Nie chcemy zostawić śmietnika Nie chcemy zostawić śmietnika
Przemyślenia

Nie chcemy zostawić śmietnika

Czy architekci uratują świat?
Grzegorz Przepiórka
Czyta się 15 minut

Kilkadziesiąt polskich pracowni projektowych dołączyło do grona sygnatariuszy kampanii Architects Declare, zainicjowanej w Wielkiej Brytanii w odpowiedzi na wprowadzenie przez tamtejszy parlament klimatycznego stanu wyjątkowego. Czy architekci mają zadatki na aktywistów? Jak projektować, by uratować świat, w którym droga do ekologii wiedzie przez wąskie gardło portfela? Z Agnieszką Kalinowską-Sołtys, architektką, wiceprezes ds. środowiska i ochrony klimatu w zarządzie Stowarzyszenia Architektów Polskich rozmawia Grzegorz Przepiórka

Grzegorz Przepiórka: Do pracy na rowerze. W jaki jeszcze sposób świeci Pani przykładem?

Agnieszka Kalinowska-Sołtys: Czy świecę przykładem, tego nie wiem. Jeżdżę rowerem, segreguję śmieci, ograniczam konsumpcję, nie jem mięsa, bo czuję, że to są właściwe działania. Mam jednak niedosyt tego, co możemy robić, by ograniczyć negatywne oddziaływanie na środowisko. Społeczeństwo europejskie wciąż dąży do wzrostu PKB. Zwiększamy zyski, nawet kosztem jakości wytworzonych towarów. Przekłada się to na bylejakość życia: ciągle kupujemy nowe, ale też wyrzucamy i marnujemy. Planeta, na której żyjemy, w 75% jest zmieniona przez działalność człowieka. Nie przywrócimy już życia wymarłym gatunkom, ale warto zastanowić się, co zostawimy po sobie kolejnym pokoleniom.

Czy architekci mogą uratować świat?

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Każda osoba może przyczynić się do ograniczenia degradacji środowiska. Codziennie podejmujemy szereg drobnych decyzji, które w globalnej skali mogą albo uratować świat, albo przyczynić się niestety do katastrofy klimatycznej i wymierania gatunku ludzkiego. Jako architekci mamy bezpośredni wpływ na to, co i jak się buduje. Każdy z nas powinien zadawać sobie wiele pytań o odpowiedzialność w tym zawodzie. Czy wiemy, co produkujemy? Jak budynki oddziałują na środowisko? Jaki jest koszt ekologiczny i społeczny naszej działalności?

Jedno wiemy – blisko 36% globalnej energii pochłaniają budynki i budownictwo. Trzeba jeszcze doliczyć związane z tym 39% emisji dwutlenku węgla.

Dziś budujemy obiekty zaawansowane technologicznie, dające duży komfort użytkowania, ale nie zawsze przyjazne naturze. Coś za coś. Budynki wznoszone w poprzednich wiekach były prostsze, łatwiejsze w obsłudze. Nie konsumowały prądu, nie wytwarzały ścieków w tak dużej ilości, jak dziś. Nie emitowały niebezpiecznych zanieczyszczeń. Były za to trwałe, wznoszone z naturalnych materiałów pozyskiwanych lokalnie, choć oferowały poziom komfortu, który współczesnemu społeczeństwu trudno byłoby zaakceptować.

Co w związku z tym mogą uczynić architekci – od czego zacząć?

Od wiedzy. Jeśli ją mamy, to naprawdę można uczynić wiele dobrego. Coraz więcej wiemy o negatywnych zjawiskach związanych z procesami budowy i użytkowaniem budynków, ale jednocześnie przybywa technologii sprzyjających środowisku i jako architekci musimy być z tym na bieżąco. Dzięki temu rosną nasze możliwości w niwelowaniu wpływu na środowisko.

Co więcej?

