Historia dzieci profesora Alexandru Eliadusa uświadamia nam, że młodzi niekoniecznie mają dziś łatwiej.
Przypomnijmy, że cała kariera tego znanego rumuńskiego uczonego wiązała się z pragnieniem odnalezienia ziół przywracających młodość. Od dziesięcioleci starożytne podania rozpalały jego wyobraźnię i entuzjazm badawczy.
Zakończona sukcesem podróż do Kalkuty nie tylko rozsławiła go w świecie akademickim, ale przede wszystkim umożliwiła zrealizowanie marzenia o cofnięciu się w czasie.
W 2007 r. profesor Eliadus zażył pierwszą dawkę; cofnął się o 35 lat. Trafił na moment swojego życia, kiedy przechodził kryzys wieku średniego. Nie życzył sobie przeżywać jakiegokolwiek kryzysu, więc po namyśle dogotował trochę więcej ziela.
Następnie dotarł do czasu, gdy miał 20 lat, prędko poczuł jednak, że targają nim sprzeczne emocje. Jego rodzice od dawna już nie żyli, ale zaczął odczuwać względem nich wielką i kłopotliwą zależność; szybko zapragnął wyrwać się z rodzinnych obciążeń i udręk. Ponadto hormony uderzały mu do głowy, stracił dystans do wielu spraw.
Dał sobie spokój z tym okresem. Spróbował kolejnej porcji ziela i wrócił do wieku dziecięcego. Rzeczywistość stała się czarodziejska, pełna zadziwień, ale wróciły też stare lęki. Przede wszystkim bał się Cyganów, którzy rzekomo chodzili po domach i sprzedawali dywany.
Zażył indyjskie ziele raz jeszcze, stojąc przed lustrem. I zaczął się kurczyć aż do poziomu ledwo widocznego embrionu, który zapadł się sam w sobie i zniknął.
Postawiło to spadkobierców profesora Eliadusa w bardzo kłopotliwej sytuacji. Mamy tutaj do czynienia z niezwykle skomplikowaną kwestią prawną. Nie wiadomo, czy uznać go za zmarłego, czy też za jeszcze nienarodzonego.
W konsekwencji piękne mieszkanie w centrum Bukaresztu stoi puste, dzieci Eliadusa zamieszkują zaś wynajmowane podmiejskie klitki. Moim zdaniem ta historia powinna być bardziej nagłaśniana.