Maluj, jak żyjesz Maluj, jak żyjesz
i
"W lesie w Giverny", Claude Monet, 1887 r., Los Angeles County Museum of Art/Rawpixel (domena publiczna)
Opowieści

Maluj, jak żyjesz

Aleksandra Woźniak-Marchewka
Czyta się 11 minut

W dzieciństwie jesteśmy artystami. Rysujemy, tańczymy, malujemy, lepimy, nie myśląc, czy komuś się to podoba, czy nie. Z wiekiem tracimy jednak tę radość tworzenia. Jak nauczyć się jej od nowa?

Amerykański psychiatra i psychoterapeuta Alexander Lowen był przekonany, że każdy, kto tworzy, przypomina dziecko. Krea­tywność wynika bowiem z potrzeby autoekspresji i pragnienia przyjemności. Wszyscy mamy to w sobie. Małgorzata Karkosz, arteterapeutka prowadząca warsztaty malarstwa intuicyjnego Vedic Art, z którą rozmawiam, zgadza się z tym w zupełności: „Wierzę, że rodzimy się z pełnią potencjału. Jesteśmy jak bujne drzewo, które w miarę upływu czasu staje się przystrzyżonym według norm bonsai. To paradoks, że z jednej strony jesteśmy poddawani presji, by działać twórczo, a z drugiej – edukacja i socjalizacja blokują naszą kreatywność”. Z pomocą przychodzi właśnie arteterapia.

Podążaj za intuicją

„Arteterapia to pokazywanie sobie i światu, co w nas siedzi – mówi Małgorzata Karkosz. – Sztuka w kontekście arteterapii jest głosem nieświadomości. Podobnie jak sny, których przecież też nie możemy kontrolować i bez sensu byłoby je oceniać”. Uczestnicy prowadzonych przez nią warsztatów Vedic Art nie uczą się zasad łączenia barw, nie tworzą – tak jak na klasycznych lekcjach rysunku – studium obiektu. Króluje intuicja, którą kiedyś Lou­is Arnaud Reid, brytyjski filozof, określił jako „wiedzę bez myślenia dyskursywnego, a czasem przeciw niemu”.

W artykule Intuition and art podkreślał, że intuicja jest połączeniem świadomości i podświadomości – sfer, które na co dzień pozostają oddzielone. Malarstwo intuicyjne można porównać do pisma automatycznego, które XX-wieczni spirytyści uznawali za sposób kontaktu z duchami: zmarły komunikował się poprzez znaki kreślone na papierze za pośrednictwem nieświadomego medium. Różnica pomiędzy malowaniem intuicyjnym a pisaniem automatycznym jest taka, że to nie duchy kierują naszą dłonią, tylko my sami to robimy.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Picasso stwierdził kiedyś, że całe życie uczył się malować jak dziecko. Zdaniem Karkosz, właśnie na warsztatach Vedic Art można zdobyć (czy raczej odzyskać) tę umiejętność. Dzieci malują intuicyjnie, dopiero później uczą się bardziej ufać narzuconym zasadom niż sobie: „Kiedy wchodziłam do przedszkola mojej córki, widziałam, że wszystkie namalowane przez dzieci grzybki były brązowe – wspomina arteterapeutka. – Na rysunkach niebo było zawsze niebieskie i na górze, a trawa – zielona i na dole. Dzieci same z siebie nie malują w taki sposób. Jeśli damy im wolną rękę, to ich nieba będą żółte, a trawy czerwone. Nie zależy im na wiernym odwzorowaniu rzeczywistości. Potrafią ulepić kulę i powiedzieć, że to jest Fryderyk Chopin – i ja naprawdę widzę, że to jest Chopin”.

Odwołanie się do dziecięcej wyobraźni i radości tworzenia jest obecne chyba we wszystkich nurtach arteterapii. Działanie artystyczne ma terapeutyczny wymiar tylko wtedy, kiedy jest pozbawione strachu przed oceną czy porażką – jak właśnie w przypadku najmłodszych. Tłumaczy to Arno Stern, współczesny pedagog, który od 60 lat prowadzi w Paryżu pracownię malarską dla dzieci: „Dziecko nie tworzy dzieła. Bawiące się dziecko tworzy świat – własny, intymny” (tłum. Marta Bizub).

