Kwestia panny Twigs
Przemyślenia

Kwestia panny Twigs

Paulina Wilk
Czyta się 5 minut

„Zamknij się, kobieto, i wracaj na górę” – powiedział Telemach do swej matki Penelopy, żony Odyseusza. W czasach starożytnych z rolą mężczyzny wiązał się przywilej uprawiania mowy publicznej. Gdy więc matka podczas przyjęcia wyraziła swoje zdanie na temat kiepsko przygrywającego muzyka, spotkała ją reprymenda. Skarcona przez syna usłuchała i posłusznie udała się do swych izb na piętrze.

Jak pisze Mary Beard w książce Women & Power: A Manifesto, tradycja męskich przemów i kobiecego milczenia ma się świetnie także we współczesności. Przytoczona – i celowo przerysowana – scena z Odysei otwiera tę złożoną z dwóch esejów publikację. Brytyjska badaczka starożytności tropi w niej głęboko utrwalone podziały ról i uświęconą wielowiekową tradycję nieobecności kobiecego głosu w sferze publicznej. Beard, choć pisze tak, jak mówi – błyskotliwie, porywająco i efektownie – nie realizuje żadnego planu ideologicznego. Raczej wskazuje dobrze udokumentowane tendencje, które mogą pomóc nam zrozumieć, dlaczego kobiety od New Delhi po Hollywood po raz kolejny upominają się o swoje prawa, teraz krzycząc „Me too!” i „Time’s Up!”.

Gdy Frances McDormand na rozdaniu Oscarów postanowiła podzielić się swą statuetką z innymi nominowanymi paniami i poprosiła, by wstały, okazało się, że jest ich na sali niewiele. Przytłaczającą większość nominacji i nagród wciąż dostają mężczyźni, oni też trzymają kasę, co aktorka im wytknęła, sugerując jednocześnie, by zaprosili kobiety do swych biur i zaczęli finansować ich pomysły. Bo kobiety wciąż nie mają głosu w Hollywood i wielu innych kręgach władzy.

O tej przejawiającej się milczeniem nieobecności pisze Beard w pierwszym eseju zatytułowanym The Public Voice of Women (Publiczny głos kobiet – przyp. red.). Ze starożytnej literatury wydobywa przykłady postaci kobiecych, którym ucinano języki i których mowę uznawano za dręczący skrzek. Dzięki nim pokazuje, jak te wzorce utrwaliły nasze wyobrażenia o przemówieniach publicznych. Beard prowadzi swój wywód logicznie i konsekwentnie, kończąc na współczesnych wystąpieniach kobiet w parlamencie brytyjskim. Wskazuje na łatwość, z jaką można je ośmieszyć i zdyskredytować za wypowiedzi, które – gdy mówcami są mężczyźni – bywają powszechnie akceptowane. Zwraca uwagę na wciąż żywy wzór, który aktywnym publicznie kobietom odbiera kobiecość, przypisując im androginiczność lub wręcz męskość. Dosłownie więc ta, która mówi, przestaje być kobietą. Bo żeby móc przemawiać publicznie, trzeba być mężczyzną.

Ciekawie poradziła sobie z tym Margaret Thatcher – szkolono ją w obniżaniu głosu, by brzmiała autorytatywnie, jak mężczyzna. W rewanżu ze swej damskiej torebki uczyniła atrybut żelaznej damy, która zapisała się w historii rządami pełymi determinacji i ofensywności.

Celem Beard jest uświadomienie czytelnikom, dlaczego tak łatwo ignorujemy głos kobiet w przestrzeni publicznej. Dlaczego, gdy wyobrażamy sobie profesora czy polityka, do głowy odruchowo przychodzi nam mężczyzna. Taki zabieg jest konieczny, ponieważ tylko tropiąc przeszłość i odsłaniając matryce myślenia, mamy szansę wprowadzić zmianę – sugeruje autorka. Bez tego pozostaniemy bohaterami i bohaterkami klasycznej anegdoty o pannie Twigs. A brzmi ona tak: w pokoju pełnym menedżerów trwa narada. Panna Twigs, asystentka i jedyna kobieta w pomieszczeniu, zgłasza interesujący pomysł. Szefujący obradom mężczyzna słucha uważnie i mówi: „Doskonała myśl, panno Twigs. Może któryś z kolegów chciałby ją wygłosić?”.

