„Superman czy Iron Man?” – pada jedno z odwiecznych pytań. Chwilę wcześniej była mowa o Batmanie. Jeśli w filmie z Kenii dwójka afrykańskich dzieciaków dyskutuje o amerykańskich superbohaterach, powinniśmy chyba spodziewać się kąśliwego krytycznego tonu i lamentów nad amerykańskim kulturowym kolonializmem, względnie wszechobecną makdonaldyzacją. Pudło. Supa Modo to po pierwsze film dla dzieci, po drugie – film o umieraniu. A superbohaterowie dostarczają po prostu języka, który pozwala opowiedzieć tym pierwszym o tym drugim.
Nieprzypadkowo pierwsza scena przedstawia dzieciaki z wypiekami na twarzy zapatrzone w ekran filmowy. Bohaterką Supa Modo jest mała Jo, która w kinie znajduje odskocznię od ponurej rzeczywistości. Paradująca w nieodłącznej czapce dziewczynka jest bowiem śmiertelnie chora. Akcja rusza w momencie, gdy matka wypisuje ją ze szpitala, by córka mogła spędzić ostatnie dni w domu rodzinnym, w otoczeniu bliskich. Starsza siostra postanawia wykorzystać fascynację Jo superbohaterami i jeszcze bardziej umilić jej ten czas. Aranżuje rzeczywistość wokół dziewczynki w taki sposób, by ta pomyślała, że posiada… supermoce.
Reżyser Likarion Wainaina gra tu prostymi opozycjami. Blichtr ekranu filmowego kontrastuje z realiami afrykańskiej codzienności, a fantazja o nadprzyrodzonych zdolnościach z opresją nieuleczalnej choroby. Do tego matka Jo jest położną: wita na świecie kolejne dzieci, ale musi pożegnać się z tym jednym, swoim własnym. Wainaina nie operuje jednak retoryczną łopatą, potrafi sprawić, że ta niewyszukana symbolika wypada szlachetnie, nienachalnie, a przy tym – czytelnie. Znajduje sposób, by mówić do dzieci o trudnych sprawach bez protekcjonalnego dystansu, zrozumiałym dla nich językiem. Twórca zakłada zresztą – całkiem słusznie – że mali widzowie rozumieją dużo więcej, niż może się niektórym wydawać.
Tak czy inaczej, film o śmierci nieuchronnie musi być filmem o oswajaniu śmierci, o godzeniu się z jej perspektywą. W Supa Modo za taką „amortyzację” służy właśnie X muza. Nic dziwnego, że bohaterowie postanawiają nakręcić w końcu film o heroicznym alter ego Jo: tytułowej Supa Modo. Wainaina ładnie łączy tu afrykański koloryt z archetypami zachodniej popkultury, doprawia wszystko szczyptą azjatyckiego „kina kopanego” i dowodzi, że supermoce faktycznie istnieją. Nazwijcie je Pamięcią, Opowieścią, Kinem – mniejsza o to. Efekty specjalne mogą być chałupnicze, budżet może być groszowy, historia może być prosta. Ale kiedy wzywa potrzeba, kamera potrafi wznieść się w przestworza, montażowa elipsa potrafi cofnąć czas, a wspólnota twórców i widzów potrafi przezwyciężyć śmierć. Choćby tylko na chwilę.