Jeśli ludzkość ma wyginąć, to czas zaprojektować dla niej bardziej eleganckie zakończenie – przekonuje Paola Antonelli, kuratorka niedawno otwartego XXII Triennale w Mediolanie. Jedna z najważniejszych imprez poświęconych dizajnowi podejmuje temat obecnie szeroko dyskutowany, dotyczący współczesnych relacji człowieka ze środowiskiem naturalnym. I choć diagnoza sytuacji jest ponura (o czym świadczy choćby tytuł tegorocznej edycji: „Broken Nature”), to na tle innych wydarzeń o podobnej tematyce Triennale wyróżnia się zaskakująco pozytywnym przekazem – wiarą w naprawczą moc dizajnu.
Ale nie łudźmy się, nie chodzi o to, że dizajn nas zbawi. Już na początku wystawy głównej witają nas ogromne ekrany z fotografiami satelitarnymi wykonanymi przez NASA – skala środowiskowych zmian, którą pokazują, jest czymś, czego nie da się odwrócić. Antonelli wierzy jednak w dizajn. Kuratorka, która na codzień pracuje w nowojorskim Museum of Modern Art i odważnie rozwija tamtejszą kolekcję (zasłynęła m.in. z tego, że włączyła do niej znak „@” czy grę Pac-Mana), widzi w projektantach osoby, które pomogą nam w bardziej rozważny sposób zaplanować kolejne działania. „Dizajn jest potężnym narzędziem analitycznym i naprawczym” – pisze w katalogu. Dobry dizajn, według jej definicji, potrafi dla każdego problemu znaleźć najbardziej syntetyczne, znaczące i eleganckie rozwiązanie.
Elegancja jest tu jednym ze słów-kluczy. Zaproszeni przez Antonelli projektanci wykorzystują formalne piękno tworzonych przez siebie obiektów, by zwrócić naszą uwagę na konkretne problemy. I tak, naprzeciw wejścia natrafimy na ścianę pokrytą barwną, wzorzystą tapetą – dopiero, gdy znajdziemy się przy niej, jej wzory okażą się wykresami pokazującymi dramatyczną skalę środowiskowych zmian. W sali obok natrafimy na zjawiskowe fotografie mikroorganizmów i gablotę eksponującą połyskujące skamieliny. Podejdźmy jednak o krok bliżej, a plankton okaże się fragmentami pływającego plastiku (skatalogowanego i opisanego przez brytyjską artystkę, Mandy Barker, z zacięciem godnym XIX-wiecznego przyrodnika), a w zgromadzonych przez Kanadyjczyków Kelly Jazvac, Patricię Corcoran i Charlesa Moore’a skamielinach – „plastiglomeratach” – odkryjemy szczątki porzuconych przez ludzi śmieci. Jeden projektancki kolektyw przeprowadzi nas przez proces odzyskiwania zapachu kwiatów, które już zniknęły z powierzchni ziemi, a inny pozwoli posłuchać muzyki umierających gwiazd. Wszystko po to, byśmy mogli jednocześnie zachwycić się naturą i zrozumieć ogrom krzywd, które jej wyrządzamy. Prezentowane projekty pomogą nam też zrozumieć, że nie mamy do czynienia z naturą „w stanie czystym” – to natura z epoki antropocenu, w której plastik stał się integralną częścią materii organicznej, a systemy społeczne, ekonomiczne i polityczne równoważnymi czynnikami kształtującymi ekosystem.
Dizajn to jednak też narzędzie naprawy (restorative design). Antonelli deklaruje, że jej Triennale jest skierowane nie do ekspertów, a do zwykłych obywateli. Z amerykańskim entuzjazmem spod znaku yes, we can!, tłumaczy: „Widzowie-obywatele powinni poczuć się zainspirowani i opuścić Triennale z porywającym poczuciem, co i jak mogą sami zrobić, by zmienić bieg [zdarzeń]”. W drugiej części wystawy głównej prezentuje więc różne codzienne rozwiązania – produkty pozwalające na redukcję odpadów, propozycje prawnych regulacji, które pozwolą na sprawniejszy recykling elektronicznych śmieci (projekt Ore Streams holenderskiego kolektywu Formafantasma) czy nowe biomateriały produkowane z wykorzystaniem alg (projekt Algae Geographies francuskiego Atelier Luma). Wystawa główna Triennale ma wobec tych zwykłych obywateli trzy zadania: uświadomić złożoność systemów, w których żyjemy; sprawić, żebyśmy przestali myśleć w skali jednego ludzkiego pokolenia; zachęcić do choćby drobnych zmian w codziennym życiu, które uruchomią efekt kuli śniegowej.