Beard nie zwala wszystkiego na starożytnych. Przeciwnie ujawnia, że literatura Grecji i Rzymu była świadoma paradoksu uciszania kobiet, a nawet w tym względzie samokrytyczna. I do tego zachęca teraz autorka – jeśli tkwimy w czymś po uszy, miejmy przynajmniej tego świadomość.

Drugi esej, Women in Power, koncentruje się na figurze „kobiety u steru”. Beard odwołuje się w nim m.in. do literatury fantasy i powieści Charlotte Perkins Gilman Herland (1915), jednej z pierwszych utopii przedstawiającej świat rządzony przez kobiety. Zestawia go z realiami, w których wyobrażenie władzy pozostaje dosłownie odłączone od postaci kobiecych, a te – jeśli do świata władzy wchodzą – często zmuszone są do przyjmowania zachowań, postaw i strojów narzuconych przez męski wzorzec. Beard proponuje przemeblowanie myślenia. „Skoro kobiety nie są postrzegane jako przynależące w pełni do struktur władzy, to chyba czas najwyższy zredefiniować władzę, nie kobiety?”

Oba eseje są triumfem kobiecego intelektu i języka nad starymi sposobami postrzegania siebie i świata wzmacnianymi codzienną praktyką. Beard pokazuje nienamacalne, a zarazem kluczowe przeszkody, które ujawniają przemożny wpływ na bieg „sprawy kobiecej”. A raczej na jej grzęźnięcie. Badaczka docenia rozwój w aktywności publicznej kobiet, ale też świetnie diagnozuje kluczowego przeciwnika. Jest nim sposób myślenia – wciąż żywy w naszych głowach i na językach.

Czytaj również:

Bal w Jaszczurówce
i
„Autoportret na tle drzwi”, Stanisław Ignacy Witkiewicz, ok. 1910 r., Muzeum Narodowe w Poznaniu (domena publiczna)
Doznania

Bal w Jaszczurówce

Irena Krzywicka

Chodził po ulicach Zakopanego olbrzymi, piękny, nasępiony – takiego zobaczyłam po raz pierwszy jako dziewczynka.

Przede wszystkim widziało się jego chmurne, wspaniałe oczy, nie patrzące na nikogo, a zaraz potem, bo szedł szybko, olbrzymie łydy, opięte w grube wełniane pończochy. Była widocznie zima, ho pamiętam jeszcze bardzo grubą, watowaną kurtkę, futrzaną czapę, nasuniętą na zmarszczone brwi, krótkie „sportowe” spodnie i narciarskie buciory, z których wystawały owe heroiczne łydy, dające pojęcie o reszcie struktury ich właściciela. Nosił sławne imię i nazwisko: Stanisław Witkiewicz, po ojcu, znakomitym malarzu i krytyku, jednym z „odkrywców” Tatr i twórcy „stylu zakopiańskiego”, ale nosił jeszcze drugie imię – Ignacy. Zresztą, bawiąc się kapryśnym słowotwórstwem zarówno w twórczości swojej, jak w życiu, sam sobie nadał mnóstwo nazwisk: Witkacy, Witkasiewicz itd. Z pierwszych, na pół dziecięcych wspomnień pamiętam jeszcze jakieś mętne słuchy, jakoby ojciec nie kazał mu się wcale uczyć, jakoby wychowywał go zdała od książek, na „łonie” natury, niemal, jak pierwotnego człowieka. Nie wiem skąd się te słuchy wzięły i w jakiej mierze odpowiadały prawdzie, w każdym razie, jeśli coś było w nich rzeczywistego, to rezultat takiego prymitywnego wychowania okazał się dość osobliwy.

Czytaj dalej