Książki na receptę – 3/2019
Przemyślenia

Książki na receptę – 3/2019

Bibliocreatio
Czyta się 6 minut

Na wzrok popsuty przez różowe okulary

Jonathan Franzen
Koniec końca świata. Eseje
tłum. W. Kurylak, Post Factum

Esej to forma wypowiedzi, która nie do końca pasuje do współczesnego świata. Próba opisu jakiegoś problemu, którą autor podejmuje na podstawie własnych doświadczeń. Coś osobistego, ale nieskończonego. Okrzyknięty niegdyś najważniejszym pisarzem liberalnej Ameryki Jonathan Franzen już na początku książki stwierdza jednak, że być może to właśnie stara dobra sztuka eseistyki wywarła największy wpływ na najpopularniejszą dziś wszem wobec formę wypowiedzi – tweeta, post czy internetowy komentarz. Chociaż subiektywnych relacji z osobistych doświadczeń dostajemy codziennie setki tysięcy, nie znaczy to wcale, że żyjemy w złotym wieku eseistyki. „Czy powinniśmy opłakiwać śmierć eseju? A może powinniśmy świętować podbój dominujących obszarów kultury, którego dokonał?” – zastanawia się Franzen w otwierającym ten zbiór rozdziale „Esej w mrocznych czasach”.

Na tym jednak nie poprzestaje, w kolejnych tekstach przygląda się także innym pozornym sprzecznościom i nierzadko dochodzi do odwrotnych niż liberalny mainstream wniosków. Mocno się naraża swoimi esejami niemal każdej ze stron debaty publicznej – bardzo wierzy w katastrofę wywołaną ocieplaniem się klimatu, ale zbiera cięgi od organizacji ekologicznych. Obsesyjnie obserwuje ptaki (marzy, aby zobaczyć na własne oczy wszystkie gatunki żyjące na Ziemi) i upomina się o ich ochronę.

„Gdybyśmy mogli zobaczyć wszystkie ptaki na świecie, zobaczylibyśmy cały świat” – przekonuje, ale nie śpiewa w jednym chórze z największą amerykańską fundacją broniącą ptaków.

Jest spokojnym, uważnym obserwatorem rzeczywistości, który nie łudzi się, że jest w stanie coś w niej zmienić. Pozostaje pesymistą, ale takim, który potrafi się zdobyć na „uśmiech w najmroczniejszej chwili”. Polecamy na lepsze trawienie rzeczywistości i przesyt patrzenia na świat przez różowe okulary. W tym sezonie modna jest zieleń.

Na leniwe synapsy

dr Matteo Farinella, dr Hana Roš
Neurokomiks
tłum. J. Konieczny, Marginesy

Widzisz chłopca, który stoi na trampolinie, a na drugim obrazku chłopca wesoło pluskającego się w wodzie w otoczeniu rybek. Co myślisz? Zakładasz, że chłopiec skoczył do wody. Że to ten sam chłopiec, a pomiędzy dwoma obrazkami upłynął czas potrzebny akurat na sus do wody.

„Tymczasem rysunki istnieją niezależnie od siebie, związek między nimi powstaje wyłącznie w naszej głowie” – przyznają autorzy Neurokomiksu, dr Matteo Farinella i dr Hana Roš, którzy na co dzień zajmują się badaniem mózgu.

W swojej powieści graficznej prowadzą nas przez gęsty las teorii dotyczących funkcjonowania naszego mózgu, poruszając tak ciekawe kwestie, jak percepcja, emocje i różnice między mózgiem a umysłem. Bohater Neurokomiksu jest w potrzasku. Żeby się uwolnić, będzie musiał przedrzeć się przez las neuronów, poznać sposób przekazywania sobie sygnałów przez synapsy i wesprzeć drużynę neuroprzekaźników: seksowną dopaminę, miłą serotoninę, tajemniczego glutaminiana, a także dziwnego gabę, który potrafi zarówno blokować, jak i pobudzać neurony w naszej głowie. Zrozumie, jak na mózg działają alkohol oraz narkotyki.

Czy znajdzie mapę mózgu i odnajdzie pamięć? Czy uda mu się wydostać z tego plastycznego labiryntu? Coś pamięta, coś mu się śni. Widzi śliniącego się psa. Zresztą… jakie to ma znaczenie? Sen, pamięć – wszystko dzieje się w mózgu.

Jeżeli czytelnikowi spodoba się ta książka, będzie już wiedział, komu dziękować – swojemu mózgowi. Bez niego bowiem żadna historia nie mogłaby się wydarzyć, a postacie w książce naprawdę byłyby tylko „papierowe”. Mózg potrafi dostrzegać ruch, słyszeć dźwięki i czuć zapachy na płaskiej kartce papieru. Potrafi tworzyć wzory i powiązania. Czy potrafi zrozumieć siebie? Polecamy na pobudzenie rozleniwionych upałem synaps.

