Ta historia wydarzyła się naprawdę: w miejscowości Ż. na Górnym Śląsku, przed kilku laty. Podobne przypadki raz po raz wstrząsają światem gołębiarzy. To nie przelewki. Tak wygląda prawdziwe życie.
DRAMATIS PERSONAE:
GOŁĄB – pocztowy, wyścigowy, lotnik nad lotnikami (acz ostrożny)
ZYGMUNT – właściciel gołębia. Zapalony hodowca z miejscowości Ż.
ADRIAN – sam siebie nazwałby „przywłaszczającym”, choć niektórzy wolą zwykłe „złodziej”. Mieszka w pobliskiej miejscowości Z.
CHÓR HODOWCÓW – mędrcy tego świata
GŁOS – tajemniczy, słyszany tylko w gołębiarskich kuluarach!
POLICJA – stróże prawa, którym zwykle brakuje dowodów zbrodni
Scena 1
Trwa podniebny wyścig. Dwa dni temu hodowcy zawieźli gołębie pocztowe w wyznaczone miejsce, by dowiedzieć się, ile czasu zajmie im powrót do gołębników. Na pustym niebie pojawia się pojedynczy punkt. To właśnie nasz bohater.
GOŁĄB: Jakże odległy i ograniczony zdaje mi się dwuwymiarowy świat ludzi! Sunę po kopule firmamentu, czuję między lotkami prądy powietrza, widzę jak na dłoni jasne smugi linii pola magnetycznego naszej planety. Sroce spod ogona nie wypadłem, o nie; pochodzę z długiej linii czempionów, wybitnych lotników. Nawigację mam w małym piórku! Nic dziwnego, że Zygmunt – ten, który zbudował mój gołębnik – hołubi mnie, karmi, oferuje kolejne piękne samiczki. Liczy na moje potomstwo, które na pewno nie zawiedzie jego oczekiwań. Nie ma czasu do stracenia, muszę wrócić do domu! Gnam ile sił i nic mnie nie zatrzyma!
Zrywa się wiatr, chmury przesłaniają słońce, zaczyna padać grad.
CHÓR HODOWCÓW: Uważaj, podniebny okruchu! Nie tylko siła mięśni i zdolność nawigacji wyróżniają prawdziwego czempiona! Musi on mieć wolę silną jak ze stali i żadnych trudów się nie lękać!
GOŁĄB: Zgroza! Nie wytrzymam w tym wichrze, który miota mną wedle uznania. Wybacz, Zygmuncie, ukochany mój właścicielu, nie wrócę do domu tak szybko, jakbyś chciał. Oto widzę na ziemi inny gołębnik, nieznany mi, ale oferujący niewątpliwą ochronę przed gradem. Przysiądę tylko na chwilkę…
Przysiada na dachu gołębnika na działce Adriana.
Scena 2
Adrian wychodzi przed dom, podnosi wzrok i zauważa Gołębia.
ADRIAN: No! Chyba mam dziś szczęście. Moje nędzne stadko zasilił nieznajomy przybysz. Chodź tu, gołąbeczku, sfruń, uchylę drzwi gołębnika…
GOŁĄB: Wyśmienicie, pora skryć się przed burzą!
Wlatuje do środka. Adrian drzwi zatrzaskuje.
ADRIAN: Mam cię! Jesteś mój. Nie ukradłem cię, tylko wpuściłem. Jestem czysty i działam w dobrej wierze. Przecież nieraz już, gdy odwiedzały mnie obce ptaki, podcinałem im lotki, żeby dobrze poznały moją posesję i potem chciały do niej wracać. Normalka.
CHÓR HODOWCÓW: Kolego, przyznajesz się do kradzieży!
GŁOS: Gdzie tu kradzież? To tradycja! Nie pamiętacie już? Każdy gołębiarz zaczynał od ganiania i łapanki: zawsze tak było i zawsze będzie.
CHÓR HODOWCÓW: Kimżeś jest, Głosie?
GŁOS: Każdy z was słyszy mnie prędzej czy później. Nie udawajcie, że nie.
ADRIAN: Chcę wszystkim przypomnieć, że po prostu udzieliłem schronienia zmęczonemu lotnikowi.
GOŁĄB (zza krat): A ja tylko dodam, że jeśli coś już z mymi lotkami wydarzyć by się miało, wolę, by zostały zaklejone taśmą, a nie – uchowaj Boże! – podcięte.
