Mój ból jest inny niż twój
Przemyślenia

Mój ból jest inny niż twój

Jan Błaszczak
Czyta się 3 minuty

Kiedy kilka lat temu pisałem o albumie Wstyd Kultu, zwracałem uwagę, że nie toczy się wokół niego żadna dyskusja. W samozadowoleniu konstatowałem, że Kazik przenikliwą obserwację polskich realiów zamienił na rutynową obsługę swojej najwierniejszej publiczności. Z tej pozycji patrząc, Staszewski przynależał już w moim odczuciu jedynie do czasu przeszłego. Przeszedł do historii niczym odrapany dworzec w Kutnie (byłem, wyremontowali). Nie wierzyłem, że Kazik może w 2020 roku powiedzieć nam coś ważnego, bo od lat nikt tego od niego specjalnie nie wymagał. Wystarczyło, by zagrał Krew boga na bis.

A jednak mamy czerwiec i już teraz możemy uznać z dużym prawdopodobieństwem, że Staszewski nagrał najważniejszą polską piosenkę 2020 roku. Na pewno nie najbardziej udaną. Z pewnością ani najlepszą kompozytorsko, ani najbardziej przenikliwą na poziomie tekstu. Ot, wesoły walczyk, w którym Kazik dzieli się swoją refleksją na temat szeroko komentowanego, wyjątkowo bulwersującego wydarzenia ze świata polityki. Nie pada tu jednak żadna odkrywcza myśl, nie pojawia się żadna kontrowersyjna perspektywa. A mimo to Twój ból jest lepszy niż mój zawładnął uwagą Polaków w skali nieosiągalnej zwykle dla wytworów kultury. Nie chciałbym przy tym odbierać zasług autorowi piosenki, bo nie tylko wyczuł moment, ale też nad wyraz umiejętnie ubrał go w słowa. Rymowana, dosadna fraza tytułowa w swojej prostocie i chwytliwości nawiązuje do złotych lat 90., kiedy tłumy ludzi – świadomych lub nie – mówiło Kazikiem. Cóż, znów mówią.

Po zaskoczeniu, jakim był dla mnie singiel promujący Zarazę z zaciekawieniem zabrałem się za słuchanie samego albumu. Płyty, która odnosi się do czasów koronawirusa nie tylko swoim tytułem. Z powodu pandemii zespół nagrywał ją w bardzo okrojonym składzie. Doświadczenie izolacji odcisnęło też piętno na tekstach Staszewskiego. I jak to u niego: to, co trywialne zderza się z nagłówkowymi hasłami i daleko idącymi wnioskami. Wzorcowym przykładem jest już pierwsza na płycie Kwarantanna, gdzie niewyszukany obraz pandemicznej rutyny zderzony zostaje z podniosłym, bardzo dobitnym refrenem. I choć fraza „jesteśmy tej ziemi wirusem” wydaje się w swojej prostolinijności jakby rodem z Wiedźmina, to przecież pasuje do punkowych-rockowych ram tego utworu.

Prostolinijność, a nawet pewna toporność, jest do pewnego stopnia wpisana w poetykę Staszewskiego, który często przestrzeń pomiędzy językowymi perełkami  wypełniał częstochowskimi rymami i gadaniną, które z pewnością przydają się, gdy tekst jest wyimprowizowany (przypomnijmy, że Kazik chętnie korzystał z yassowej metody tzw. zlewu). Jak we fragmencie: „to słowa dla każdego, kto nie rozumie tego / jest jeden Bóg zły albo nie ma Boga tego”. Mam wrażenie, że w przypadku każdego innego polskiego twórcy ten pytyjski dwuwers nie miałby prawa zadziałać, u Kazika działa znakomicie. Nie mam więc żalu o prostolinijność, bardziej drażni mnie zbędność niektórych piosenek. O serialach znacznie lepiej pisał Kamil Pivot (Siódmy sezon), Ona zakażona miłością to humorystyczny pop-rock, którego prędzej spodziewałbym się po Elektrycznych Gitarach, a Hania i Hela to równie piękny, co – z perspektywy słuchacza – zbędny prezent dla wnuczek.

Zdecydowanie najlepiej jest Kazikowi, gdy trzyma się cięższych brzmień. Do najlepszych utworów na Zarazie zaliczyłbym melodyjny anarchizujący punk Noże i pistolety i wywołujące trochę kontrowersji flirtujące z metalem Gdy Chińczycy mówią Gan Pai. Ten ostatni numer dobrze pokazuje, jak trudno przyszpilić Kazika-tekściarza. Mam wrażenie, że w zależności od poglądów słuchacz będzie doszukiwał się ironii i sarkazmu w całkiem różnych miejscach tego tekstu. Owszem refren tej piosenki oraz zdanie „wygrali trzecią wojnę bez jednego wystrzału” można rozumieć jako wiarę w laboratoryjne pochodzenie koronawirusa. Z drugiej strony to świętowanie triumfujących Chińczyków można też czytać w kontrze do zwrotek, które przybliżają codzienną wojnę polsko-polską. Ponadto, jeśli zaczniemy nagle rozliczać Kazika z niezależnej, kontestującej, a czasem wręcz dającej wiarę teoriom spiskowym postawy, to zaraz okaże się, że naznaczyła ona nie tylko znaczącą część jego dyskografii, a także wielu jego punkowych mistrzów z Zachodu.

Powyższy dystans trudno mi zachować w stosunku do piosenki Demokracja, w której refrenie słyszymy „demokracja, demokracja / parazyty na wakacjach”. W przypadku tego właśnie utworu nie mam pewności, że to wszystko ironia. I z tą niepewnością czuje się akurat bardzo niekomfortowo.


Dzięki Tobie, możemy zrobić jeszcze więcej – wesprzyj nas!
Fundacja PRZEKRÓJ

  

Czytaj również:

Z kulturą i smakiem
i
Wino i papirus niesione do skarbców Amona, około 1479–1420 p.n.e., grobowiec Rekhmire, Egipt; zdjęcie: domena publiczna
Dobra strawa

Z kulturą i smakiem

Czy ferment stworzył cywilizację?
Łukasz Modelski

Każda kultura polega na tworzeniu, przekształcaniu, wejściu na wyższy stopień skomplikowania. I nie ma na świecie kultur równie trwałych – a zarazem wciąż ewoluujących – jak kultury beztlenowych bakterii fermentacyjnych.

Czy ferment stworzył cywilizację? Tak. A przynajmniej towarzyszył jej od samego początku, jeśli powszechnie godzimy się, że symboliczne „wyjście z jaskiń” nastąpiło między 15 a 11 tys. lat p.n.e. i wiązało się z uprawami. Można było jeść dzikie ziarno i wytworzoną z niego mąkę, ale można było je również fermentować. „Wyrastające” pieczywo powstało z fermentacji dzikich drożdży, jednak antropolodzy są dziś zgodni, że w kilku najważniejszych „kolebkach cywilizacji” (Mezopotamia, Egipt, Indie, Chiny, Meksyk) najwcześniej fermentowano napoje. W kategoriach chronologicznych wygrywa tu Bliski Wschód z czasów kultury natufijskiej, zwanej tak od stanowiska archeologicznego w Wadi-an-Natuf na terenie współczesnego Izraela.

Czytaj dalej