Niewysportowany student z Pragi, żona rzeźnika z małego miasteczka i sławny poeta. Ich los można określić jednym słowem.
Litost to czeskie słowo nieprzetłumaczalne na inne języki. Pierwsza sylaba tego słowa, wymawiana długo i z akcentem, brzmi jak skarga porzuconego psa. Na próżno szukam dla niego znaczenia, odpowiedników w innych językach, choć trudno mi sobie wyobrazić, jak bez niego można rozumieć duszę człowieka.
Podam przykład. Student kąpał się ze studentką w rzece. Dziewczyna była sportsmenką, a on pływał kiepsko. Nie potrafił oddychać pod wodą, pływał wolno z głową kurczowo uniesioną nad powierzchnią rzeki. Dziewczyna była w nim nieprzytomnie zakochana i miała na tyle taktu, że pływała tak samo wolno jak i on. Ale kiedy już kąpiel zbliżała się do końca, chciała szybko spłacić dług swym sportowym tęsknotom i ruszyła w szybkim tempie na drugi brzeg. Student starał się płynąć szybciej, lecz tylko napił się wody. Czuł się upokorzony, rozszyfrowany w swym fizycznym upośledzeniu i odczuł litost. Przypomniało mu się chorowite dzieciństwo bez sportu i bez kolegów, pod zbyt czułą opieką matki i chciało mu się rozpaczać nad sobą i własnym życiem. Kiedy wracali polną ścieżką, milczał