Futbolowy koktajl znaczeń
Przemyślenia

Futbolowy koktajl znaczeń

Sylwia Stano
Czyta się 3 minuty

Większego globalnego widowiska niż finały piłkarskich mistrzostw nie ma. Jasno pokazują to liczby – telewizyjna oglądalność, kontrakty reklamowe zawodników czy obecność w mediach społecznościowych. Paweł Mościcki w swoim zbiorze esejów poświęconych piłce nożnej celnie przywołuje słowa Piera Paola Pasoliniego o tym, że ten sport to ostatnie święte przedstawienie naszych czasów. „Podczas gdy inne święte przedstawienia, na czele z mszą, są w zaniku, została nam już tylko piłka” – stwierdził kiedyś włoski reżyser. Piłka nożna wydaje się niezwykle prosta (bo przecież pamiętamy słowa Kazimierza Górskiego, że: „piłka jest okrągła, a bramki są dwie, albo my wygramy, albo oni”), a jednak można o niej rozprawiać godzinami. Dawać upust emocjom i kulturoznawczym fascynacjom, roztrząsać plebejskie korzenie albo rysować na boisku wzory niczym generałowie na sztabowych mapach – jak robił to na przykład w telewizyjnym studio niegdysiejszy asystent trenera Górskiego Jacek Gmoch.

Opisywać piłkę nożną można na wiele sposobów. Ten w Lekcjach futbolu mocno prowokuje do myślenia. Mościcki – eseista, tłumacz i naukowiec – przyłapał się na tym, że skomplikowane zagadnienia przekłada często na język futbolu.

„Tak jakby porównanie jakiegoś zagadnienia do piłki nożnej pomagało uczynić je bardziej zrozumiałym, prostszym, wyraźniej zaznaczyć jego kontury w umyśle” – stwierdza na samym wstępie.

Postanowił więc odwrócić tę sytuację i językiem filozofii opisał piłkę nożną. W 22 esejach zastanawia się nie tylko nad wykluczającą funkcją spalonego czy rolą przerwy w meczu, lecz także nad tym, czy lepszą metaforą dla futbolu jest wojna, czy seks. W serii rzutów karnych po nierozstrzygniętym meczu widzi alegorię czekającej nas wszystkich śmierci, w powołaniu do kadry narodowej punkty styczne z kafkowską prozą, a w kłótniach piłkarzy z sędziami po spornych faulach namiastkę walki klasowej.

Paralelę można też wytyczyć między rozpadającym się związkiem a zgraną drużyną, która ulega ulotnej atmosferze obcego stadionu. Pojawia się pęknięcie, a najlepsi gracze stoją daleko od siebie i nie mogą skonstruować żadnej płynnej akcji. W Lekcjach futbolu nie brak też odniesień do historii czy współczesnej polityki międzynarodowej. „Piłka nożna jako metafora bieżącego stanu świata. Najczęściej, co zastanawiające, ukazanego jako prawdziwy koszmar”.

Mościcki piłkę nie tylko uważnie ogląda i analizuje (a nawet sam chętnie w nią grywa), lecz także po prostu ten sport kocha. Jego eseje czyta się dobrze, bo piłkę nożną traktuje nie tylko „szkiełkiem i okiem”, ale także sercem. Dostrzega jej mankamenty, drastyczne skomercjalizowanie i wykorzystujących ludzką miłość do futbolu polityków, ale mimo to nie przestaje się zachwycać wirtuozerskimi zagrywkami i golami zdobytymi w samej końcówce spotkania. Okazuje się, że im więcej o futbolu myśleć, tym bardziej widzi się w nim odbicie kolejnych aspektów życia.

Mościcki w swoich esejach zatacza bowiem koło. Zaczyna od filozoficznej analizy futbolu po to, aby ostatecznie przeanalizować to, co składa się na naszą egzystencję – bliskość, cielesność czy śmiertelność.

Czy piłka nożna może więc opowiedzieć o wszystkim? Zapewne nie, ale wyraźnie po lekturze Lekcji futbolu widać, że może być kluczem do opisania zaskakująco wielu zagadnień. Nawet jeśli pozornie wydawać by się to mogło tylko zręczną metaforą. „Cóż to za czasy, w których to piłka nożna – a nie historia czy filozofia – stała się nauczycielką życia?” – pyta nieco ironicznie Mościcki. Ale sprzeczności tu na szczęście nie widać. Futbol jest bowiem nie tylko sportem, ale też koktajlem znaczeń, w którym historia i filozofia mieszczą się tak samo dobrze, jak konsumpcjonizm czy show-biznes.