Na ciekawość pisarza

Szczepan Twardoch
Jak nie zostałem poetą
WL

„Ciągle nie zdecydowałem, czy uprawianie literatury jest dla mnie po prostu zawodem, czy może raczej czymś w rodzaju choroby psychicznej” – wyznaje Szczepan Twardoch w jednym z felietonów zebranych w książce Jak nie zostałem poetą. Ironicznie, z dystansem, a może nawet szczerością pisarz odsłania przed nami swoje „sekrety” – te pisarskie i te osobiste. Zgłębia historię swojej rodziny i biografie przodków. Przyznaje, że ich pochodzenie oraz sposób życia wpłynęły i nadal wpływają na jego osobowość i sposób myślenia o świecie. Swego rodzaju biologia totalna czy dziedziczenie traum są obecne nie tylko w prozie Twardocha, ale też w tych krótkich i osobistych formach literackich. W jednym z felietonów poznajemy „śląską omę” żyjącą w wojennej kulturze niedostatku. Wspomnienie jej oszczędności zawstydza Twardocha kupującego kolejne rzeczy, których pożąda, a których, jak sam przyznaje, nie potrzebuje. A czytelnik też zaczyna zastanawiać się nad swoją rozrzutnością.

Autor Króla w kolejnych tekstach mierzy się z własnym wizerunkiem, opowiada o „plebejskich pasjach”, które rzekomo nie przystoją intelektualiście: garniturach szytych na miarę, kick-boxingu, samochodach i wyprawach polarnych. W jednym z felietonów odpowiada na pytania z kwestionariusza Prousta, dzięki czemu możemy się dowiedzieć, że trudno (albo nie zdarza się to wcale) przychodzi mu wybaczanie, odczuwa charakterologicznie zmęczenie, a jego największą wadą jest on sam.

Polecamy wszystkim mierzącym się ze słabościami. Dystans do świata i siebie, który reprezentuje Twardoch, jest bowiem zaraźliwy.

Pisarz na przykład stwierdza, że nie marzy o szczęściu, ponieważ jest już dorosły, a opowiadając o trudach ojcostwa, przyznaje się do nieobecności, braku konsekwencji i cierpliwości. Czasami daje się trochę ponieść emocjom, jak w felietonie wycelowanym w krytyków literackich, w którym dewaluuje pracę wszystkich z branży wydawniczej, oprócz samych autorów, ośmiesza więc również korektorów i redaktorów… Cóż, autor wydaje się mieć upodobanie do kontrowersji i za to go lubimy.

Dla kogo? Lektura nie zawiedzie czytelników spragnionych literackich plotek. Polecamy na wakacyjną nudę zwłaszcza tym, którzy nie czytają „Pani” (stamtąd pochodzi większość tekstów). I oczywiście wszystkim wyczekującym kolejnej „królewskiej” powieści.

Na kwadraturę koła

Walter Isaacson
Leonardo da Vinci. Biografia
tłum. Michał Strąkow
Insignis

Pozostawił po sobie ponad 7200 stron szkiców, projektów i notatek sporządzonych pismem lustrzanym, które zresztą wymyślił. W jednym z dzienników zapisał około 200 prób rozwiązania kwadratury koła, w innym listę 67 terminów, jakimi można określić płynącą wodę. Gromadzenie wiedzy sprawiało mu przyjemność. Uwielbiał też układać listy zadań dla siebie, np.: „opisz język dzięcioła”. I naprawdę je później realizował! Pasjonował go świat, chciał poznać wszystkie jego sekrety. Był uczniem doświadczenia i eksperymentu. Nigdy nie odebrał formalnego wykształcenia, bo urodził się jako syn z nieprawego łoża, dlatego dość ironicznie mówił o sobie, że jest „człowiekiem nieuczonym”. Jednocześnie wymyślał helikopter, spadochron, czołg i pracował nad idealnym miastem. Oczywiście też malował, ale często od pracy odciągała go nieposkromiona ciekawość. Fascynował się anatomią, wymierzył każdą część ludzkiego ciała, ściągał skórę z twarzy nieboszczyków, by poznać tajniki uśmiechu i dynamikę ruchu kącików ust. Wiele lat później namalował na desce topoli najsłynniejszy uśmiech świata.

Walter Isaacson przyznaje, że postanowił napisać biografię mistrza Leonarda da Vinci, bo jego życie stanowi przykład na to, że kluczem do innowacji, geniuszu i wyobraźni jest umiejętność, którą Leonardo opanował doskonale – łączenia nauki i sztuki, humanistyki i inżynierii.

Biograf stwierdza, że to jest właśnie recepta na kreatywność. Udowadnia też, że geniusz Leonarda nie jest nieosiągalny, bo opiera się na przenikliwości, ciekawości świata oraz obserwacji, którą każdy z nas może w sobie rozwijać! Da Vinci był przecież samoukiem, który stał się geniuszem dzięki samozaparciu. Mimo że markiza Izabela d’Este błagała Leonarda o portret, on wolał namalować podobiznę żony handlarza jedwabiem – Lisy. Po prostu miał na to ochotę i koniec! Pracował nad tym zleceniem do końca życia, a sama Lisa zresztą nigdy nie otrzymała zamówionego portretu…

Polecamy czytelnikom, którzy myślą, że wszystko już wiedzą, oraz tym narzekającym na brak inspiracji, autorytetów i pewności siebie. Ostrzegamy – Isaacson w tak fascynujący sposób opowiada o życiu mistrza da Vinci, że pierwszą rzeczą, jaką czytelnik zapragnie zrobić po odłożeniu tej biografii, będzie zaplanowanie podróży tropem życia i dzieł Leonarda. Chociaż wakacje to zawsze dobry pomysł!
 

Czytaj również:

Ładne strony – 3/2019
Przemyślenia

Ładne strony – 3/2019

Justyna Machnicka

Podręcznik użytkownika

Czytaj dalej