Powinniśmy brać odpowiedzialność nie tylko za projekt, ale również za cykl życia budynku. Dobrze zaprojektowany samochód jest nie tylko ładny, funkcjonalny, ale też mało awaryjny, niskoemisyjny, energooszczędny, bezpieczny. Podobnie rzecz ma się z budynkiem, z tym że architekt powinien rozważać nie kilku-, ale sześćdziesięcio- czy nawet stuletni cykl jego życia i wywierany podczas tego okresu wpływ na środowisko.

Jak to wygląda w praktyce?

Niegdyś projektowanie odbywało się poprzez kreślenie za pomocą rapidografu na kalce, a o cyklu życia budynku nikt nie myślał. Od około 30 lat w naszej pracy używamy komputerów, a od ponad dekady projektujemy w trzech wymiarach. Za pomocą nowoczesnych technologii IT, jeszcze na etapie projektowania, możemy dziś symulować cykl życia budynku, czyli sprawdzić, jak będzie zachowywał się przez kilkadziesiąt lat. Zanim wybudujemy, przygotowujemy kilka wirtualnych opcji i sprawdzamy, która jest najkorzystniejsza ekonomicznie i ekologicznie.

Pomimo technologicznych dobrodziejstw i tak projektowanie w dużym stopniu wydaje się działaniem w ciemno, bo nie sposób określić, z jakimi dokładnie warunkami będziemy mieli do czynienia za 60 czy 100 lat.

Architekci stają przed trudnym zadaniem przewidywania przyszłości. Muszą myśleć o różnych potencjalnych scenariuszach przy projektowaniu nowych obiektów, aby ich cykl życia był możliwie najdłuższy, a zarazem były bezpieczne dla użytkowników. Weźmy chociażby symulacje komputerowe NASA dotyczące wzrostu poziomu wód oceanicznych w wyniku topnienia lodowców. Wskazują one, że za około 50 lat Kaszuby staną się wyspą, Hel zniknie, a Gdańsk i Sopot znajdą się częściowo pod wodą. Prognozy te są na bieżąco aktualizowane, bo to, co dzieje się obecnie z klimatem, zaskakuje nawet samych naukowców. Czy w związku z tym już powinniśmy zacząć projektować tak, aby nie dochodziło do zalań i podtopień, czy czekać na większe uprawdopodobnienie się prognoz? Oto jest pytanie. Jedno z wielu.

Jakie przyzwyczajenia muszą zmienić architekci, aby odpowiednio i na czas reagować na nowe okoliczności? Co jeszcze trzeba brać pod uwagę podczas projektowania?

Trzeba wrócić do podstaw, do myślenia o rozwiązaniach znanych już wiele wieków temu, które wykorzystują energię pozyskaną ze słońca, wiatru, wody lub ziemi. Rozsądnie stosować nowoczesne technologie, projektować trwale, ale też elastycznie, tak aby przy zmianie koniunktury za 10 —15 lat budynek nadawał się do zmiany funkcji, a nie do wyburzenia. Załóżmy, że dzisiaj projektujemy obiekt hotelowy z przeznaczeniem na kilkadziesiąt lat. Może się okazać, że warunki rynkowe po dekadzie zmienią się do tego stopnia, że inwestor stanie przed pytaniem, co dalej. Zburzyć czy przekształcić? Budynek powinien być tak zaprojektowany, aby miał szansę na drugie życie w postaci akademika, mieszkań lub biur. Właśnie w tym celu przygotowujemy tzw. studium wykonalności, czyli zadajemy sobie pytanie: co by było, gdyby? Architekci są świadomi potrzeby elastycznego projektowania i wielu innych współczesnych wymogów. Problemem jest niedostosowanie prawa budowlanego w Polsce i norm, które nie nadążają za zmieniającą się rzeczywistością.

Zielony dach na ratuszu w Chicago (Wikimedia Commons)
Zielony dach na ratuszu w Chicago (Wikimedia Commons)

W tym za zmianami pogodowymi.

Trudno się dziwić, że podczas ulewy w Warszawie pod koniec czerwca 2020 r. kanalizacja deszczowa nie przyjmowała wody. Przekroje instalacyjne były projektowane według norm biorących pod uwagę warunki pogodowe, które mieliśmy 20–30 lat temu.