 

Czytaj również:

Rozmaitości sportowe – 2/2019
i
ilustracja: Karyna Piwowarska
Wiedza i niewiedza

Rozmaitości sportowe – 2/2019

Michał Szadkowski

Prezeska po przejściach

Jeszcze niedawno Ineta Ra­dē­vi­ča była twarzą łotewskiego sportu. Trzykrotnie wybieraną na sportsmenkę roku, wicemistrzynią świata i mi­strzynią Europy w skoku w dal, chorążą podczas igrzysk w Londynie w 2012 r. Tak w kraju popularną, że zapraszaną na sesję do „Playboya”. Osiągnięcia na skoczni pomogły jej wygrać wybory na szefową łotewskiej lekkoatletyki w 2017 r. Niedawno jej sukcesy ze skoczni mocno jednak wyblakły, a prezesowska kariera się skończyła. MKOl ogłosił bowiem, że podczas igrzysk w 2012 r. Radēviča przyjmowała steryd anaboliczny oxandrolon. Gdy formalnoś­ciom stanie się zadość, Łotyszka straci czwarte miejsce z Londynu. Do medalu zabrakło jej wówczas centymetra, po igrzyskach zakończyła karierę. ­„Zawsze byłam i będę przeciwna używaniu niedozwolonych środków. Świadomie nigdy bym ich nie użyła. Sprawa dotyczy zdarzeń sprzed kilku lat, co czyni obronę trudniejszą, gdyż nie zachowała się cała dokumentacja medyczna z tamtego czasu” – tłumaczyła na Instagramie 37-letnia Radēviča. Łotyszka jest czwartą nakoksowaną uczestniczką finału skoku w dal w Londynie. Nie została do niego dopuszczona Turczynka Karin Melis Mey (testosteron), później wpadły piąta Białorusinka Nastassia Mironczyk-Iwanowa oraz siódma Rosjanka Anna Klasztorna (obie przyjmowały turinabol). Niewykluczone, że na tym się nie skończy, MKOl otwiera bowiem kolejne lodówki z próbówkami z 2012 r. Olimpijskim władzom zaczyna się śpieszyć, według zasad próbki z Londynu mogą sprawdzać tylko do sierpnia 2020 r.

Więksi niż Waligóra i Wyrwidąb

Yékini, Bombardier, Tyson – tak nazywają się gwiazdy sportu uprawianego w jednej części świata, ale popularnością przebijającego tam nawet piłkę nożną. Chodzi o senegalskie zapasy, tradycyjną sztukę walki uprawianą przez zamieszkujących Senegal i część Gambii Sererów. Zasady są proste: żeby wygrać, trzeba powalić rywala na plecy, sprawić, by wszystkimi kończynami dotykał ziemi, lub wypchnąć z otoczonego workami z piaskiem ringu. O wyniku decyduje trzech sędziów. Walka nie jest długa, ale poprzedzają ją ceremonie, które zaczynają się już w domu zawodnika (mają pomóc odegnać złe duchy), a kończą niedługo przed wejściem na ring, kiedy zapaśnik wykonuje bàkk, czyli pieśń o sobie. Kiedyś młodzi mężczyźni rywalizowali o żony, żeby udowodnić swoją męskość, albo dla rozrywki przywódców. Dziś senegalskie zapasy – pewnie także na fali rosnącego zainteresowania mieszanymi sztukami walki (MMA) na całym świecie – to wielki biznes. Zawodnicy trenują na pełen etat, ćwiczą elementy judo, boksu i zapasów. Przy najlepszych Waligóra i Wyrwidąb poczuliby się jak chucherka. Serigne Ousmane Dia, czyli wspomniany Bombardier, mierzy 190 cm i waży 150 kg, Tyson ma 199 cm i 135 kg. Walki odbywają się na stadionach piłkarskich, są transmitowane przez telewizje i oblegane przez sponsorów. Najlepsi zarabiają po 200 tys. dolarów za wyjście na ring, co w Senegalu jest fortuną (PKB na głowę wynosi tam 2,7 tys. dolarów rocznie, czyli 11 razy mniej niż w Polsce). Co więcej, gwiazdy są wzorami do naśladowania. „Kiedy topowy zapaśnik mówi, ludzie go słuchają” – podkreślał w CNN senegalski minister sportu Mata Ba.

Czytaj dalej