Umieramy codziennie po trochu. Za każdym razem, kiedy coś się kończy, na przykład tekst w „Przekroju”.
Kiedy spacerujesz przez las, którego nie dotknęło jeszcze piętno ludzkiej działalności, zobaczysz nie tylko rozkwitające wszędzie życie, ale również przewrócone drzewa, próchniejące konary, gnijące liście i różne formy materii w fazie rozkładu. Gdziekolwiek popatrzysz, życie splata się ze śmiercią.
Jednak w istocie to tylko złudzenie. Patrząc z bliska, odkryjesz, że rozkładający się pień czy gnijące liście nie tylko dają początek nowemu życiu, ale same są jego pełne. Wszędzie wre praca miliardów bakterii. Trwa nieustanny proces przemiany. Nigdzie nie znajdziesz śmierci. To tylko nieprzerwana metamorfoza form życia. Czego można się z tego nauczyć?
Śmierć nie jest przeciwieństwem życia. Życie nie ma przeciwieństwa. Przeciwieństwem śmierci są narodziny. Samo życie jest wieczne.
Poeci i mędrcy od wieków opisywali ulotność ludzkiej egzystencji. Coś,