Bo o planetę dbamy nie tylko dla siebie. Ostatnia część wystawy znów wprowadza szerszą perspektywę, przypominając, że człowiek jest tylko jednym z wielu żyjących na ziemi gatunków i jeśli ma wyginąć, to lepiej, żeby nie ciągnął za sobą w przepaść wszystkich pozostałych. W tym ciekawym, choć trochę przeładowanym projektami zakończeniu, Antonelli krytykuje dizajn za jego „ludzko-centryzm”: jego działanie dotyka wszystkich istot, ale skupia się tylko na komforcie człowieka. Kuratorka namawia nas do większej empatii, współpracy z innymi gatunkami, wsłuchiwania się również w ich potrzeby. Najmocniejsza praca, która o tym mówi, jest spoza dziedziny dizajnu. To zaprezentowane skromnie w rogu trzy fotografie amerykańskiej artystki Laury Aguilar – przejmujące ujęcia, w których fotografka tak układa swoje ciało, by zaczęło przypominać leżące w pobliżu kamienie. Fizycznie i psychicznie staje się jednym z naturą, odcinając się od ważnej dla innych ludzi potrzeby jej zawłaszczania.
Do wsłuchania się w głosy innych gatunków zachęcają również towarzyszące wystawie głównej mniejsze ekspozycje. The Great Animal Orchestra to instalacja pozwalająca się wsłuchać w zwierzęce „dźwiękobrazy” (soundscapes) – amerykański muzyk i dźwiękowiec, Bernie Krause, rejestruje je od początku lat 80. Nieco bladziej wypada sąsiedni Pawilon Narodu Roślin, przygotowany pod kierunkiem słynnego włoskiego neurobiologa, Stefana Mancusego. Jego zamysł jest ciekawy – na imprezach takich jak Triennale wiele krajów przygotowuje własne mini-ekspozycje (zwane na modłę weneckiego Biennale „pawilonami”, choć wszystkie umieszczone są w boksach pod dachem tego samego budynku). Skoro flora tworzy 88% żywej materii ziemi, a fauna zaledwie 0,03% (z czego jedynie marny promil to ludzie), to dlaczego rośliny nie doczekały się jeszcze własnej reprezentacji? Pawilon poza przedstawieniem intrygujących faktów ze świata roślin pokazuje również ich konstytucję, flagę i parlament. Budzi jednak zgrozę pod względem ekspozycyjnym, tonąc w sztucznych materiałach. Aż kusi, by podsunąć kuratorom pod nos wyliczenie, jak długo to wszystko się będzie rozkładać.
Tę lekcję na szczęście odrobiła polska wystawa MYKOsystem, przygotowana przez Agatę Szydłowską, Małgorzatę Gurowską i Macieja Siudę oraz Instytut Adama Mickiewicza. To wystawa, która została zaprojektowana w pełni – od momentu jej produkcji do późniejszego rozkładu. Znajdująca się w jej centrum drewniana instalacja stanowi oś spajającą wszystkich uczestników ekosystemu: od ludzi po grzyby, które ją powoli skonsumują.
Wśród narodowych ekspozycji wyróżniały się jednak najbardziej te, w których to nie człowiek był głównym bohaterem. Pawilon australijski z instalacją wideo, w której własnym głosem mówiła wymierająca rafa koralowa, i pawilon rosyjski, który pozwalał na śledzenie historii emancypacji rzeki Moskwy od XIX wieku do dalekiej przyszłości, zasłużenie zgarnęły główne nagrody. Trzecim zwycięzcą był pawilon austriacki, już typowo produktowy (co jest rzadkością na tym skądinąd skoncentrowanym na dizajnie Triennale). Pokazywał on niedawno skonstruowaną toaletę umożliwiającą oddzielanie z ludzkiej uryny szkodliwego dla środowiska mocznika.
Choć w polskiej codzienności zawłaszczonej przez politykę może nam się wydawać inaczej, nie ma teraz ważniejszego tematu niż kondycja naszej planety. Rozumie to wiele instytucji sztuki, które wiosnę zaczęły od wystaw takich jak Plastyczność planety (w warszawskim U-jazdowskim) czy Zjednoczona Pangea (w Muzeum Sztuki w Łodzi). Temat ten jest więc również obecny w Polsce. Jeśli jednak na trasie Waszych wiosennych i letnich wędrówek znajdzie się Mediolan, warto zajrzeć również na odbywające się tam Triennale – potrwa do 1 września.