonizmowi i terapiom oczyszczającym oraz zapomniany gwiazdor amerykańskiego futbolu, dziś z brzuchem tak pokaźnym, że nie mógłby nawet kopnąć piłki.

Wszyscy bohaterowie powieści Nine Perfect Strangers mają jedno – spore oczekiwania. I choć, jak na członków wyższej klasy średniej przystało, na zewnątrz demonstrują dystans, a nawet kpiący stosunek do filozofii i praktyk wellness, to przecież sporo zapłacili, by odbyć 10-dniowy, ponoć odmieniający życie turnus w tym rekomendowanym miejscu.

Liane Moriarty konstruuje fabułę w odosobnionym i złudnie nieskazitelnym miejscu. Przeprowadza na bohaterach eksperyment, po mistrzowsku odsłaniając przed czytającymi kolejne elementy układanki. Zamiast narastającego jednostajnie napięcia są tu zręcznie przeplatane chwile ulgi, błyskotliwości, rozrywki i te wyprowadzane niespodziewanie fabularne ciosy, które przypominają lekkie rażenie prądem. Pochłaniając tę powieść, nie wolno dać się zwieść wypoczynkowej idylli. Podobnie jak goście Domu Wyciszenia czytelnicy są nagle elektryzowani nowymi elementami terapii i poziomami wtajemniczenia. Atmosfera tężeje i wkrótce to, co miało stanowić przyjemną drogę do rekonstrukcji „ja” każdego z gości, zaczyna przypominać seans z psychopatią.

Twórczyni i właścicielka centrum odnowy – Masha jest uosobieniem człowieka sukcesu, emocjonalnym zombi, doszła na szczyt zawodowy za cenę ukatrupienia swych uczuć i wspomnień. Choć Masha pracuje w branży uszczęśliwiania, jest kompilacją neuroz i zaburzeń ukrytą za maską łagodności i regularnych oddechów.

Goście ośrodka poddawani są coraz bardziej kontrowersyjnym praktykom. Początkowo oczarowani i ulegli obudzą się jednak w porę, by dostrzec groźną manipulację. Co nie znaczy, że uda im się uniknąć radykalnego eksperymentu, który każdego z nich zaprowadzi nad przepaść. Postawią sobie najważniejsze pytania i doświadczą skrajnych stanów, które wpłyną na to, że poznają własne życia od nowa. Kontrowersyjna „terapia” Mashy odniesie skutek – pomoże każdemu z bohaterów „wyjść z siebie”. Przemiana nie będzie magiczna, raczej przyziemna, ale zadziała jak pierwsza upadająca kostka domina.

Sama konstrukcja powieści (uwięzienie bohaterów w odseparowanym środowisku bez możliwości uzyskania pomocy z zewnątrz), złożenie grupy postaci z różnych typów osobowości, doprowadzenie akcji do punktu kulminacyjnego, a następnie stopniowe rozłożenie napięcia są dowodem dużej pisarskiej zręczności Moriarty – autorki, której książki kupiło 14 mln ludzi na świecie. Pisarka prowadzi historię pewnym piórem i bez potknięć. Buduje przekonujące portrety, opowiadając ludzkie losy daje wiele powodów do uśmiechu, namysłu i zadziwienia, a najlepsze wrażenie robi to, że zdarzenia poznajemy z perspektywy wszystkich bohaterów. Uwaga czytelnika co chwilę przenosi się na różne aspekty fabuły, nie ma więc mowy o nudzie ani pewności, co wydarzy się za chwilę. W książce splata się 10 opowiedzianych odmiennymi językami narracji. To zabieg podobny do wykorzystanego w Wielkich kłamstewkach zmienionych w nagradzany serial przez producentki i aktorki Reese Witherspoon oraz Nicole Kidman (niedawno premierę miał drugi sezon z udziałem Meryl Streep).

Największy talent Moriarty leży w umiejętności balansowania pomiędzy lekkością a dotkliwością opowieści. To mistrzyni operowania banałem w celu odsłonięcia skrywających się pod nim prawdy i bólu. Każdy z gości Domu Wyciszenia jest stereotypowy i każdy cierpi. Każdy stoi na skraju rozpaczy – perfekcyjnie pacyfikowanej przez kulturę i konwenanse, tuszowanej zabiegami wizerunkowymi, zamożnością i innymi powłokami odwracającymi uwagę od pustki, samotności, żałoby, utraty tożsamości. Podobnie jak bohaterki Wielkich kłamstewek pacjenci ośrodka odnowy powinni wrzeszczeć. Ale chodzą do pracy, utrzymują związki, dają radę, wytrzymują. I łatają to, co się da – kondycję fizyczną, pozory dobrego życia.

Moriarty pokazuje współczesność jako terror idylli, pejzażu nierzucającego cienia. W atmosferze dążenia do doskonałości nie ma miejsca na wyrażanie wartości negatywnych, na ból, zapaść, beznadzieję. Istnieje tylko jeden kurs – ku idealizacji. Wśród bohaterów Nine Perfect Strangers nie ma nikogo wolnego od ideologii perfekcji, a jej najwyższą kapłanką jest Masha wraz ze swą małą armią zakonników oddanych sprawie – zawodowych trenerów ulepszonego istnienia. Mashy nie zależy na pieniądzach (to przebrzmiała waluta, zarabiać może każdy), lecz na przekonaniu innych, że wyparcie i odcięcie są właściwą drogą. Ona własną traumę sprzed lat zamroziła, postanowiła zacząć życie od nowa i taki scenariusz egzekwuje u gości swojego ośrodka.

Moriarty pokazuje odrzucenie rys i niedoskonałości jako wirus dzisiejszego świata, zaraźliwą obsesję, którą przenosimy między sobą. Ale którą możemy też powstrzymać odrobiną zdrowego rozsądku, otwartym sercem. Do relatywnie szczęśliwego zakończenia jej najnowszej powieści nie prowadzą żadne dramatyczne decyzje. Dobrowolnie doświadczywszy „nieomal śmierci”, bohaterowie Moriarty odzyskują jasność widzenia siebie i swojego położenia. Starają się zachować pamięć o ulotności i kruchości życia.
Jest w tej figurze jeszcze jedna intrygująca myśl – że w dzisiejszym świecie prawie nic już nie jest autentyczne. Spędzamy czas w rzeczywistości przetworzonej i nieustannie manipulowanej, w której sztucznie spreparowane kryzysy okazują się jedyną drogą na zewnątrz, do prawdy. Prowokujemy dramaty, by poczuć ziemię pod stopami. Potrzebujemy mroku – mówi Moriarty. A potem odrobiny poczucia humoru, które nas z tych najczarniejszych chwil wyciągnie.

 

Czytaj również:

Co może Greta? Co może Greta?
i
Greta Thunberg w Parlamencie Europejskim w marcu 2020 r.; zdjęcie: Parlament Europejski/flickr (CC BY 2.0)
Ziemia

Co może Greta?

Paulina Wilk

„Protestuję, bo to tak ważna kwestia, a nikt nic nie robi, nic się nie dzieje, więc ja muszę zrobić to, co mogę” – mówi młodziutka Szwedka, która odważyła się powiedzieć dorosłym, że fundują swoim dzieciom zagładę.

Jest nieduża jak na swój wiek. Kiedy spotyka się z dziennikarzami najważniejszych mediów, oni zawsze to odnotowują – zdziwienie, że ta drobna, nieskora do uśmiechu nastolatka wygłasza tak mocne, bezkompromisowe słowa. Wzywa władców świata na dywanik i daje im burę.

Czytaj dalej