Aaaa… Od nich się zaczyna. Są pierwszą żywą istotą, o której słyszymy jako niemowlęta. Ulubione zwierzęta niań, bohaterowie kołysanek jak świat długi i szeroki. Z dziecięcej wyobraźni bezszelestnie przemykają do rzeczywistości.
„Posiadanie jednego kota prowadzi do posiadania następnego” – tłumaczył Ernest Hemingway, który mieszkał z 40 przedstawicielami tego gatunku. Ludzie uważają, że koty mają nie jedno życie, ale siedem albo dziewięć, nam za to potrafią zapewnić wieczność. „Zbawiony zostanę tylko dzięki miłości do kocurów” – pisał Bohumil Hrabal. Zanim jednak nastąpi nieunikniony koniec, nadejdą zapewne długie jesienne wieczory. Może zechcą je Państwo spędzić w towarzystwie 13 kotów wybranych kocią łapą na chybił trafił. Swobodnie, niemal niezauważenie poruszają się one między światem dzikiej fantazji a udomowioną rzeczywistością. Bo przecież z kotami nigdy nie wiadomo.
Karaneko
Śliczny chiński kotek, którym już w średniowieczu zachwycali się japońscy arystokraci. Trzeba przyznać, że manekineko, koty machające dziś ludziom na szczęście jedną łapką w niemal każdej azjatyckiej restauracji, mają w japońskiej kulturze wielu przodków: poważnych i żartobliwych. Przechadzają się oni po japońskich drzeworytach i malunkach w kimonach, grają w piłkę, pracują i tańczą, siedzą u stóp pięknych kobiet albo uwodzą mężczyzn.
Być może pod wpływem kociej miłości Tsunayoshi, piąty siogun z rodu Tokugawów, wydał w XVII w. ponad 100 dekretów nazywanych shōrui awaremi no rei – zarządzeniem o miłosierdziu wobec żywych stworzeń. Stanowiły one m.in., że nie wolno porzucać chorych krów i koni, że więzieniem będzie karane znęcanie się nad zwierzętami, a śmiercią – zabicie psa. Po śmierci sioguna uznano je jednak za zbyt opresyjne wobec ludzi.
Kot z Cheshire
Znany również jako Kot-Dziwak, bohater powieści Lewisa Carrolla o przygodach Alicji w Krainie Czarów. Przyznajmy, jeden z najmilszych i najgrzeczniejszych bohaterów tej opowieści. Nie dość, że nigdy nie poucza ani nie obraża Alicji, to jeszcze kiedy znika, zaczyna od ogona, pozostawiając do końca uśmiech, a pojawia się w odwrotnej kolejności – począwszy od uśmiechu. Uśmiech zresztą z pyszczka mu nie schodzi. Nie opuszcza go też poczucie, że wszystkie stworzenia są sobie bliskie i do siebie podobne, o czym świadczy choćby ta wymiana zdań z Alicją:
„– Wszyscy mamy tutaj bzika. Ja mam bzika, ty masz bzika.
– Skąd może pan wiedzieć, że ja mam bzika? – zapytała Alicja.
– Musisz mieć. Inaczej nie przyszłabyś tutaj”.
Fred
Agent policji nowojorskiej, zasłużony w dochodzeniu dotyczącym nielegalnego świadczenia usług weterynaryjnych. Urodził się w maju 2005 r., prawdopodobnie na Brooklynie. Kiedy kilka miesięcy później trafił w ręce służb miejskich, cierpiał na zapalenie płuc i odmę. Wrócił do zdrowia, a wiosną kolejnego roku oficjalnie rozpoczął pracę „pod przykrywką” w policji. Udając pacjenta, zdemaskował nielegalnie pracującego weterynarza, który przyczynił się do cierpienia wielu zwierząt. Za akcję został odznaczony. Zamierzał podjąć pracę jako terapeuta (przeszedł szkolenie), ale zginął pod kołami samochodu w sierpniu 2006 r.
Filuś
Kot romantyk, odważny i skłonny do poświęceń, pierwszy znany z imienia polski aeronauta. W roku 1784 zgłosił się na ochotnika do odbycia lotu balonem, skonstruowanym przez astronoma, matematyka i geografa Jana Śniadeckiego. Tak przynajmniej historię tę opisał Franciszek Dionizy Kniaźnin w poemacie w dziesięciu pieśniach zatytułowanym „Balon, czyli wieczory puławskie”. Marzenie o unoszeniu się w powietrzu, podgrzane udanym lotem braci Montgolfier, postanowiło spełnić Towarzystwo Balonowe, powołane dla rozrywki w siedzibie książąt Czartoryskich w Puławach. Jego członkowie za mocno jednak stali na ziemi, by wsiąść do balonowego kosza. Włożyli tam więc Filusia.