Ostatnie podtopienie Warszawy po nawałnicy udowodniło, że igranie z klimatem to nie przelewki. Między innymi betonowanie miast zbiera żniwo. Tam, gdzie beton został wylany, to się już nie odstanie. Jak niwelować negatywny wpływ zabetonowania?

Częściowo może się odstać, czego przykładem jest Wiedeń, w którym mieszkańcom pozwolono zerwać niektóre chodniki, by posadzić w ich miejsce drzewa, a władze miasta zainwestowały 8 mln euro w celu, powiedzmy, powrotu do natury.

Czyli gramy w zielone?

Zieleń w mieście ma ogromny potencjał retencyjny, a harmonizowanie transmisji wody to tylko jedna z jej funkcji. Roślinność szczególnie ważna jest teraz, w okresie letnim, gdy wyraźnie odczuwamy negatywne skutki miejskiej wyspy ciepła. W Polsce różnica temperatur między miastem a wsią latem może wynosić nawet osiem stopni Celsjusza. Taka wyspa uruchamia domino. Zaburzenia wynikające ze zbyt wysokich temperatur w przestrzeni miejskiej powodują nadmierne przegrzewanie budynków, które są chłodzone za pomocą klimatyzacji, a to oznacza nie tylko emisję ciepła na zewnątrz, ale również duże zużycie energii elektrycznej, która w Polsce w około 80% pochodzi ze spalania węgla. Odpowiednio dobrane gatunki krzewów i drzew, odporne na zanieczyszczenia powietrza i trudne warunki glebowe są jak parasol chroniący miasto przed przegrzewaniem, a jednocześnie tworzą mikroklimat przyjazny dla zdrowia i dobrego samopoczucia mieszkańców. Ważne, aby rośliny były dostosowane do klimatu – najlepiej, jeśli są to gatunki lokalne, nieinwazyjne, odporne na okresowe susze i przemarzanie w zimie. Nie szczędźmy sobie zieleni, również na dachach. Powstające coraz częściej w nowoczesnych budynkach dachy zielone stanowią świetną izolację termiczną, a są również ostoją dla drobnych ptaków i owadów.

Za 8% światowej emisji dwutlenku węgla odpowiada cement. Gdyby cement był państwem, to zajmowałby trzecie miejsce po Chinach i Stanach Zjednoczonych w gronie największych emiterów CO2. A może by tak w ogóle zrezygnować z betonu albo przynajmniej ograniczyć jego zużycie? Czy istnieje materiałowa alternatywa?

Beton i stal to dziś materiały bardzo szeroko wykorzystywane do realizacji budynków, szczególnie wielokondygnacyjnych. Konstrukcje żelbetowe związane są z dużym nakładem pracy, częstymi transportami półproduktów, a także emisją bardzo dużej ilości dwutlenku węgla. Zakładając, że każdego roku powstaje na świecie ponad 6 mld metrów kwadratowych powierzchni w nowych budynkach z użyciem ogromnych ilości cementu, dochodzimy do niepokojących danych. Alternatywą jest drewno, które w odróżnieniu od cementu, w trakcie „produkcji”, czyli rosnąc, nie staje się źródłem emisji, wręcz odwrotnie, kumuluje dwutlenek węgla w swojej strukturze.

Począwszy od rozwoju nowej technologii drewnianej w latach 1990–2000, na świecie widać wyraźny trend powrotu do tego materiału. W ostatnich latach również w pracowni, w której na co dzień projektuję, udało się znaleźć inwestorów zainteresowanych wzniesieniem w Polsce biurowców o konstrukcji z drewna. Nie jest to już ta sama forma materiału, którego używano w przeszłości, kiedy do wznoszenia, domów, kościołów, obiektów gospodarczych, mostów czy budowli obronnych stosowano materiał lity, jedynie wstępnie obrobiony, łatwopalny i niestabilny pod względem wilgotności, przez co zmieniający wymiary.

