„Jedna kobieta, jeden penis, hej” – ta przyśpiewka ludu Bayaka pomogła prof. Jerome’owi Lewisowi dojść do wniosku, że homo sapiens potrafił śpiewać, jeszcze zanim nauczył się mówić.
Milena Rachid Chehab: Podobno muzyka jest jak sernik. Nie daje nam niczego poza przyjemnością.
Jerome Lewis: Niech pani nie wierzy w te bzdury! Steven Pinker, który światu głosi tę teorię z zacisza swojego gabinetu na Harvardzie, chyba nigdy nie był w głuszy.
A co to zmienia?
Teoria o ewolucyjnym serniku, czyli o czymś, co jest przyjemne, ale nie daje nic pożytecznego, to totalna bzdura. W wielkim mieście, gdzie nie uświadczysz ani dzikich zwierząt, ani buszu, a nawet o wysoką trawę trudno, rola śpiewu rzeczywiście może się sprowadzać do przyjemnego koncertu lokalnego chóru. Ale nie w lesie pełnym goryli, gepardów czy bizonów. Lud Bayaka, nomadyczne plemię Pigmejów żyjące w afrykańskim lesie równikowym, które badam od lat, mówi wprost: śpiewamy, żeby przeżyć, nasze jodłowanie odstrasza niebezpieczne zwierzęta.
Tak zresztą robią nie tylko Bayaka, ale właściwie każda społeczność leśna – w Indiach na przykład odpowiednim śpiewem odstrasza się tygrysy.
Nie wolno nam zapominać, że miasta to dość nowy wynalazek – liczą sobie ledwo 9 tys. lat, i to jeśli weźmiemy pod uwagę te najstarsze, w Mezopotamii. My tu, w Europie, znacznie dłużej byliśmy społeczeństwem zbieracko-łowieckim – dawne nawyki zaczęliśmy porzucać na rzecz rolniczego życia dopiero 3–3,5 tys. lat temu. Ewolucja nie zdążyła nas jeszcze do tego odpowiednio przystosować.
W przypadku Bayaka nie mówimy chyba o zwykłym jodłowaniu, skoro UNESCO umieściło je na liście niematerialnego dziedzictwa ludzkości?
To niezwykły polifoniczny śpiew, który Bayaka uprawiają przynajmniej od 30 tys. lat, ale niewykluczone, że w ten sposób śpiewali nawet 150 tys. lat temu. Przypomnijmy, cywilizacja starożytnego Egiptu zrodziła się jakieś 5 tys. lat temu, a przecież uznajemy ją za bardzo starą!
Nie da się go śpiewać solo – by wybrzmiał, musi się połączyć wiele głosów, które dzielą się na dwie grupy: te płynące z głowy i te wydobywane z klatki piersiowej. Zachodzą na siebie od niskich do wysokich, przy czym każda osoba ma inną linię melodyczną.