Bez błędów i ocen

Fundamentem metody Vedic Art jest beuysowskie przekonanie, że od urodzenia mamy w sobie moc twórczą. Dzięki artystycznym działaniom możemy uwolnić te zasoby: zarówno na płótnie czy papierze, jak i w życiu. Z kolei gdyby szukać porównań w historii malarstwa, zestawienie mógłby otwierać ekspresjonizm abstrakcyjny. Wywodzący się z surrealizmu ruch, podobnie jak malarstwo intui­cyjne, podążał za tym, co nieświadome. Pierwsza ze szkół owego nurtu to action painting, której przedstawiciel, Jackson Pollock, uważał – podobnie jak szwedzki artysta Curt Källman – że najważniejsze nie jest dzieło, ale liczy się sam akt twórczy, a w procesie malowania należy podążać za bodźcami. Z kolei w color field painting, który praktykowali m.in. Mark Rothko oraz Barnett Newman, barwy i relacje między nimi stają się nośnikami emocji – ta teza również jest bliska założeniom Vedic Art.

Pierwsza szkoła Vedic Art powstała w 1988 r. na wyspie Olandia przy południowo-wschodnim wybrzeżu Szwecji. Jej twórcą był wspomniany Curt Källman. W młodości studiował malarstwo na sztokholmskiej Akademii Sztuki, od 1967 r. był także uczniem guru Maharishiego Mahesh Yogi, twórcy medytacji transcendentalnej. To właśnie dzięki niemu Källman poznał Wedy, czyli święte księgi hinduizmu, które później stały się inspiracją dla nowej metody arteterapeutycznej.

W sanskrycie weda oznacza wiedzę – celem warsztatów Vedic Art jest uzyskanie wiedzy o samym sobie. Kiedy tworzymy, dostęp do podświadomości staje się łatwiejszy. Malujesz tak, jak żyjesz; sztuka jest lekcją o twoich emocjach, potrzebach i pragnieniach. Musisz skontaktować się z własnymi siłami twórczymi, pracować z podświadomością, skoncentrować się nie na ruchach ręki, lecz na uczuciach.

Warsztaty trwają cztery dni i najczęściej odbywają się poza miejscem zamieszkania uczestników, dzięki czemu mogą oni oderwać się od codzienności i naprawdę skupić na swoim wnętrzu. Wszystkie spotkania zaczynają się i kończą kręgiem – na początku zajęć każdy może opowiedzieć o swojej intencji, z którą rozpoczyna działania twórcze, a na końcu wyrazić, jak czuje się po sesji malowania. Terapeutycznemu samopoznaniu służą opracowane przez Källmana „zasady” nawiązujące do hinduskich Wed. „To zdania, które są dla uczestników punktem wyjścia – mówi Małgorzata Karkosz. – Podaję taką zasadę oraz zadanie do wykonania. Następnie wszyscy dostają czas na zinterpretowanie tej zasady i jej realizację. Potem podaję kolejną zasadę i tak dalej. Każdy uczestnik powoli zagłębia się w swoje wnętrze i modyfikuje obraz. Te dzieła się zmieniają, żyją. Widziałam takie, które zaczynały się od drzewa, a kończyły na wielkim czarnym kole”.

Moja rozmówczyni podkreśla przy okazji, że malując intuicyjnie, nie da się zrobić błędu. Słysząc to, przypominam sobie włas­ne doświadczenia – nie dotyczyły one co prawda warsztatów Vedic Art, tylko rysunku intuicyjnego. Podczas zajęć uczestnicy wymieniali się kartkami, dzięki czemu każdy był współtwórcą powstających dzieł. Prowadząca spytała, czy rysując, boimy się zrobić błąd. Wszyscy potwierdzili. Poleciła nam zatem te błędy rysować. Niektóre z nich – iksy, linie, przekreślenia itp. – stały się kluczowymi elementami rysunków, inne zniknęły pod kolejnymi szczegółami, ale żaden niczego nie „zepsuł”.

Poza wypowiadaniem haseł przez nauczyciela podczas sesji malowania panuje cisza. „Pomaga skupić się na sobie – mówi Karkosz. – Nikt nie narzuca uczestnikom interpretacji ani nie podsuwa narzędzi. Można eksperymentować: ktoś zaczyna malować dłońmi, ktoś inny używa do tego kory drzewa, miesza farby, rozdziera płótno, maluje po drugiej stronie płótna”. Każdy sam decyduje, kiedy jego obraz jest skończony. Może nie zaistnieć żaden, może powstać kilka dzieł.