Drewno, które nie płonie?

Niezupełnie, jednak wbrew mitom jest bardzo odporne na ogień, dużo bardziej niż stal, która w pewnym momencie, podczas pożaru, zaczyna płynąć i dochodzi do nagłej utraty nośności budynku. Pamiętamy katastrofę World Trade Center, tamte budynki miały konstrukcję stalową i w pewnym momencie po prostu się zawaliły. Drewno wypala się na zewnątrz, a kilkunastomilimetrowa warstwa wypalenia staje się naturalną ochroną przeciwpożarową. A to nie koniec ciekawostek. Współcześnie powstaje wiele fascynujących technologii na bazie tego materiału, np. drewno przezroczyste, niczym szkło, które jest w pełni biodegradowalne. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie zawsze budowanie z drewna jest możliwe bądź ekologicznie uzasadnione, choćby ze względu na dostępność surowca. Przykładem może być budynek IHZ w Sydney w Australii, który został wykonany ze świerku europejskiego sprowadzonego z Austrii. Negatywne oddziaływanie transportu na środowisko, emisja olbrzymiej ilości spalin jest trudna do uzasadnienia z ekologicznego punktu widzenia.

Beton na cenzurowanym. Drewno nie zawsze wchodzi w grę. Co nam zostało z naturalnych materiałów? Kamień?

Czemu nie, tylko znów trzeba zważyć, skąd będziemy go pozyskiwać. To bardzo trwały materiał, z tym że w naszym klimacie sam kamień to za mało. Trzeba uwzględnić termoizolację, tymczasem trudno znaleźć materiał izolacyjny, który ma pozytywny wpływ na środowisko, a przy tym będzie bezpieczny pod względem pożarowym i mikrobiologicznym.

W Polsce ocieplamy na potęgę. Z jednej strony więc docieplamy, by zminimalizować zużycie energii, a z drugiej strony izolacje negatywnie wpływają na środowisko. Czy jest inne rozwiązanie?

Do izolacji cieplnej budynków zamiast styropianu można użyć włókien celulozowych, włókien drzewnych, wełny konopnej, szkła piankowego czy jeszcze innego materiału, który jest dopuszczony do stosowania w Polsce, spełnia parametry budowlane i jest neutralny dla środowiska. Istnieje szereg alternatywnych rozwiązań materiałowych, nie tylko dla szkodliwych izolacji, ale dla większości materiałów budowlanych.

Na świecie produkuje się ponad 11 mld ton śmieci rocznie, z czego 10–15% stanowią odpady budowlane. W Europie zaś aż jedna trzecia pochodzi z sektora budowlanego. Jak architekci mogą wpłynąć na ich redukcję ?

Nie ma innej odpowiedzi niż przemyślane obiekty, które są trwałe, a jednocześnie w zależności od potrzeb można je rozmontować bez szkody dla środowiska i stosunkowo szybko złożyć w nową całość. Tego rodzaju podejście – zero waste – to przyszłość. Jako projektanci musimy obmyślać budynki tak, aby po zakończeniu przez nie życia nie stawały się odpadem, ale źródłem materiałów wtórnych, które jeśli nawet nie w budownictwie, to można w jakiś sposób wykorzystać. Dlatego tak istotny jest dobór budulca.

Przykład?

W Sajau na wyspie Borneo Północne został wzniesiony kościół w całości z odzyskanego drewna, pochodzącego z odpadów z lokalnych tartaków i placów budowy. Świątynie zaprojektowali architekci z indonezyjskiej pracowni TSDS Interior Architects. Takie podejście do projektowania wpłynęło na obniżenie kosztów, ale także udało się stworzyć budynek, który nie spowodował negatywnego oddziaływania na środowisko wynikającego z produkcji materiałów budowlanych oraz ich transportu. Wnętrze kościoła robi bardzo miłe wrażenie, mimo że do wykończenia użyto drewna, które z powodu swojej niskiej jakości nie nadawało się do sprzedaży czy wykorzystania jako opał.

