Tadeusz lekturę rozpoczyna od zabawy z okładką. Przegląda zawartość. Kartkuje. Ocenia, ile to będzie czytania. Przy kilku zdjęciach zatrzymuje się na dłużej. Zaczyna czytać, ale nie od początku. Zatrzymuje się w miejscu, gdzie jest „fajne” zdjęcie. Czyta, uśmiecha się. Czyta i patrzy na obraz. Dalej czyta, przerywa, zerka na stronę ze zdjęciem. Potem znowu kilka kartek dość szybko, aż go znów coś wciągnie. Wraca do okładki. Rozchyla skrzydełka. Po chwili metodycznie odczytuje, który pasek co oznacza i gdzie w książce znajdzie jego dalszy ciąg. Na tym mija kilka minut, w końcu Tadeusz odczytuje zdjęcia tylko za pomocą tych haseł. Zabawa wciąga. Zastanawiam się, czy w ogóle wróci do czytania. Niepotrzebnie. Po dłuższej chwili zaczyna czytać, od początku. Strona po stronie. Wychodzę z pokoju po kawę. Tyle co wstawić ekspres. Wracam, a on pokazuje, ile już przeczytał. Że fajne. Lektura na dwa popołudnia. Od deski do deski.
– I jak książka? – pytam.
– Fajna – odpowiada Tadeusz.
– Dla kogo jest ta książka?
– Dla wszystkich. Tych, którzy się znają na fotografii, i tych, którzy się nie znają.
– Faktycznie, to wszyscy.
– No, dla fotografów i dzieci.
– A jak ktoś się nie zna na fotografii?
– To też może ją przeczytać, bo też się nauczy.
– Czego się nauczy z tej książki? Jak fotografować?
– Nie. Jak patrzeć na zdjęcia.
– Więc jak…?
– Potrzebujesz czasu, żeby obejrzeć zdjęcie.
– Im dłużej patrzysz, tym więcej widzisz?
– No, tak! Może w zdjęciu są gdzieś ukryte rzeczy, jak dłużej patrzysz, to twój wzrok może wyhaczyć więcej rzeczy. [Oglądamy zdjęcie Zofii Chomętowskiej – przyp. J.K.]. Najpierw widziałem młotek i rękę i tyle. A potem zobaczyłem, że jest pomnik i gest.
– Co to jest gest? [To akurat jeden z rozdziałów – przyp. J.K.].
– Że jakiś ruch. Takie wysunięcie palca to jest gest.
Potem Tadeusz znajduje śmieszne zdjęcie i śmieszne pytanie, które postanawia mi przeczytać: „Kto jest autorem tego selfie – kot czy mężczyzna za nim?”.
– Jak myślisz, mamo? – dopytuje.
– Faktycznie dobre pytanie, a jak sądzisz?
– Ma rękę tak, że nie widać, żeby ten facet robił zdjęcie, więc raczej kot.
– Co ci się najbardziej podoba w tej książce? – drążę, coraz bardziej zaciekawiona.
– Zdjęcie z kotem i ta zabawa z kolorami. Każdy kolor oznacza coś innego.
– Pomocne to jest?
– Tak, bo tu na skrzydełkach jest napisane, który kolor co oznacza, i na każdej stronie są kolorowe kwadraciki, które coś oznaczają. I nie wiemy, co oznaczają, dopóki nie obejrzymy tego, co na skrzydełkach. Są z przodu i z tyłu.
– W czym jeszcze ta książka pomaga?
– W rozumieniu samych zdjęć.
– A po co w ogóle je rozumieć?
– By je móc odczytać i widzieć, co na nich jest, bez czytania podpisów. Powiedzmy, że zdjęcia to są słowa zamienione w zdjęcia.
– I można budować z nich zdania, napisać je?
– Aha, tak! Możesz zapisać. Zrobić zdjęcia, ze zdjęć mogą być zdania, wyrazy, słowa, i jeszcze inne rzeczy.
– Jakie rzeczy?
– Na zdjęciach można przedstawić prawie że wszystko, a może nawet wszystko.
