Już nie Noname Już nie Noname
Przemyślenia

Już nie Noname

Jan Błaszczak
Czyta się 4 minuty

Kobiety w tekstach hiphopowych kawałków nie są przedstawiane – tu eufemizm – w najlepszym świetle. Popularność trapu, mumble rapu i innych nurtów skupionych raczej na pornograficznych peregrynacjach niż na kwestiach polityczno-społecznych nie daje nadziei, że dojdzie tu zaraz do jakiegoś kopernikańskiego przewrotu. Jeśli gdzieś upatrywać nadziei, to w rosnącej liczbie raperek. Oczywiście, Young M.A, CupcakKe czy Cardi B również nie przebierają w słowach, ale ich doświadczenia są pod wieloma względami różne od tych, którymi dzielą się mężczyźni. Nie chodzi jednak tylko o to, by zapewnić słuchaczom pełen ogląd, by dopełnić obraz. O stawianie kobiecego rapu w kontrze lub rozpatrywanie go jedynie w płciowym kontekście. A przynajmniej byłoby szkoda to robić, kiedy posługująca się pseudonimem Noname Fatima Warner nagrywa właśnie jeden z najbardziej dojrzałych albumów hiphopowych minionego roku.

Zanim jeszcze wsłuchałem się w teksty pisane przez Warner i z radością odkryłem, że pełno w nich odniesień politycznych, społecznych i kulturowych, porwała mnie muzyka. Noname w możliwie najlepszy sposób nawiązuje do ducha Soulquarians – środowiska, które w latach 90. nadawało ton neosoulowi, zanurzonemu w jazzie hip-hopowi i R&B. Momentalnie przychodzą na myśl nazwiska i pseudonimy: Erykah Badu, Bilal, The Roots, D’Angelo… Włączam Prayer Song i zamiast wszechobecnych dziś w rapie „cykaczy” wita mnie szeleszczący hi-hat. Odpalam miłosną balladę Regal, a w tle świergolą cieplutkie klawisze, z których wyłania się zgrabna bossa nova Montego Bae. Jest jeszcze Don’t Forget About Me z przyjemnie bujającą linią basu. I choć pojawiające się w nim nawiązanie do D’Angelo jest następstwem tekstu, to bez wątpienia Michael Eugene Archer czułby się tu jak ryba w wodzie.

Kompozycjom nagranym na Room 25 przysłuchiwać się tym łatwiej, że główną bohaterkę charakteryzuje powściągliwość, a nawet dyskrecja. Sposób rapowania Noname cechują spokój, relatywnie niewielka dynamika i taki zakres przekazywanych emocji. Nierzadko mam wrażenie, że raperka nawija półgłosem, a opowiadając, nie dzieli swojej historii na wersy. Być może to rezultat jej wcześniejszych doświadczeń – Warner początkowo sięgała po mikrofon przede wszystkim podczas konkursów slam poetry. Choć jako raperka może pochwalić się nienaganną techniką i bardzo przyjemną barwą, to z racji wspomnianej powściągliwości jako pierwsze na Room 25 zwróciły moją uwagę gościnne występy. Refren Phoelixa w Part of me czy zwrotka Smino w Ace. Misternie skonstruowane opowieści snute matowym głosem Noname potrzebowały odrobinę więcej czasu. Kiedy to jednak nastąpiło, słuchałem ich z zapartym tchem.

Po pierwsze na relatywnie krótkiej płycie Warner udało się bez wysiłku zmieścić wiele ważnych tematów. Raperka nawiązuje do historii afroamerykańskiej walki o równość, ruchów #MeToo i #SayHerName, punktuje hipokryzję demokratycznych elit i maczyzm raperów, rymuje o seksturystyce, gentryfikacji i własnym zakłamaniu. Opowiada o tym w sposób licujący z jej głosem – a więc bez dosadności, sięgając raczej po metafory, popkulturowe nawiązania i dwuznaczności. Kiedy mówi o zaskoczeniu trwającą wciąż karierą Morgana Freemana, można odnieść wrażenie, że odnosi się do wieku aktora. Pojawiające się w następnym wersie nawiązanie do filmu Bruce Wszechmogący każe jednak podejrzewać, że zdziwienie to wiąże się z zarzutami o molestowanie formułowanymi pod adresem gwiazdy. W otwierającym płytę Self pojawia się odniesienie do „efektu Eryki Badu”, z którą seks miał rzekomo dodawać talentu spotykającym się z nią raperom („My pussy teachin ninth-grade English/My pussy wrote a thesis on colonialism”). W Blaxploitation Warner porusza natomiast kwestie rasowe zarówno za pomocą filmowych cytatów, jak i nawiązując do historii ruchu Czarnych Panter. Przy czym odczytanie podobnych odniesień wymaga rozwikłania gąszcza metafor.

Analogowe, społecznie świadome Room 25 stanowi świetną odskocznię od głównego nurtu amerykańskiego rapu A.D. 2018. Za sprawą błyskotliwych tekstów album Noname można godzinami analizować i rozkładać na czynniki pierwsze. I bez tego jednak tych 11 jazzujących kompozycji słucha się po prostu przyjemnie. A biorąc pod uwagę gorzki wydźwięk obecnych tu refleksji, może nawet „przyjemniej”.

 

Czytaj również:

10 najlepszych komiksów 2018 roku 10 najlepszych komiksów 2018 roku
Przemyślenia

10 najlepszych komiksów 2018 roku

Łukasz Chmielewski

10. Zaćmienie
scen. Ed Brubaker, rys. Sean Phillips, kol. Elizabeth Breitweiser

Czytaj dalej