CHÓR HODOWCÓW: Posłuchaj głosu sumienia, nim będzie za późno, Adrianie! Każdy gołąb pocztowy ma na nóżce obrączkę. Znajdź na niej numer prawowitego właściciela, który na pewno usycha z tęsknoty!
GŁOS: Właściciel może i tak, ale skoro gołąb do niego nie wrócił, to może źle mu się tam działo?
CHÓR HODOWCÓW: Widzisz, że przestraszył go grad! Biedna ptaszyna do rodziny tęskni, do bliskich… Adrianie, nie zatrzymuj znajdy! Zastanów się – przecież dokumentów nie masz, potwierdzenia zakupu, rodowodu. Na żaden wyścig ptaka nie zabierzesz!
ADRIAN: Ale będą z niego młode. Wygląda pięknie, ma maślane piórka i bystre oko – no czempion!
CHÓR HODOWCÓW: Czempion nie zląkłby się gradu.
GOŁĄB: Trochę mi głupio, przyznaję.
ADRIAN: Coś w tym jest, słuszna uwaga. Niech będzie, wygraliście. Oddam gołębia, ale przecież nie za darmo! Dawaj obrączkę, kochanieńki. Jest numer! Poczekamy, zadzwonimy…
Scena 3
Zygmunt krąży po ogrodzie. Wzrok wbija w niebo. Czeka, aż jego gołąb wróci z wyścigu. Niestety, ani śladu ptaka. Atmosfera bardzo napięta.
ZYGMUNT: Mam złe przeczucia, tragiczne! Mojego gołębia na pewno spotkało nieszczęście. Popytam znajomych hodowców, może ktoś coś wie…
CHÓR HODOWCÓW: Niestety, nie mamy twej zguby!
GŁOS: Trudno liczyć na pomoc hodowców, skoro każdy myśli o sobie. Nie zgadniecie, co się ostatnio wydarzyło, gdy znalazca zaginionego lotnika wysłał go kurierem do właściciela. Kurier – sam będąc gołębiarzem – zamienił czempiona na byle ulicznego gruchacza i tę właśnie łajzę dostarczył, w myślach już licząc przyszłe zyski! Nikomu nie można ufać!
CHÓR HODOWCÓW: Nieprawda to! Wielu z nas pomaga sobie nawzajem. Nawet gdy gołębie przylatują z zagranicy! Łączy nas bowiem miłość do ptaków i wzajemny szacunek!
ZYGMUNT: Ale mojego nie widzieliście?
CHÓR HODOWCÓW: Niestety.
Zygmunt wzdycha ciężko.
Scena 4
Mija kilka dni. Dzwoni telefon.
ZYGMUNT: Mało, że wymarzony mój, odchowany i odchuchany gołąbek ciągle nie chce wrócić, to jeszcze jakieś nieznane numery mnie nękają… Halo?
ADRIAN: Ptaka znalazłem, kolego. To dzwonię. Gołąbek odzyskuje siły i przyzwyczaja się do otoczenia.
ZYGMUNT (do publiczności): O nie! Jeśli na dobre uzna nowy dom, już zawsze będzie się na niego orientować i więcej do mnie nie przyleci! (do telefonu) Co będzie teraz?
ADRIAN: Dostaniesz ptaszka z powrotem. Ale nie za darmo.
ZYGMUNT: Przebrzydły złodzieju, mojego własnego gołębia będziesz mi sprzedawał?! Co robić?!
CHÓR HODOWCÓW: Cieszyć się, że złodziej zadzwonił i policją go postraszyć! Bo taki to już dziwny los, że gdy idzie o kradzież gołębi…
GŁOS: O przywłaszczenie!
CHÓR HODOWCÓW (piorunuje Głos wzrokiem): Gdy idzie o kradzież gołębi, władze są zwykle bezsilne. Nie ma dowodów, nie ma poszlak. Kto wie, gdzie wylądował ten czy inny lotnik? Natomiast jeśli złodziej kontakt nawiąże, zostaje ślad, numer telefonu… a to daje nadzieję! Tak, piękna nadzieja wykluwa się w sercach naszych!
GŁOS: Nie ma w konstytucji zakazu wpuszczania gołębi do gołębnika, cwaniaczki. Ani nakazu wyrzucania obcych ptaków. Przecież niektórzy hodowcy mają pod opieką po sto i więcej sztuk! Skąd by mieli wiedzieć, czy im się jakiś włóczęga nie przypałętał?