– Naprawdę wszystko? A czego się nie da?
Tadeusz patrzy na karton soku.
– Zawartości pustych opakowań. Nie wiesz, jaki w środku ma kolor.
– A jak rozetniesz?
– To już widać… Wiem! Nie możesz sfotografować tego, co jest wewnątrz ziarenka soli, cukru, pieprzu.
– Wezmę mikroskop i będę mogła.
– Serca…
– Wewnątrz ciała też można.
– Dobra. Czasu nie możesz sfotografować. Czas jest niewidzialny przecież…
– Ale można go przedstawić za pomocą fotografii, jeśli zrobisz zdjęcie…
– Zegar, zegarek! Ale jako takiego czasu nie można, bo jest niewidzialny!
– No…
– Snu! Wyobraźni! Myśli! Miłości, uczuć! – wylicza Tadeusz.
– A zdjęcia mogą budzić uczucia?
– Tak! Bo ta osoba, która ogląda, może mieć jakieś uczucia. Potem lepiej będzie pamiętać to zdjęcie.
– Podoba mi się, jak zauważyłeś, że zdjęcia to są słowa – zmieniam trochę temat. – Wiesz, od dawna mówi się, że fotografia zastępuje 1000 słów.
– No tak, bo ze zdjęcia dowiesz się więcej.
– A to się tak po prostu wie? Czy trzeba się tego nauczyć?
– Nauczyć.
– Jak?
– Trenować. Więcej oglądać, dłużej patrzeć.
– A ta książka w tym pomaga?
– Właśnie tak. Są opisy i pytania. Trzeba na te zdjęcia patrzeć uważnie, żeby móc odpowiedzieć na pytania. Jeśli nie widzisz, co jest na zdjęciu, to czasem autor wyjaśnia…
– Autorzy – precyzuję. – A tak naprawdę: narrator.
– Czasem zadaje pytania, czasem są zagadki. Fajne jest zadawanie pytań.
– Jest tu dużo fajnych zdjęć – dodaje Tadeusz. – Ta książka uczy, żeby patrzeć na zdjęcia uważniej.
– Na inne zdjęcia też?
– Tak.
– W innych książkach, w gazetach, w Internecie zdjęcia są podpisane. Inaczej niż w twojej książce – otwieram wiosenny „Przekrój”. Patrzymy na zdjęcia podwodne, zaraz potem na zdjęcia Vivian Maier. – Który podpis jest ciekawszy, ten z gazety czy z książki?
– Wolałbym takie opisy jak w książce, z pytaniami.
– Dlaczego?
– Bo wtedy więcej się dowiadujesz o zdjęciu.
– Ale w gazecie masz datę, autora, czasem dokładnie wiesz, co jest na zdjęciu. Czego ci brakuje?
– Chciałbym wiedzieć, jak zdjęcia powstały, wtedy jest ciekawiej. Można czasem zgadnąć.
– A co, jeśli nie ma tekstu obok zdjęcia? Co wtedy? Mówiłeś, że ta książka uczy radzenia sobie, bez patrzenia na podpis.
– Trzeba popatrzeć, przyjrzeć się. Co na nim jest, kto na nim jest, co się tam dzieje. Albo kto tam coś robi. Czy jest ukryty gest czy błąd, czy przedmiot… Można się zastanowić, gdzie był fotograf, jak mógł zrobić to zdjęcie.
– I to jest wtedy to ciekawsze oglądanie?
– Tak. Bo mi się utrwali w głowie.
– A gdzie będziemy tę książkę trzymać? – pytam. – U ciebie na półce czy u mnie, z resztą książek o fotografii?
– Zabieram ją do siebie!
Postscriptum:
Dzięki za fajną lekturę, dla takich, co się znają, i dla takich, co nie. Coś mi się wydaje, że będziemy tam czasem wracać. Po tej książce jakoś uważniej patrzy się na zdjęcia, (młody) czytelnik szuka podpisu, dopytuje. Może za bardzo (ale to pewnie dlatego, że na świeżo) posługuje się pojęciami z książki: „gest”, „błąd”, „krajobraz”.