Ni z tego, ni z owego, zupełnie bez związku z moim codziennym życiem, zaczęło nawiedzać mnie ostatnio pytanie: czy świat jest hologramem? Zasypiałem, myśląc o tym problemie i mając nadzieję, że sen przyniesie mi jakąś odpowiedź. Nie przynosił. Śniło mi się za to, że zbliża się koniec roku szkolnego, a ja od miesięcy nie byłem na żadnej lekcji – czyli najbardziej wyświechtany sen świata.
Rano, zamiast uznać ten koszmar za ostrzeżenie i zabrać się za zaległe obowiązki, znów zaczynałem dumać o hologramach. Wreszcie po kilku tygodniach zmagań z samym sobą postanowiłem zasięgnąć języka u znajomego naukowca, znanego w kręgu moich znajomych jako PhD.
– Wspaniale, że pytasz! – wykrzyknął szczerze ucieszony, gdy zadzwoniłem do niego i zagadnąłem o hologramy. – Akurat właśnie rozpoczęliśmy projekt badawczy związany z tym tematem.
Natychmiast pojechałem do Instytutu Naukowego, gdzie PhD czekał na mnie w holu. Poprowadził mnie długim korytarzem, wtajemniczając w szczegóły eksperymentu.
– Holograficzny wszechświat to idea z zakresu fizyki teoretycznej, wedle której nasza trójwymiarowa rzeczywistość jest w istocie projekcją pewnej dwuwymiarowej powierzchni – mówił, otwierając kolejne przeszklone drzwi kartą magnetyczną. – Jak wiesz, jestem raczej humanistą, ale ostatnio dziedziny nauki coraz częściej się mieszają, więc pomyślałem, że może zajmę się tą hipotezą. Nie mogę wprawdzie pomóc w weryfikacji samej idei, ale mam nadzieję przydać się w inny sposób. Próbuję odpowiedzieć na pytanie: jak ewentualne udowodnienie holograficzności świata może wpłynąć na ludzką psychikę?
– Mówisz ludziom, że świat jest hologramem, i sprawdzasz, jak reagują? – zapytałem.
– No coś ty! – obruszył się PhD. – Takich okrutnych badań już się nie robi, a na pewno nie za pieniądze z Unii. Nasze podejście jest zgoła inne. Polega na wyposażeniu mózgu w narzędzia do stawienia czoła szokowi poznawczemu: na przepracowaniu traumy, zanim ona nadejdzie.
– Ambitnie – przyznałem.
– Jesteśmy na miejscu – wyszeptał PhD, powoli otwierając drzwi, tym razem nieprzeszklone, i gestami dając do zrozumienia, bym wszedł do środka.
Znaleźliśmy się w dużej sali, dość mrocznej. Pośrodku, przy muzyce, w dziwaczny sposób tańczyło kilkoro ludzi.
Stanęliśmy pod ścianą.
– To jest właśnie holodans – półgłosem wyjaśnił PhD. – Wraz z grupą psychologów i fizyków teoretycznych opisaliśmy efekty, jakie w ludzkiej umysłowości wywołać może wieść, że świat jest hologramem. Następnie dzięki pracy choreografów przełożyliśmy je na krok taneczny. Spójrz: najpierw człowiek uświadamia sobie, że jest trójwymiarową projekcją jakiejś odległej dwuwymiarowej powierzchni – patrzy na swoje ręce, a potem w przestrzeń nad głową pytającym wzrokiem. Następnie robi krok do tyłu i wpatruje się w podłogę, próbując unaocznić sobie, czym właściwie jest płaska powierzchnia, by po chwili odrzucić głowę do tyłu i wywracać oczami, jakby pytał: to tu jestem czy tam? Dalej następują niezgrabne piruety, bo pojawia się kolejne pytanie: czy ta płaska rzeczywistość, hen, określa również moje wyobrażenia o tej płaskiej rzeczywistości, hen, i o wyobrażeniach, które tamta rzeczywistość determinuje?…
– Wystarczy – syknąłem. – Zaczyna mi się kręcić w głowie.
– Teraz sam rozumiesz – odparł PhD. – Na takie właśnie symptomy holodans ma nas uodpornić. Chodzi o to, żebyśmy nie wpadali w tego rodzaju myślowe wiry.
Zauważyłem wówczas, że na parkiecie są też dwie osoby, które tańczą w sposób tradycyjny, w parze. Spytałem o nie PhD.
– Nie zajmujemy się nimi. Trafili tu przypadkiem z innego eksperymentu. Myślą tylko o splątaniu kwantowym. No wiesz, młodość…
Mój przyjaciel pokiwał głową z wyrozumiałym uśmiechem i ja uczyniłem to samo.
– A tamci przy barze? – spytałem jeszcze.
Bo w sali był również kontuar, przy którym dostrzegłem sylwetki ludzi siedzących na wysokich stołkach. Wydawali się niezainteresowani tańcem. Pochylali się za to nad jakąś dziwnie wygiętą butelką.
– Ach, oni twierdzą, że to problem czysto teoretyczny i że zasada holograficzna ogranicza się do abstrakcyjnego „wszechświata w butelce”, który jest zupełnie inaczej wykrzywiony niż nasza czasoprzestrzeń. Mówią, że nie zamierzają sobie zawracać głowy żadnym tańcem. Szanujemy to.
– Rozumiem – zapewniłem, choć pojmowałem niewiele.
– Jeśli chcesz, możemy do nich dołączyć – powiedział PhD.
Przysiedliśmy się i towarzystwo okazało się zaskakująco sympatyczne. Potem próbowałem tańczyć holodans i chyba wyszło nie najgorzej. Kiedy w końcu wraz z PhD opuściliśmy salę drzwiami prowadzącymi wprost na ulicę, prawie już świtało. Pożegnaliśmy się serdecznie.
Od tego czasu moja holograficzna obsesja przestała mnie nawiedzać. Zobaczymy, na jak długo.