Łzy Erosa
Przemyślenia

Łzy Erosa

Łukasz Saturczak
Czyta się 5 minut

W 2006 r. pojawiła się na rynku księgarskim pozycja, o której było głośno przez kolejne literackie sezony; 41-letni Jonathan Littell wydaje Łaskawe. Wszystko, co później będzie miało miejsce wokół powieści o fikcyjnym naziście, to historie powszechnie znane. Łaskawe miały być pisane wyłącznie odręcznie, wiarygodności opisom zbrodni dodawał zaś fakt, że Littell przez siedem lat pracował w organizacji humanitarnej, z którą odbył misję w czasie wojen w Bośni i Czeczenii. Po premierze dzieła dyskutowano natomiast nie tylko o literackiej jakości dzieła, które otrzymało Nagrodę Goncourtów, lecz także omawiano etyczną odpowiedzialność autora – czy na przykład powinien oddawać głos zbrodniarzowi, który całą powieść dywaguje nad sensem Zagłady (takiemu podejściu sprzeciwiał się m.in. Slavoj Žižek). Sam Littell zamiast iść za ciosem, pisząc kolejną powieść, postanowił zostać reporterem wojennym i wyjechał do Homs w początkowym etapie syryjskiej wojny. Po 12 latach wraca jednak z powieścią, która – krótko mówiąc – wprawiła mnie w niemałe zakłopotanie i przez kilka dni po lekturze nie miałem pojęcia, czy obcowałem z dziełem wybitnym, czy literackim żartem (dziś skłaniam się ku drugiej opcji).

Trudność sprawia już próba streszczenia fabuły powieści, której pierwotną formą było opowiadanie opublikowane w 2012 r. (pisarz uznał je za nieukończone). To ukazana na przestrzeni jednego (powtarzanego) dnia historia człowieka, który w poszczególnych rozdziałach zmienia płeć, preferencje seksualne i pozycję społeczną – raz jest poniżany, raz poniża. Człowiek ten zamknięty jest w czymś na kształt ośrodka wypoczynkowego, w którym mieszkańcy głównie uprawiają seks – od zwykłego stosunku po orgie i brutalne gwałty. Stąd kontrowersyjność Starej historii. Seks jest tu mechaniczny, nie przynosi spełnienia i radości, choć to jedyna forma interakcji społecznej. Poza nim postacie odbywają rutynowe czynności hotelowej doby: basen, przyjęcia, śniadania – każdego dnia, w każdym kolejnym rozdziale. Sęk w tym, że konstrukcja powieści – forma labiryntu – sprawia, że w zależności od tego, przez które drzwi przejdzie bohater, zmieniają się jego płeć, osobowość i historia. A dodatkową trudność powoduje fakt, że nijak nam odróżnić, co jest rzeczywistością, co snem czy może rzeczywistością wirtualną – gra komputerowa czy świat przyszłości, pewności nie ma.

Ramy dla seksualnej odysei bohatera stanowią wojna, która dzieje się na zewnątrz ośrodka (lub wirtualnej rzeczywistości), oraz ucieczka w świat dzieciństwa będącego w swojej czystości przeciwieństwem zła, które przydarza się dorosłemu bohaterowi. Choć, co warto podkreślić, właśnie w dojrzewaniu bohatera pisarz szuka, co oczywiste, przyczyn jego lęków i pragnień. To wtedy, gdy dziecięcy bohater powieści odkrywa seksualność, poznaje także jej diaboliczny wymiar. I tutaj należy zerknąć do Georges’a Bataille’a, który we Łzach Erosa przedstawia sprzeczności nadane erotyzmowi przez religię oraz pokazuje, jaką drogę przebył on w kulturze – od najdawniejszych malowideł z jaskini Lascaux po narodziny sadyzmu.

Postrzeganie erotyzmu na przestrzeni tysięcy lat istnienia człowieka rozumnego łączy podwójna natura erotyki – boska i diabelska.

Jak pisze Bataille: „łzy pojawiają się w czasie smutku i radości”, podobnie łzy Erosa, boga, jak zaznacza filozof, w gruncie rzeczy tragicznego. Dionizja były przecież świętem radości, ale również transgresji, chrześcijaństwo utożsamiało erotykę z satanizmem (Bosh), przerażające obrazy Goi i powieści de Sade’a wybrały zaś właśnie mocną erotykę na przedstawienie piekła, jakie przygotowują sobie ludzie jeszcze na ziemi. A Stara historia Littella?

Już Łaskawe zdradziły obsesję pisarza ciałem i seksualnością. Aue, bohater tej powieści, ma problemy z fizjonomią, jest homoseksualistą, a jeśli fantazjuje na temat seksu, są to fantazje związane z jego siostrą (opisy seksu wyszły wtedy Littellowi, delikatnie rzecz ujmując, średnio udanie, co potwierdza przyznanie powieści przez „Literary Review” Bad Sex in Fiction Award). I jeśli w Łaskawych Littell poświęcał seksualności obszerne fragmenty (najciekawsze były te dotyczące nazistowskiej fiksacji na temat cielesności, co rozszerzył w eseju Suche i wilgotne), Stara historia jest, przynajmniej na pierwszym poziomie, par excellence powieścią erotyczną.

„Erotyzm – pisze Bataille – jest jednocześnie zjawiskiem najbardziej poruszającym, ale i najpodlejszym”. To zdanie mogłoby opisać praktyki bohaterów Jonathana Littella, bo ich relacje oscylują pomiędzy pragnieniem bliskości a sadyzmem, a granica między tymi światami jest w zasadzie niedostrzegalna. Nie ma znaczenia miejsce, wydaje się ono tłem do opowiedzenia historii nie innej niż ta znana od wieków opowieść o złu, które wyrządzamy sobie wzajemnie – jak łatwo stać się katem albo ofiarą oraz jak zniszczyliśmy sferę kontaktów międzyludzkich i uczuć, a jedyne, co nas czeka, to wojna i potępienie, bo przecież już je sobie gotujemy.