Nie wiemy, jak wyglądał. Wiemy, że od pójścia w ślady Ikara odwodzili go krewni: „O durna młodzież! mózgu zapalony,/Słuchay coś więcey znaiącego starca/Dokąd cię pędzi ten ambit szalony?/Przykładem oyców pilnuy z sadłem garca./Po co? dla kogo? w które lecisz strony?/Siedziałbyś z bracią. I użyłbyś marca”. Mieli rację – Filuś miał mniej szczęścia niż owca, kogut i kaczka wyniesione balonem na wysokość około 500 m rok wcześniej. Stracił życie, „rozdarty na suchym jesionie”. Balon daleko nie poleciał.
Na szczęście koty mają więcej niż jedno życie. Możemy wierzyć, że Filuś kroczy przez wieki: ponad tysiąc lat temu poległ, bohatersko broniąc króla Popiela przed myszami (o czym w „Myszeidzie” zaświadczył Ignacy Krasicki), nie tak dawno zaś towarzyszył prof. Filutkowi, wesoło merdając ogonem (dla niepoznaki jako pies, ale kto kotu zabroni).
Owinnik
Znany też jako Gumiennik. Koci słowiański bóg strzegący ziarna zbóż. Przybierał postać czarnego kota albo starca. W Chinach wielbiony był przez rolników jako Li Shou. Wszyscy ci rozmaici bogowie zamieszkali pewnego dnia z ludźmi (naukowcy twierdzą, że zdarzyło się to jakieś 10 tys. lat temu): w zamian za ochronę przed szczurami i myszami chcą jadalnych ofiar. Ludzie nazywają tę historię udomowieniem. Koty zbywają ją milczeniem, czasem mrukną z pobłażaniem.
CC
Pierwsza sklonowana kotka, ba! pierwsze sklonowane zwierzę domowe. Urodziła się 22 grudnia 2001 r. Dawczynią komórki jajowej była kotka pręgowana, a materiału genetycznego – Rainbow, krótkowłosa, trójbarwna kotka. Aby powołać na świat CC (to skrót od Copy Cat albo Carbon Copy), naukowcy z Texas A&M University zastosowali metodę transferu jądra komórkowego. CC okazała się niepokorną indywidualistką i wygląda nieco inaczej niż Rainbow – to psikus losowo aktywującego się genu odpowiedzialnego za kolor sierści. Pięć lat później powiła zdrowe kocięta.
Madame Vanity
Kot, u którego mieszkał francuski humanista Michel de Montaigne. Pisarzowi ponoć bliska była wiara w metempsychozę, wędrówkę dusz, co rzuca nowe światło na jego dzieła. Niewykluczone, że to dzięki wędrującej między ciałami i umysłami Madame Vanity Montaigne nie podzielał kartezjańskich poglądów, jakoby zwierzę niewiele różniło się od maszyny. Według niego człowiek „przez […] próżność […] wyróżnia sam siebie i oddziela od ciżby stworzeń, odmierza działy zwierzętom, swoim współbraciom i kompanom, i rozdziela im takie porcje sił i cnót, jak jemu się podoba”.
Montaigne chciał być wegetarianinem, ale za bardzo lubił mięso. Mówią, że czuł się winny jako drapieżca. Na jego manuskryptach znaleziono puste, niezapisane przestrzenie – prawdopodobnie to Madame Vanity kładła się na papierze, a Michel nie chciał jej przeszkadzać. „Kiedy igram z moją kotką, któż wie, czy ona bardziej nie bawi się mną niż ja nią? Zabawiamy się wzajemnymi błazeństwy; jeśli ja mam swoje humory w zaczęciu i poniechaniu zabawy, i ona je ma tak samo” (tłum. Tadeusz Boy-Żeleński).
Kot z Shillourokambos
Najstarszy udomowiony kot, którego znamy. Jego grób, połączony z grobem człowieka, odnaleziono na Cyprze. Kot w chwili śmierci miał osiem miesięcy. Ponieważ jego ciało otoczono muszelkami, a przy szczątkach mężczyzny leżały kamienne narzędzia i ochra, archeolodzy uważają, że obaj byli znaczącymi postaciami. Być może kota otaczano religijną czcią. Za życia podróżował po morzach – musiał przybyć na wyspę spoza niej, bo jego dzicy kuzyni na niej nie mieszkali. Przypominał Felis silvestris lybica, pełnego dzikiego wdzięku kota nubijskiego.
Kot
A właściwie kotka, bohaterka wiersza Wisławy Szymborskiej Kot w pustym mieszkaniu. Jak wszystkie koty udała się Panu Bogu. Mieszkał z nią ukochany Szymborskiej, Kornel Filipowicz. Po jego śmierci zajrzała do wszystkich szaf, przez półki przebiegła, wcisnęła się pod dywan i sprawdziła, nawet złamała zakaz i rozrzuciła papiery. Spała i czekała. A poetka napisała wiersz zaczynający się od słów: „Umrzeć – tego nie robi się kotu”.