Jak rozwija się trend architektury z recyklingu wśród polskich architektów? Ile odzyskujemy w Polsce?

Niestety dokładnych danych na ten temat nie ma. W budynkach, które zaprojektowaliśmy w naszej pracowni, standardem jest już wprowadzanie takich obliczeń i np. przy realizacji kompleksu biurowego Alchemia w Gdańsku ponad 95% odpadów budowlanych zostało odzyskanych lub poddanych recyklingowi. Krótko mówiąc – da się.

A co, jeśli odzysk nie wchodzi w grę? Jak ograniczyć marnotrawstwo?

Kluczowa jest precyzja w projektowaniu. Aby ją osiągnąć, architekt musi mieć świadomość materiałów i procesu ich produkcji. Weźmy projektowanie okien. Szkło wyjeżdża z huty w formatkach o szerokości 321 cm i długości standardowej 600 cm. Zaprojektowanie okna o wymiarze niewpisującym się w podział w te formaty, np. o centymetr szerszego, powoduje, że musimy z dużej tafli wyciąć niewielki format, a reszta stanie się odpadem. Mając wiedzę, tylko o formatach produkowanych materiałów, możemy zoptymalizować jego zużycie.

Wiszące ogrody w Sydney (Wikimedia Commons)
Wiszące ogrody w Sydney (Wikimedia Commons)

Co jeszcze widać w szklanej architektonicznej kuli? Trwałe, recyklingowalne, elastyczne. Jakie jeszcze mają być budynki przyszłości?

Ochrona środowiska jest pierwszorzędnym współcześnie wyzwaniem, również dla architektów, ale nie zapominajmy o nas, jako o użytkownikach budynków. Niedoświetlone pomieszczenia wpływają negatywnie na układ hormonalny, nieodpowiednie farby emitują lotne związki, które nas trują, słaba wentylacja obniża zdolność do koncentracji. Przykłady można mnożyć. Budynki przyszłości powinny sprzyjać zdrowiu, dobremu samopoczuciu, tym bardziej że spędzamy w nich ponad 90% naszego życia. Jesteśmy częścią naturalnego środowiska, dlatego chrońmy również siebie.

Polskie pracownie architektoniczne dołączyły w tym roku do międzynarodowego grona sygnatariuszy kampanii Architects Declare, która miała swój początek w Wielkiej Brytanii w maju 2019 r. jako odpowiedź na wprowadzenie przez tamtejszy parlament klimatycznego stanu wyjątkowego. Akcja jest wezwaniem do podjęcia przez architektów szeregu działań, m.in. stosowania materiałów niskoemisyjnych czy redukcji odpadów. Punkt pierwszy manifestu jest wezwaniem do szerzenia wśród klientów i kontrahentów świadomości zagrożeń związanych z klimatem i bioróżnorodnością. Jak rozmawiać z biznesmenami o ekologii?

Trzeba pamiętać, że budowanie budynków to biznes, który powinien zarabiać na siebie. Bez ekonomicznych zachęt prawie nikt nie chce dokładać do ekologii tylko w imię ratowania świata. Jeżeli inwestor widzi, że dzięki ekologii będzie miał budynek lepszej jakości, tańszy w utrzymaniu, zdrowszy dla użytkowników, to wtedy jest chętny zainwestować w rozwiązania proekologiczne. Takie są realia.

Krótko mówiąc, przez portfel do ochrony środowiska.