Pisał Bataille: „Średniowieczne malarstwo znalazło dla erotyzmu odpowiednie miejsce: wtrąciło go do piekieł! […] Jedyną formą, w jakiej malarstwo mogło go ukazywać, było potępienie. Wyłącznie obrazy piekła – ewentualnie odrażające wizerunki grzechu – pozwalały na jego przedstawienie”. Pisze Littell: „To było niemal nie do zniesienia: ciała opanowały świat. Co pewien czas nagie kobiety albo nadzy mężczyźni otwierali okna i skakali w pustkę; widziałem, jak spadają w przerażająco powolnym tempie, jedni po drugich, lecą głową w dół bezgłośnie, by zniknąć w otchłani ulic”. Co właściwie z tego wynika?

Jonathan Littell to pilny uczeń. Jego praca przy powieści Łaskawe zasługuje na uznanie, a i nie odmówimy również literackiej precyzji przy Starej historii. Jednak w czasie lektury tej powieści nie można oprzeć się wrażeniu, że w obu przypadkach brakuje Littellowi sznytu literackiego szaleństwa, które jest tak charakterystyczne dla pisarzy, z którymi go porównują, a w przypadku Starej historii to można już było dowiedzieć się, że to godny następca de Sade’a, Bataille’a i Celine’a. Jest to jakoś uzasadnione w przypadku ulotek promocyjnych, ale w ustach krytyków brzmi co najmniej na wyrost. Ale i dziś w posługiwaniu się transgresją, aby opowiedzieć o złu współczesnego świata, nie mówi nam Littell więcej niż Windows on the world Beigbedera (powieść, w której Francuz opisuje m.in. seksualne orgie uwięzionych w Word Trade Center 11 września 2001 r.) czy Platforma Houellebecqa, gdzie czytamy o samotności bohaterów uprawiających seksturystykę. Obie nie są dziełami wybitnymi, ale przynajmniej ich autorzy mówią własnym głosem.

A Littell? Mam wrażenie, że raczej przepisuje kolejne dzieła kultury, aby na siłę wskazać na ich aktualność – w momencie, gdy tłem dla seksualnych ekscesów jest opera Mozarta, czujemy zwyczajne zażenowanie, przypominając sobie wielość dzieł, gdzie twórcy zestawiali ze sobą przemoc i muzykę klasyczną jako dwie skrajności stworzone przez człowieka (wystarczy wspomnieć Mechaniczną pomarańczę Stanleya Kubricka z 1971 r. i nakręcony rok wcześniej Krajobraz po bitwie Andrzeja Wajdy).

Bataille pisał: „de Sade, który spędził blisko trzydzieści lat w więzieniu: znosił życie tylko dlatego, że wyobrażał je sobie jako niemożliwe do zniesienia”. Francuska kultura niemal każdego roku produkuje dzieła przypominające, jak nieznośne, mimo powierzchownej szczęśliwości, jest życie, jak wiele brudu gromadzi się pod powierzchnią i jak w łatwy sposób skrzywdzić drugiego człowieka. Nierzadko dzieła te ocierają się o transgresję – książki wspomnianych Michela Houellebecqa i Frederica Beigbedera, filmy Brunona Dumonta czy Gaspara Noégo, odważne role Charlotte Gainsbourg to tylko pierwsze z brzegu przykłady. A Littell? Tyle w Starej historii literackiego szaleństwa, ile trucizny w zapałce, niestety.

 

Fragmenty książki Łzy Erosa Georges’a Bataille’a w tłumaczeniu Tomasza Swobody, słowo/obraz terytoria, 2009.

Czytaj również:

Holocaust łapie za serce
i
fragment okładki „Kommanda puff” autorstwa Dominika W. Rettingera; materiały promocyjne
Przemyślenia

Holocaust łapie za serce

Paulina Małochleb

Kicz Holocaustu pojawia się dzisiaj nie tylko w powieściach, ale i w literaturze non-fiction – dotyczy w równym stopniu niedawno wydanych opowieści ocalonych świadków, jak i utworów całkowicie fikcyjnych. O ile jednak nie odczuwamy dyskomfortu, wskazując kicz w powieści o Zagładzie, o tyle krępuje nas odkrycie kiczu w relacjach świadków czy w utworach powstających na podstawie ich biografii.

Na takim właśnie ograniczeniu żerują w dużym stopniu autorzy ckliwych opowieści o Zagładzie, którzy wychodzą z założenia, że metka „oparte na faktach” obroni ich przed zarzutami krytyki i podniesie sprzedaż. Mają niestety rację: kicz Holocaustu świetnie się sprzedaje – nie budzi też dzisiaj większych oporów ze strony odbiorców, a często właśnie kiczowaty sposób przedstawienia jest bardziej pożądany. Tatuażysta z Auschwitz Heather Morris rozszedł się w Polsce w nakładzie 100 tys. egzemplarzy i – jak informuje wydawca – ciągle znajduje się na listach bestsellerów. Latem reklamowano tę książkę w akcji „weź na koc”, a wiele czytelniczek umieszczało zdjęcie okładki na Instagramie w siermiężnej estetyce (koc, zdarty, bury sweter) lub przeciwnie – lifestyle’owej (świeże kwiaty, kawa, kolorowe poduchy, wanna z pianą, tatuaże – lecz bynajmniej nie obozowe).

Czytaj dalej