Jeśli zimową porą podróżny…
i
Ernest Lawson "Zima" (1914), zbiory Met Museum
Doznania

Jeśli zimową porą podróżny…

Anna Rembowska
Czyta się 7 minut

Śniło mi się, że jechałam pociągiem. Kiedyś takich podróży odbywałam wiele. Był czas, gdy przez prawie dwa lata jeździłam pociągiem kilka razy w tygodniu. Zimą w przedziale było albo za gorąco, albo zbyt zimno, szyby były zaparowane, czuło się zapach mokrego metalu framug okien i wilgotnych ubrań współpasażerów. Pamiętam drzemanie z głową wtuloną w kurtkę i patrzenie przez okno na niekończącą się mgłę, szron i wszystkie możliwe odcienie szarości, na zamarznięte pola, czarne lasy, ślady zwierząt na śniegu, rdzewiejące maszyny rolnicze. Cisza. Ziąb. Kilka razy pociągi się psuły, czekaliśmy długo, żeby ruszyć dalej, ale nigdy nie zdarzyło się, żeby trzeba było wysiąść i ruszyć przed siebie. Przez mróz, błoto, obce drogi… a gdyby było trzeba?

W pewnym sensie przyśniło mi się właśnie to pytanie. Wysiąść z pociągu w zimowej pustce – i co dalej? Pierwsze myśli: czy działa telefon? Google Maps? Dokąd iść? I od czego zależy, czy dotrę bezpiecznie dokądkolwiek? Jeśli mam ciepłą kurtkę i buty… jestem czysta, najedzona, jeszcze nie zmarznięta, jeszcze nie nieludzko zmęczona i zdesperowana, pewnie ktoś po drodze zgodzi się mi pomóc – podwieźć do najbliższego miasteczka, autobusu, użyczyć telefonu lub schronienia. Ale czy na pewno trafię na życzliwych ludzi? Tego chciałabym

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Ziemia

Ziemia jest polityczna

Julia Fiedorczuk

9 maja 2017, notuję w dzienniku: przed południem ostre słońce. Jaskrawy błękit, wyraźnie zarysowane chmury. Z upływem godzin ten obraz się zaciera, chmury rozłażą się po niebie, błękit szarzeje. Pod wieczór, idę akurat ulicą Słonimskiego, zaczyna sypać śnieg. Wzdłuż ulicy rosną bzy, śnieg osiada na kwiatach, które jak żadne inne kojarzą mi się z pełnią wiosny. Trwa to tylko kilka minut, ale przez ten czas trudno oprzeć się wrażeniu, że ktoś pomieszał elementy, z których składa się świat, jakby to były puzzle złożone z dwóch różnych kompletów: dezorientacja.

Dzień później czytam w raporcie z Yale University, że ostatniego lata w Australii miała miejsce bezprecedensowa fala upałów. Temperatury przekraczały 35°C przez 50 dni z rzędu. W lutym odnotowano w Sydney rekordową temperaturę: 42,9°C.

Czytaj dalej