Kraj mlekiem i miodem płynący Kraj mlekiem i miodem płynący
i
Sam Neill na planie filmu „Sweet Country” / mat. prasowe
Przemyślenia

Kraj mlekiem i miodem płynący

Ewa Szponar
Czyta się 12 minut

Zanim biały człowiek przybył do Australii, miejscowa ludność nie miała pojęcia, na czym polega zło – mówi Sam Neill, odtwórca jednej z głównych ról w filmie „Sweet Country” Warwicka Thorntona.

Ewa Szponar: Postać Freda Smitha, w którą Pan się wciela, wydaje się najbardziej pozytywna wśród białych bohaterów Sweet Country.

Sam Neill: Największa zaleta mojego bohatera to jego humanizm, umiejętność dostrzegania człowieczeństwa w innych. Fred Smith jest bardzo religijny i wierzy w równość wszystkich ludzi, a jednocześnie należy do przedstawicieli dominującej kultury, narzuca miejscowym swoją wizję świata. Mimo że opowiada o konfliktach na tle rasowym, Warwick nie chciał kreślić jednoznacznych, czarno-białych bohaterów. Aborygeni też mają tu swoje mroczne oblicza. Gdy Sam Kelly dowiaduje się, że jego żona została zgwałcona przez jednego z osadników, wyżywa się na niej, traktuje ją koszmarnie. Ale już po zeznaniu przed sądem odzyskuje nasze współczucie. Tylko raz zdarzyło mi się płakać na planie filmowym i było to właśnie podczas kręcenia tej sceny. Monolog Hamiltona Morrisa [grającego Sama – przyp. E.S.] zdawał się płynąć z głębi jego serca. On wypowiadał te słowa nie tylko w imieniu postaci, ale i swojego ludu.

Podobnie było z Pańskim bohaterem śpiewającym przy ognisku hymn o miłości Chrystusa?

To był wynik improwizacji

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Kino to moralny obowiązek Kino to moralny obowiązek
i
Fotos z filmu "Ptaki śpiewają w Kigali"/ fot. Ewy Łowżył
Przemyślenia

Kino to moralny obowiązek

Agata Trzebuchowska

Jak to się stało, że dwoje polskich reżyserów postanowiło zrobić film o ludobójstwie w Rwandzie?

Ludobójstwo to eskalacja przemocy. A przemoc nie jest zjawiskiem lokalnym,  zdeterminowanym kulturowo, tylko czymś głęboko wpisanym w naszą naturę. Pochodzimy z kraju dotkniętego traumą Holokaustu. Po drugiej wojnie światowej wszystkim wydawało się, że podobna zbrodnia nie może się powtórzyć. A jednak – powtórzyła się na Bałkanach, w Kambodży, w Rwandzie. Dziś sąsiad morduje sąsiada w Syrii i w Sudanie Południowym. Nie potrafimy wyciągać wniosków z historii.

Czytaj dalej