ADRIAN: Racja po mojej stronie! A policji się nie boję! Jeśli chcesz, żeby poszło na noże, kolego, wiedz, że nigdy więcej zguby nie zobaczysz! Decyduj! Ile wart jest gołąb?
ZYGMUNT (zbolałym głosem): Niech będzie. Wygrałeś. Mów, gdzie i kiedy mam się po niego zgłosić. Dam… pół tysiąca.
ADRIAN (do publiczności): Dobra nasza! Wiedziałem, że oko i piórka wysokiej klasy! Cenna sztuka! (do Zygmunta) Zobaczymy się przy autostradzie, w okolicach miejscowości Z…
Ściemnienie.
Scena 5
Zygmunt krąży nerwowo po chodniku przed komisariatem.
ZYGMUNT: Może lepiej odpuścić złodziejowi? Co, jeśli to dwumetrowy bysior, który da mi po głowie i zgarnie wszystkie ptaki z gołębnika? Po co wkraczać na wojenną ścieżkę i angażować policjantów? Przecież mam inne zdolne ptaszyska, wielu lotników… Ale co z tego! Co z tego, skoro na wietrze wciąż słyszę zlęknione gruchanie!
GOŁĄB (ledwie słyszalnie, gdzieś zza publiczności): Na pomoc!
ZYGMUNT: Muszę podjąć ryzyko. Dziś padło na mnie, jutro ucierpi ktoś inny. Trzeba zakasać rękawy!
Wchodzi do komisariatu.
Dzień dobry, panie władzo! Skradziono mi gołębia.
Policjanci się śmieją.
ZYGMUNT: To nie żarty! Gołąb kradziony – wart tysiąc złotych! (do widowni) Jakoś nagle spoważnieli.
POLICJANT: A dowody? Przecie wiadomo, że sprawa jest nie do ruszenia.
ZYGMUNT: Wręcz przeciwnie! Mam numer sprawcy i umówione spotkanie.
POLICJANT (uradowany): Ano jak tak, to tak! Ruszamy, chłopcy! Pora przyszpilić gołąbeczka.
Policjanci opuszczają scenę z Zygmuntem na czele.
Scena 6
Zatopiony w półmroku zjazd z autostrady A4. Na środku stoi nieco zdenerwowany Zygmunt. Policjanci wczołgują się z obu stron sceny, chowają się za dekoracjami. Jeden z nich wyciąga krótkofalówkę.
POLICJANT: Żadnej litości dla złodziei gołębi! Uwaga, chłopcy. Nadjeżdża!
Auto Adriana zatrzymuje się z piskiem opon. Na zewnątrz wyskakuje on sam i dwaj jego towarzysze. Zygmunt cofa się przestraszony.
ZYGMUNT: A to kto?
ADRIAN: Myślałeś, że przyjadę sam, frajerze? Dawaj kasę, jeśli cenisz życie gołębia!
ZYGMUNT: Nie skończy się dobrze ten dzień dla was, przestępcy!
GŁOS: Tradycjonaliści…
CHÓR HODOWCÓW: Ćśśś!
ZYGMUNT: …bo ja też nie przyjechałem sam!
POLICJANT: Stać!
Policjanci rzucają się na Adriana i jego towarzyszy, obezwładniają ich po krótkiej szamotaninie. Zygmunt wyciąga klatkę z gołębiem z bagażnika samochodu.
ZYGMUNT: Jesteś! Jesteś, mój kochany! Zobaczysz, ile ci ziarna sypnę, jakie przytulne gniazdko uwiję! Wracajmy do domu.
POLICJANT (do Adriana): A nasz ptaszek pofrunie prosto za kratki…
Scena 7
Zygmunt jest na swojej posesji. Trzyma w dłoniach gołębia. Wokół zbiera się Chór Hodowców.
ZYGMUNT: Tym razem – zupełnie wyjątkowo – wszystko dobrze się skończyło.
CHÓR HODOWCÓW: Jednak póki tradycja walczy z prawem, póty do podobnie nieszczęśliwych sytuacji dochodzić będzie!
GOŁĄB: Ludzie to specjaliści od myślenia w czterech wymiarach, choć świat ich – widziany z góry – ma jedynie dwa! Wiem jedno – wróciłem do domu, a zatem pierś wypełnia mi szczęście, którym chcę się podzielić! Przesyłam wielkie, serdeczne GRUCH dla wszystkich czytelników! Gruchu, gruchu, gruchu!
Kurtyna.
Imiona bohaterów i antybohaterów zostały zmienione.