Tak, to kwestia ekonomii, gdyż samo szerzenie wśród kontrahentów świadomości zagrożeń związanych z klimatem i bioróżnorodnością oraz pilnej potrzeby działania ma miejsce od wielu lat. W naszej pracowni projektowej od ponad dekady szkolimy inwestorów z systemów certyfikacji, które są bardzo pomocnym narzędziem do projektowania obiektów przyjaznych dla środowiska. Dopiero jednak trzy, cztery lata temu klienci dostrzegli, że im się to opłaca, stąd znaczny przyrost w Polsce liczby prywatnych budynków biurowych i usługowych o znacznie ograniczonym, w stosunku do poprzedników sprzed kilkunastu lat, negatywnym oddziaływaniu na środowisko. Budynki te wyposażane są w zaawansowane technologie służące komfortowi, zdrowiu i klimatowi. Najbardziej rozwinięte pod tym względem są dziś w Polsce obiekty komercyjne, czego jeszcze niestety nie można powiedzieć o budynkach mieszkaniowych, ale to też powoli zaczyna się zmieniać.

Przyczyną też jest portfel?

Portfel, ale w tym wypadku to akurat również kwestia świadomości. Biorąc kredyt, zwraca się uwagę głównie na wysokość raty i okres spłacania, tymczasem płacąc trochę więcej, możemy zyskać tańsze w eksploatacji, ekologiczne mieszkanie.

Budowanie świadomości to powolny proces. Czy nie lepszym rozwiązaniem byłyby nowe regulacje prawne?

Prawo budowlane i tak już jest przeregulowane, tutaj lobbing zrobił swoje. Jestem raczej zwolenniczką wykreślenia części przepisów, szczególnie warunków technicznych. W imię litery prawa często zmuszają one architekta do bezsensownych działań, a przecież każdy budynek to właściwie prototyp, będący wypadkową m.in. lokalizacji, uwarunkowań, funkcji i wymagający indywidualnego podejścia. W tym wypadku analogia do samochodu, który jest seryjnie projektowany, nie sprawdzi się. Załóżmy, że nakażemy każdemu deweloperowi tworzenie w nowo wznoszonych budynkach dachów zielonych, a przecież, choć to rozwiązanie ma wiele zalet, to jednak nie w każdych warunkach jego zastosowanie będzie korzystne.

Jakich przepisów w zakresie projektowania potrzebujemy w Polsce, aby móc chronić środowisko?

W Stowarzyszeniu Architektów Polskich obecnie zajmuję się zagadnieniami związanymi ze środowiskiem i ochroną klimatu. Biorąc udział w warsztatach miejskich, organizowanych przez Ministerstwo Klimatu, widzę, że jest duża potrzeba opracowywania ciągłych rekomendacji i rozwiązań mających na celu poprawę jakości życia mieszkańców oraz wsparcie miast w transformacji w miejsca przyjazne i neutralne klimatycznie. W ostatnim czasie miałam również przyjemność brać udział w pracach grupy ekspertów ds. ochrony środowiska w Ministerstwie Rozwoju, gdzie wypracowane rekomendacje mają być podstawą do zmian w uwzględnianiu problematyki środowiskowej w planowaniu przestrzennym w Polsce. Dzięki współpracy z ONZ i Europejskim Stowarzyszeniem Architektów – ACE mamy możliwość wglądu z wyprzedzeniem w przepisy, które Unia Europejska właśnie opracowuje i które będą wdrażane w krajach członkowskich w najbliższych latach.

W Polsce wspomnianą deklarację Architects Declare podpisało 47 pracowni. Sukces czy porażka?

I sukces, i porażka. Tego rodzaju deklaracje są bodźcem do poszukiwania wiedzy i rozwiązań, uświadamiania sobie, że technologie budowlane, które stosujemy od kilkudziesięciu lat, nie są najlepsze. Trzeba zauważyć, że w budownictwie pod względem technologii wznoszenia niewiele się zmieniło od początku XX w. Mamy jeszcze wiele do zrobienia!

A porażka?

Za mało architektów wie o tej deklaracji. Niektórzy nie do końca rozumieją, jaka jest jej idea, raczej widzą w niej zielony trend, modę. Nie wnikają w szczegóły. Na szczęście jest też bardzo wielu architektów, którym zależy, by podnosić jakość budynków i nie czynić tego kosztem środowiska. Nie chcemy zostawić przyszłym pokoleniom wielkiego śmietnika.

