Kiedy kilka lat temu pisałem o albumie Wstyd Kultu, zwracałem uwagę, że nie toczy się wokół niego żadna dyskusja. W samozadowoleniu konstatowałem, że Kazik przenikliwą obserwację polskich realiów zamienił na rutynową obsługę swojej najwierniejszej publiczności. Z tej pozycji patrząc, Staszewski przynależał już w moim odczuciu jedynie do czasu przeszłego. Przeszedł do historii niczym odrapany dworzec w Kutnie (byłem, wyremontowali). Nie wierzyłem, że Kazik może w 2020 roku powiedzieć nam coś ważnego, bo od lat nikt tego od niego specjalnie nie wymagał. Wystarczyło, by zagrał Krew boga na bis.
A jednak mamy czerwiec i już teraz możemy uznać z dużym prawdopodobieństwem, że Staszewski nagrał najważniejszą polską piosenkę 2020 roku. Na pewno nie najbardziej udaną. Z pewnością ani najlepszą kompozytorsko, ani najbardziej przenikliwą na poziomie tekstu. Ot, wesoły walczyk, w którym Kazik dzieli się swoją refleksją na temat szeroko komentowanego, wyjątkowo bulwersującego wydarzenia ze świata polityki. Nie pada tu jednak żadna odkrywcza myśl, nie pojawia się żadna kontrowersyjna perspektywa. A mimo to Twój ból jest lepszy niż mój zawładnął uwagą Polaków w skali nieosiągalnej zwykle dla wytworów kultury. Nie chciałbym przy tym odbierać zasług autorowi piosenki, bo nie tylko wyczuł moment, ale też nad wyraz umiejętnie ubrał go w słowa. Rymowana, dosadna fraza tytułowa w swojej prostocie i chwytliwości nawiązuje do złotych lat 90., kiedy tłumy ludzi – świadomych lub nie – mówiło Kazikiem. Cóż, znów mówią.
Po zaskoczeniu, jakim był dla mnie singiel promujący Zarazę z zaciekawieniem zabrałem się za słuchanie samego albumu. Płyty, która odnosi się do czasów koronawirusa nie tylko swoim tytułem. Z powodu pandemii zespół nagrywał ją w bardzo okrojonym składzie. Doświadczenie izolacji odcisnęło też piętno na tekstach Staszewskiego. I jak to u niego: to, co trywialne zderza się z nagłówkowymi hasłami i daleko idącymi wnioskami. Wzorcowym przykładem jest już pierwsza na płycie Kwarantanna, gdzie niewyszukany obraz pandemicznej rutyny zderzony zostaje z podniosłym, bardzo dobitnym refrenem. I choć fraza „jesteśmy tej ziemi wirusem” wydaje się w swojej prostolinijności jakby rodem z Wiedźmina, to przecież pasuje do punkowych-rockowych ram tego utworu.
Prostolinijność, a nawet pewna toporność, jest do pewnego stopnia wpisana w poetykę Staszewskiego, który często przestrzeń pomiędzy językowymi perełkami wypełniał częstochowskimi rymami i gadaniną, które z pewnością przydają się, gdy tekst jest wyimprowizowany (przypomnijmy, że Kazik chętnie korzystał z yassowej metody tzw. zlewu). Jak we fragmencie: „to słowa dla każdego, kto nie rozumie tego / jest jeden Bóg zły albo nie ma Boga tego”. Mam wrażenie, że w przypadku każdego innego polskiego twórcy ten pytyjski dwuwers nie miałby prawa zadziałać, u Kazika działa znakomicie. Nie mam więc żalu o prostolinijność, bardziej drażni mnie zbędność niektórych piosenek. O serialach znacznie lepiej pisał Kamil Pivot (Siódmy sezon), Ona zakażona miłością to humorystyczny pop-rock, którego prędzej spodziewałbym się po Elektrycznych Gitarach, a Hania i Hela to równie piękny, co – z perspektywy słuchacza – zbędny prezent dla wnuczek.
Zdecydowanie najlepiej jest Kazikowi, gdy trzyma się cięższych brzmień. Do najlepszych utworów na Zarazie zaliczyłbym melodyjny anarchizujący punk Noże i pistolety i wywołujące trochę kontrowersji flirtujące z metalem Gdy Chińczycy mówią Gan Pai. Ten ostatni numer dobrze pokazuje, jak trudno przyszpilić Kazika-tekściarza. Mam wrażenie, że w zależności od poglądów słuchacz będzie doszukiwał się ironii i sarkazmu w całkiem różnych miejscach tego tekstu. Owszem refren tej piosenki oraz zdanie „wygrali trzecią wojnę bez jednego wystrzału” można rozumieć jako wiarę w laboratoryjne pochodzenie koronawirusa. Z drugiej strony to świętowanie triumfujących Chińczyków można też czytać w kontrze do zwrotek, które przybliżają codzienną wojnę polsko-polską. Ponadto, jeśli zaczniemy nagle rozliczać Kazika z niezależnej, kontestującej, a czasem wręcz dającej wiarę teoriom spiskowym postawy, to zaraz okaże się, że naznaczyła ona nie tylko znaczącą część jego dyskografii, a także wielu jego punkowych mistrzów z Zachodu.
Powyższy dystans trudno mi zachować w stosunku do piosenki Demokracja, w której refrenie słyszymy „demokracja, demokracja / parazyty na wakacjach”. W przypadku tego właśnie utworu nie mam pewności, że to wszystko ironia. I z tą niepewnością czuje się akurat bardzo niekomfortowo.
Dzięki Tobie, możemy zrobić jeszcze więcej – wesprzyj nas!
Fundacja PRZEKRÓJ