Karkosz opowiada, że większość ludzi, przyjeżdżając na swoje pierwsze warsztaty Vedic Art, odczuwa blokadę twórczą wyniesioną jeszcze ze szkoły. Przecież nawet na lekcjach plastyki ważniejsze od zabawy czy eksperymentów jest uzyskanie określonego efektu, za który otrzymamy ocenę. „Zaczynają od usprawiedliwień: »Nie umiem, ostatni raz malowałem w podstawówce«. Ważne, żeby pozwolili sobie płynąć z prądem, nie oceniali siebie oraz innych. Nie interpretujemy też gotowych prac, chociaż oczywiście wszyscy mamy skłonność do szukania symboli, treści z podświadomości. Nie pytamy: »Dlaczego to namalowałeś?« albo: »Co chciałeś przez to pokazać?«. W arteterapii chodzi o ekspresję bez narzucania sobie kontroli. Jeśli są to zajęcia z ruchem, to radzę, żeby zacząć od jednego kroku, jeśli z obrazem – od kropki. Kropkę można przekształcić w linię, a z linii może powstać coś więcej”.

Każda decyzja podjęta w czasie tego procesu ma znaczenie i może przynieść nową wiedzę o sobie: czy wolimy duży, czy mały format; czy lubimy zmiany w obrazie; czy czekamy na aprobatę. Takie ćwiczenia pomagają nam zrozumieć, co myślimy na swój temat. Uwolnienie od ograniczeń znanych z systemu edukacji czy odejście od postrzegania świata w kategoriach zero-jedynkowych to pierwsze milowe kroki w każdym procesie arteterapeutycznym.

Sztuka życia

Jakie jeszcze efekty może przynieść arteterapia? Relaksuje, poprawia koncentrację, uczy uważności. Niektórzy uczestnicy warsztatów mówią też, że artystyczne działania zmotywowały ich do większych życiowych przemeblowań – podjęcia wysiłku nad poprawieniem relacji z bliskimi czy zmiany pracy. Z kolei inni na stałe włączyli arteterapię do swojego życia, porzucając zarazem iluzję, że aby tworzyć, trzeba być wielkim artystą.

Podczas działań arteterapeutycznych mogą powracać trudne wspomnienia czy problemy, o których dotąd staraliśmy się nie myśleć. Chociaż proces ten przywodzi na myśl psychoterapię, Małgorzata Karkosz zaznacza, że arteterapia na warsztatach Vedic Art nie sięga tak głęboko: „Moją rolą nie jest poznawanie cudzej historii, nazywanie problemów czy odsłanianie i leczenie traum. Nie mamy do tego narzędzi, nie możemy też przekraczać czyichś granic. Nie powinniśmy również nigdy narzucać interpretacji. Trzeba mądrze zadawać pytania otwierające; dopytywać, ale nie sugerować odpowiedzi. A przede wszystkim czujnie podążać za uczestnikami. To zadania nauczyciela. Jednocześ­nie arteterapia może stać się autoterapią, jeśli ktoś jest na tyle uważny i świadomy, że potrafi potem przekuć wiedzę o sobie w konkretne życiowe zmiany”.

ilustracja: Marek Raczkowski
ilustracja: Marek Raczkowski

Czytaj również:

Sztuka, która odmienia Sztuka, która odmienia
i
Rembrandt van Rijn, „Syndycy cechu sukienników”, 1662 r., Rijksmuseum, Amsterdam; zdjęcie: domena publiczna
Doznania

Sztuka, która odmienia

Ellen Winner

Obcowanie z dziełem artystycznym ma w sobie coś z niemal magicznego spotkania z innym umysłem. Jaki wpływ rzeczywiście na nas wywiera?

Oto scenariusz numer jeden: załóżmy, że znajdujesz się w National Gallery of Art w Waszyngtonie i intensywnie przypatrujesz się Autoportretowi Rembrandta (1659). Następnie dowiadujesz się, że tak naprawdę podziwiasz obraz stworzony przez sztuczną inteligencję, która dzięki dogłębnej analizie dzieł holenderskiego malarza opanowała jego styl. Natychmiast ogarnia cię poczucie, że coś jest nie tak. Przecież muzeum z pewnością zdjęłoby taką pracę ze swoich ścian. Chociaż… czego właściwie jej brakuje?

Czytaj dalej