Nekomata
Kot upiór, dziki i swawolny, rozbudzał wyobraźnię Japończyków. Wierzyli, że jeśli kot żyje dostatecznie długo, jego ogon zaczyna się rozdwajać (dlatego bywa nazywany widłoogoniastym), a on sam staje się niebezpieczny. Pewna XIII-wieczna ludowa historia opisuje nekomatę – stworzenie z oczami jak kot i cielskiem ogromnego psa, które pożarło nocą ośmiu ludzi. Na pięknych drzeworytach Toriyamy Sekiena z XVIII w. nekomata stoi na ganku na tylnych łapach, z podwójnym ogonem, a na głowie ma zawiązany ręcznik. Towarzyszą mu dwa inne koty: jeden siedzi w domu, drugi, dziki – w ogrodzie. To magiczne stworzenie jest zaś dosłownie na progu, między światem ludzi i natury.
Jeśli kot jest długowieczny, a ogon mu się nie rozdwaja, może się stać bakeneko, czyli „potwornym kotem”. Nigdy nie wiadomo, czy człowieka pożre, czy spłata mu mniej złośliwego figla: zacznie mówić ludzkim głosem, tańczyć z ręcznikiem na głowie albo sprowadzi opętanie. Może przybrać postać kobiety.
Félicette
Francuska astronautka, która spędziła w przestrzeni kosmicznej 10 minut i 35 sekund. Lot odbył się 18 października 1963 r. i zakończył udanym lądowaniem kapsuły na spadochronach. Wcześniej Félicette, wraz z trzynastoma innymi kotami, przeszła przeszkolenie w Centre d’enseignement et de recherches de médecine aéronautique, gdzie przeprowadzono testy w komorach dekompresyjnych i wirówkach. W kosmos miał pierwotnie polecieć kocur Felix, ale tuż przed startem uciekł naukowcom. Ich wybór padł wówczas na biało-czarną kotkę, wcześniej bezdomną mieszkankę Paryża. Krótko po locie Félicette cieszyła się zasłużoną sławą, nakręcono o niej nawet film dokumentalny. Potem słuch o niej zaginął.
Bywa przedstawiana jako jedyny kot, który odbył udany lot kosmiczny. Pogłaszczmy w myślach te wszystkie, których lądowania były mniej udane.
Kot Schrödingera
Najbardziej psotny i nieuchwytny ze wszystkich znanych kotów. Nie jest nawet kotem, tylko eksperymentem myślowym. W dodatku ten eksperyment kłóci się ze zdrowym rozsądkiem, bo nie da się go przeprowadzić w makroskopowym świecie, który znamy. Wielu właścicieli kotów kiwa zapewne teraz głowami: z ich kotami jest dokładnie tak samo – są nie z tego świata i za nic mają sobie nasze zasady! Powstrzymajcie się jednak: problem z kotem Schrödingera polega na tym, że jest on równocześnie żywy i martwy. Austriacki fizyk Erwin Schrödinger w latach 30. XX w. zamknął biednego kota w pojemniku z trującym gazem, jednym nietrwałym atomem będącym źródłem promieniowania oraz detektorem, który wykrywszy promieniowanie, uwalnia truciznę. Oczywiście to wszystko tylko słowa i papier. Żaden kot nie ucierpiał podczas przeprowadzania tego eksperymentu.
Miuti
Kotka księcia Totmesa, syna faraona Amenhotepa III. Na swoim pięknie zdobionym wapiennym sarkofagu przedstawiona jest jak każdy inny godny szacunku zmarły Egipcjanin – stoi przed nią stół ofiarny, a na nim ofiary, np. mięso. Herodot pisał: „Jeżeli […] w jakimś domu w naturalny sposób zdechnie kot, wszyscy jego mieszkańcy golą sobie brwi, w ten sposób okazując żałobę”. Koty mumifikowano w dość prosty sposób: ciało pozbawione wnętrzności suszono na piasku, a potem bandażowano w pozycji siedzącej lub leżącej. Znana jest mumia kota leżącego na boku – pewnie tak lubił najbardziej.
Mumie kotów były również używane w kulcie Bastet, kobiety o kociej głowie, bogini obdarzonej niszczycielską siłą, ale też patronki ciężarnych. Bastet, jak każdy kot, jest jednocześnie groźna w swoich morderczych zapędach i swawolna, jak nikt inny skłonna do zabawy (podczas świąt ku jej czci wino lało się strumieniami).
Nikt nie wie, ile kocich mumii powstało w Egipcie. Tylko w Beni Hassan na wschodnim brzegu Nilu znaleziono ich tony. Brytyjczycy wywieźli je statkiem do siebie. Posłużyły za nawóz.
Podziel się tym tekstem ze znajomymi z zagranicy lub przeczytaj go po angielsku na naszej anglojęzycznej stronie Przekroj.pl/en!