Ostatnie lato w Warszawie: po deszczowym lipcu kolejna już w tym roku fala upałów, gorące dni i ciepłe noce; wieczorami ludzie przesiadują w ogródkach barów i restauracji, o północy na placu Zbawiciela ruch jak w samo południe. Trudno nie cieszyć się taką pogodą w mieście, w którym przez większość roku panuje wilgotna, podbita smogiem szarość; trudno nie celebrować przygrzewającego niezmiennie od tygodni słońca nad polskim morzem, gdzie przeważnie nie można liczyć na więcej niż kilka dni „pogody”. Jednak biorę „pogodę” w cudzysłów, bo przecież wystarczy pobieżny przegląd najnowszych doniesień klimatologów, żeby przypomnieć sobie o niepokojącej, mrocznej stronie tej wyjątkowo wakacyjnej aury. Badacze antropogenicznych zmian klimatu uważają ten rok za przełomowy: globalne ocieplenie, majaczące dotychczas w ludzkiej wyobraźni jako wizja mniej lub bardziej odległej przyszłości, dzieje się teraz, to już nasza rzeczywistość, tymczasem nie jesteśmy na nią przygotowani ani praktycznie, ani duchowo. Cieszymy się słońcem – jakżeby inaczej? – choć coraz częściej czujemy, że „pogoda” nie jest już tym, czym była dawniej (synonimem najbardziej niezobowiązującego tematu rozmowy). „Piękne lato” – mówimy, bo nie ma jeszcze języka, który mógłby wyrazić nowe, bezprecedensowe, budzące trwogę doświadczenie.
Somini Sengupta (międzynarodowa korespondentka „New York Timesa” do spraw klimatu) podsumowuje zjawiska, które tego lata nawiedziły świat, komplikując codzienne życie ludzi na czterech kontynentach: największe w historii pożary lasów w Kalifornii, katastrofalna sytuacja w rolnictwie (od Szwecji po Republikę Salwadoru przewiduje się niższe niż zwykle zbiory zbóż), konieczność zamknięcia niektórych elektrowni atomowych w Europie z uwagi na zbyt wysoką temperaturę wody w rzekach chłodzących reaktory, potężne powodzie w Indiach. W Japonii kilkadziesiąt osób zmarło z powodu gorąca; liczba takich zgonów będzie co roku wzrastać także w innych krajach. Ocieplanie się Arktyki zaburza działanie prądu strumieniowego, co przekłada się na częstsze występowanie przedłużających się fal upałów w Europie, Ameryce Północnej i niektórych częściach Azji. To wszystko już się dzieje. Co przyniesie przyszłość?
Na stronie amerykańskiej Academy of Sciences niedawno ukazał się sygnowany przez grupę naukowców artykuł (Trajectories of the Earth System in the Anthropocene) analizujący ryzyko pojawienia się groźnych sprzężeń zwrotnych mogących doprowadzić do gwałtownego przyspieszenia zmian klimatycznych. Zdaniem autorów tego tekstu na skutek ludzkiej działalności Ziemia zbliża się w tym momencie do punktu, spoza którego nie będzie już powrotu. Po jego przekroczeniu uruchomi się szereg samonapędzających się zjawisk naturalnych (efekt domina). W konsekwencji może dojść do ocieplenia się klimatu o 4–5°, przy czym ograniczanie emisji gazów cieplarnianych nie będzie już miało znaczenia. Podniesie się poziom wody w oceanach, skurczą się tereny nadające się do zamieszkania. Według szacunków tej grupy naukowców gorąca Ziemia zdoła wyżywić najwyżej około miliarda ludzi. Zmiany będą postępowały lawinowo, choć oczywiście nikt nie jest w stanie przewidzieć jak szybko, nikt też nie wie dokładnie, w którym momencie przekroczymy „punkt bez powrotu”, jednak coraz częściej słychać głosy przestrzegające, iż postulowane podczas paryskiego szczytu klimatycznego ograniczenie ocieplenia do 2°C nie wystarczy. Należałoby radykalnie zredukować emisje i zmienić sposób zamieszkiwania Ziemi – NATYCHMIAST – w przeciwnym wypadku wkrótce nie będzie już nic do zrobienia.
Oto przykładowe „sprzężenia”, o których działaniu zwrotnym mówią klimatolodzy: topnienie wiecznej zmarzliny prowadzi do uwolnienia uwięzionych w ziemi pokładów metanu i CO2, co przyspiesza dalsze zmiany klimatyczne. Ocieplające się oceany uwalniają znaczne ilości metanu, a proces ten nabiera tempa w miarę dalszego ocieplania się wód. Zmniejszenie arktycznej pokrywy lodowej osłabia jej albedo (zdolność odbijania promieni słonecznych), przez co dochodzi do zaabsorbowania większej ilości energii słonecznej, co wpływa na jeszcze szybsze topnienie arktycznego lodu. To z kolei uruchamia kolejne procesy (np. zaburzenia prądu strumieniowego). Wszystkie te zjawiska są ze sobą wzajemnie powiązane, a sieć połączeń jest bardzo skomplikowana. Ziemia w końcu się ustabilizuje, ale zapanują na niej zupełnie inne warunki. Niektóre organizmy – np. liczne bakterie – będą w nich świetnie prosperować, niestety, nie my.
Coraz częściej mówi się o ekonomicznych konsekwencjach zmian klimatycznych, ale przecież to nie wszystko. Radykalne zmiany środowiska, w którym żyjemy, muszą mieć także konsekwencje emocjonalne i duchowe. Pogoda zawsze bywała zmienna, jednak pewne rzeczy uważaliśmy za wieczne. Powtarzające się cyklicznie następstwo pór roku stanowiło fundament, na którym opierało się ludzkie doświadczenie czasu: po lecie zawsze przychodziła jesień, po jesieni zima, po zimie wiosna. A jeśli po zimie nie przychodzi wiosna tylko – jak w tym roku – upalne lato, co wtedy? To zmienia wszystko – jak pisała kilka lat temu Naomi Klein. To zmienia także nas.
Dopiero uczymy się życia w tej nowej sytuacji. Jak funkcjonować, nie dokonując potężnego wyparcia, ale jednocześnie nie poddając się trwodze? Żeby móc działać, trzeba mieć nadzieję. Jak cieszyć się pięknym, słonecznym dniem, który nie jest już tylko pięknym dniem, ale symptomem przyspieszającego procesu, który nam wszystkim zagraża? W jaki sposób, nie wytracając radości życia, okazać adekwatną troskę i zaangażowanie? Pilnie potrzebujemy wypracować nową drogę, nowe sposoby mówienia, odnoszenia się do siebie nawzajem i do Ziemi. Na początek przestańmy udawać, że tegoroczne upały to tylko wyjątkowo udane wakacje: otwórzmy oczy.