
Jako autor współpracujący przez kilka lat z serwisem, którego ulubionym zajęciem było układanie list, gdzie anonimowe zespoły górowały nad tymi powszechnie uznanymi, doceniam coroczne podsumowania portalu The Quietus. Nie mogę powiedzieć, żebym się z nimi zgadzał, ale są to niewątpliwie odświeżające listy. Bo czy Loraine James rzeczywiście nagrała płytę roku 2019? Mam spore wątpliwości. Wybór redakcji The Quietus daje jednak konkretne powody, by o niej napisać. A w okresie styczniowej posuchy taki pretekst to gwiazdka z nieba. Niech nam żyją kontrowersyjne rankingi!
Jeśli nie słyszeli państwo o Loraine James, to nic dziwnego, bo For You And I wydano zaledwie kilka miesięcy temu. Jest to debiutancka płyta młodej brytyjskiej producentki. Została ona, co prawda, wydana nakładem zasłużonej wytwórni Hyperdub, ale ukazawszy się jesienią, musiała stoczyć nierówną walkę z zalewem przedświątecznych premier. Mało tego, nawet macierzysta wytwórnia zepchnęła album na dalszy plan, promując raczej kompilację Tunes 2011 to 2019 Buriala – największej gwiazdy swojego katalogu. For You And I nie było więc zbyt długo na świeczniku, a mimo to zdążyło zebrać rundkę pochwał. Lektura tych tekstów każe natomiast przypuszczać, że entuzjazm ten nie był wynikiem jedynie obcowania z utworami skomponowanymi przez James. Ale po kolei.
Brytyjka zapunktowała już na poziomie okładki, na której zamieściła wieżowce Ponders End zlokalizowane na północnych rubieżach Londynu. To zdjęcie ze wszech miar zwyczajne, zatrzymam się jednak przy nim jeszcze przez chwilę, bo współgra całkiem nieźle z muzyczną zawartością For You And I. Otóż, na cyfrowej fotografii oprócz czterech wieżowców widzimy też dłoń trzymającą analogowe zdjęcie tych budynków sprzed lat. Pochodzi ono zapewne z domowego archiwum James, co odpowiada osobistemu, wręcz intymnemu charakterowi jej płyty. Dalej, jak wspomniałem, zdjęcie można czytać jako subtelny komentarz w sprawie gentryfikacji – w tym celu trzeba mu się jednak bliżej przyjrzeć, a najlepiej wiedzieć co nieco o szeroko zakrojonych planach przebudowy Ponders End. Utwory zawarte na For You And I w podobnie dyskretny sposób łączą prywatne z politycznym. Można je czytać jako głos środowiska LGBTQ – bo niewątpliwie takim właśnie są – ale przesłuchawszy album, można też w ogóle nie zdać sobie sprawy z jego drugiego, pozamuzycznego dna.
Queerowy wymiar For You And I stanowi oś większości artykułów poświęconych tej płycie i w zasadzie mnie to nie dziwi, bo rzeczywiście w kontekście IDM-u czy glitchu nie był on dotychczas mocno eksponowany. James natomiast udanie wplata swoje najbardziej osobiste doświadczenia w pętle i breaki. Najbardziej poruszające wydaje mi się to w świetnym Scared. W refrenie tego numeru słyszymy wsamplowaną frazę: „You’re over there/You’re fucking scared” – którą artystka odnosi do każdej sytuacji, kiedy próbuje okazywać uczucia w miejscu publicznym. Na swojej płycie James nie ma na szczęście podobnego problemu. Świadczy o tym chociażby liryczne Sensual – trochę romantyczne downtempo, trochę Flying Lotus z Until the Quiet Comes. Partnerkę James słyszymy w moim ulubionym Glitch Bitch, które łączy w sobie słabość do lekkich postminimalistycznych melodii z tendencją do ich gwałtownego cięcia, co przypomina trochę głośny debiut Traxmana. Odniesień do footworku znajdziemy tu zresztą więcej, choć James przeplata je wolniejszymi, bardziej IDM-owymi produkcjami, a nawet dwoma kawałkami bliższymi grime’u czy industrialnego hip-hopu spod znaku Death Grips. I jakkolwiek ta wszechstronność dobrze wróży na przyszłość, to burzy też kameralną, intymną atmosferę For You And I. Wybija z rytmu, co – przyznaję – jest zarzutem dość paradoksalnym w przypadku estetyki, która z założenia posługuje się taką właśnie metodą.