W Wielkiej Brytanii deklarację podpisało ponad 970 biur.

Rzeczywiście mamy jeszcze bardzo dużo do zrobienia w porównaniu do Wielkiej Brytanii, która jest inicjatorem deklaracji. To właśnie na Wyspach, ponad 25 lat temu, powstał system certyfikacji BREEAM (ang. Building Research Establishment Environmental Assessment Method) stosowany dziś w całej Europie, będący świetnym narzędziem do projektowania budynków dobrej jakości. Brytyjczycy kilka lat temu uczynili certyfikację obowiązkiem w obiektach użyteczności publicznej. Niestety realia i mentalność w Polsce są zupełnie inne niż na Wyspach, co pokazała próba wprowadzenia obowiązkowych świadectw charakterystyki energetycznej budynków. Tylko nieliczni mieli inne podejście niż „oby mieć tylko papier”. Podejrzewam, że podobny los spotkałby certyfikację, gdyby stała się obowiązkowa. Niestety pomysły na ekologiczne budownictwo spotykają się w Polsce wciąż z dużym niezrozumieniem.

Czy architekci powinni dzisiaj stać się jednocześnie aktywistami?

A na czym miałby polegać nasz aktywizm? Na uczestniczeniu w protestach ulicznych? Na wprowadzaniu przepisów na siłę? Czy nie byłaby to skrajność? Czy można zmusić kogoś do ekologii? Według mnie potrzeba raczej pozytywnych zachęt, budowania zainteresowania tematem wśród projektantów, inwestorów, wykonawców i użytkowników, promowania przykładów architektury odpowiedzialnej za środowisko. Wokół tego widzę potrzebę mobilizacji architektów.


Agnieszka Kalinowska-Sołtys:

Architektka specjalizująca się w projektowaniu zielonych budynków. W Stowarzyszeniu Architektów Polskich pełni funkcję wiceprezes zarządu ds. środowiska i ochrony klimatu. Współzałożycielka Ogólnokrajowego Stowarzyszenia Wspierania Budownictwa Zrównoważonego. Od kilku lat pracuje w biurze projektowym APA Wojciechowski Architekci. Brała udział w opracowaniu wielu projektów spełniających wymogi systemów certyfikacji BREEAM, LEED i WELL Standard.

Czytaj również:

Akupunktura miejska Akupunktura miejska
Doznania

Akupunktura miejska

Zygmunt Borawski

Wyglądają niepozornie. Przynajmniej nie tak, jak wyobrażamy sobie pozujących na modeli współczesnych architektów. Pamiętam je dobrze ze studiów. W towarzystwie profesorów, w większości mężczyzn, wyróżniały się tym, że nie nosiły przez cały rok szalików, nie były w całości ubrane na czarno i nie jeździły białym ferrari. No i jako jedyne z ówczesnej kadry profesorskiej w Akademii Architektury w Mendrisio były finalistkami najważniejszej europejskiej nagrody architektonicznej. Zdobyły również Srebrnego Lwa na architektonicznym Biennale w Wenecji w 2012 r. I co rusz zwyciężają w kolejnych konkursach na budynki uniwersyteckie.

Shelley McNamara wygląda nieco jak katechetka. Plisowane, długie spódnice, szerokie swetry, krótko ścięte włosy i surowa twarz. Yvonne Farrell to jej przeciwieństwo. Przypomina piosenkarkę z lat 80. Często ma na sobie coś skórzanego. A to spódnicę, a to kurtkę. I te blond włosy, lekko bałaganiarsko ułożone. Jakby wiecznie była gotowa do wyjścia na scenę. Obie mają przyjemny tembr głosu. Spokojny i kojący. Do tego mówią z wyjątkowym irlandzkim akcentem. Na ich korektach siedzi się w ciszy i maksymalnym skupieniu. One nie prawią. Raczej wyrażają własne wątpliwości albo dyskretnie chwalą. Wszystko z gracją, ale i stanowczo. Z ich architekturą jest dokładnie tak samo.

Czytaj dalej