Nabożeństwo ku czci Najświętszej Arethy
Przemyślenia

Nabożeństwo ku czci Najświętszej Arethy

Katarzyna Tyszkiewicz-Borawska
Czyta się 3 minuty

„Cokolwiek się tutaj zdarzy, chciałbym wam przypomnieć, że jesteśmy w kościele – mówi pastor James Cleveland. – I że to jest nabożeństwo”. I choć intencją gospelowego obrządku jest wysławianie Boga poprzez wyśpiewywaną modlitwę, dokument Amazing Grace: Aretha Franklin w centrum stawia nie tyle chrześcijańskiego Stwórcę, ile Boginię muzyki Arethę Franklin.

A było tak: w 1972 r. Aretha Franklin miała już status gwiazdy soulu. Wyróżniały ją nieprzeciętne umiejętności, ale też charyzma i swoista ekspresja, ponieważ diwa w naturalny dla siebie sposób łączyła różne muzyczne światy i doświadczenia, tworząc zupełnie nową jakość w muzyce.

Na początku lat 70. panna Franklin, za radą wytwórni, menedżerów i producentów, zdecydowała się nagrać płytę gospel, składając tym samym hołd swojej pierwszej szkole muzycznej – to właśnie w kościele swego ojca, pastora L.C. Franklina, stawiała pierwsze kroki w śpiewaniu dla publiczności. Aretha zdecydowała też, że album zostanie nagrany na żywo, z udziałem obecnych w kościele wiernych.

Wybór repertuaru nie był przypadkowy. Cudowna Boża łaska (Amazing Grace) to jeden z najsłynniejszych hymnów kościelnych anglosaskich kościołów i jedna z ważniejszych pieśni patriotycznych w historii Stanów Zjednoczonych. A w kościele pełnym czarnoskórych wiernych jego słowa mówią również o walce Afroamerykanów – o łasce praw już wywalczonych, o wolności i jej orędownikach, o Martinie Lutherze Kingu (który przyjaźnił się z Franklinami i któremu Aretha często śpiewała), o Czarnych Panterach, ale również o pracy, którą jeszcze należy wykonać.

Ze względu na pozycję Arethy w muzycznym świecie, wytwórnia postanowiła zatrudnić ekipę filmową, która miała dokumentować próby oraz dwie noce sesji nagraniowej. Na reżysera wybrano Sydneya Pollacka, który, nieprzyzwyczajony do tego typu produkcji (i pewnie po to, by nie uronić niczego z wyjątkowego przedsięwzięcia), postanowił po prostu włączyć kamery, zapominając o konieczności synchronizowania obrazu z dźwiękiem.

Niesamowitą łaską losu jest zatem fakt, że ten film w ogóle ujrzał światło dzienne. Ograniczenia techniczne długo nie pozwalały na właściwy montaż. Ponadto panna Franklin osobiście nie zgadzała się na sfinalizowanie tej produkcji.

I kto wie, czy chodziło tylko o dźwięk? Brawurowe ujęcia, często w dużym zbliżeniu, rejestrujące niemal każdą kroplę potu, rozmazujący się makijaż i łzy mogły nie pasować do jej pilnie strzeżonego wizerunku. Mimo iż w całej swojej pasji, cierpieniu i emocjach wydaje się jeszcze bliższa boskości – i to tej Chrystusowej, więc przede wszystkim – człowieczej.

Franklin zmarła 16 sierpnia 2018 r. Po jej śmierci rodzina udzieliła zgody na zakończenie prac nad filmem i ten powstał, w kilka zaledwie miesięcy. Premiera odbyła się w listopadzie 2018 r. Aretha zmartwychwstała – w największej glorii i chwale.

Niezwykłość Amazing Grace opiera się na dwóch atutach: pierwszym jest sama Aretha Franklin i jej najsłynniejszy album, drugim zaś – brawurowy montaż Johna Buchanana, który wykorzystuje prawdopodobnie najodważniejsze ujęcia z ponoć 20-godzinnego nagrania.

Dlatego obraz nie zestarzał się ani o dzień. Jest w nim intymność religijnego uniesienia, ale są i spontanicznie wyrażane, prawie zaraźliwe emocje. Momentami czuć wręcz niestosowność, jakbyśmy byli podglądaczami lub nieproszonymi gośćmi. Jakby sam reżyser czuł się niegodny tego miejsca i czasu, jakby czuł, że nie rozumie. A gdy drugiej nocy nagrań wśród publiczności pojawia się sam Mick Jagger, to choć podrywa się i klaszcze, gołym okiem widać, że nie pojmuje, co się dzieje tam, gdzie stoją Aretha, Cleveland i jego Southern California Community Choir. I wielu z nas chyba też tego nie zrozumie, bo taka żywiołowa, spontaniczna religijność jest nam – zwłaszcza w Polsce – zupełnie obca. Co nie znaczy, że nie poczujemy dreszczy i nie uronimy łzy. I nie musimy się zastanawiać, czy płaczemy nad Arethą, nad sobą samym, czy po prostu wzrusza nas surowe piękno nieśmiertelnej muzyki.

 

Czytaj również:

Zamilkła królowa
i
zdjęcie: Harold Staats (CC BY 2.0)
Przemyślenia

Zamilkła królowa

Paulina Wilk

Zmarła Aretha Franklin – najwybitniejsza wokalistka naszych czasów. Nazywana królową soul, z niedoścignioną brawurą i pasją śpiewała pieśni gospel, popowe przeboje i operowe arie. Była ulubienicą pastora Kinga i ukochaną wokalistką Baracka Obamy – brzmieniem amerykańskiej duszy.

Najpierw był głos. Mała Aretha śpiewała w domu i w kościele. Jej ojciec – pastor Clarence LaVaughn Franklin (dorastający w tym samym środowisku Delty Missisipi co mistrzowie bluesa: Muddy Waters, Howlin’ Wolf czy B.B. King) był jednym z najpotężniejszych i najsłynniejszych Afroamerykanów, charyzmatycznym przywódcą Kościoła baptystycznego Bethel Baptist Church (nazwanego tak od kaplic tworzonych na statkach wiozących niewolników na amerykańskie plantacje). Na początku lat 60. XX w. Kościół ten liczył 7 mln wiernych i był największą organizacją czarnoskórych poza Afryką. Pastor Franklin miał talent i moc, w sercu i gardle – jego kazania były pełnymi zwrotów akcji i napięcia spektaklami wokalnymi, wprowadzającymi publiczność w skrajne uniesienie. Jego córka, najmłodsza z czworga dzieci, chłonęła atmosferę tych wystąpień i nagrań. Był pierwszym w historii pastorem wydającym kazania na płytach i nadającym ogólnokrajową audycję radiową. Ojciec szybko docenił niezwykły talent Arethy, rozbudzał go i prorokował: „Pewnego dnia będziesz śpiewała dla królów i królowych”.

Czytaj dalej