Były sobie dwa koty, Pazur i Franek. Pazur był dostojny, szaro-brązowy, wyjątkowo pięknie pręgowany, a Franek był zwykłym rudzielcem. Koty mieszkały w Berlinie, w niewielkim apartamencie na Kreuzbergu. Mieszkało tam też dwoje ludzi – Ona i On. Ona przynosiła z miasta kocie jedzenie, a On był portrecistą kotów.
W apartamencie Pazura i Franka wisiało mnóstwo portretów. Największy był portret szarej kotki z białymi, pręgowanymi łatkami, o której Ona i On mówili Nieboszczka. „Przewieś Nieboszczkę”, „Czy odkurzyłaś Nieboszczkę?”, „Spójrz, Nieboszczka krzywo wisi” – mówili On lub Ona.
– Nigdy nie znałem Nieboszczki – nadmieniał wtedy Pazur.
– Nie jestem pewien, czy chciałbym ją poznać. Nie wygląda miło – dodawał Franek, który był łagodny i płochliwy.
*
I tak sobie żyli, aż któregoś dnia w mieszkaniu zaczęły dziać się przedziwne rzeczy. Gazety same sfruwały na podłogę i szusowały po niej, przewracały się kieliszki, na pościeli Jej i Jego pojawiały się zabłocone ślady kocich łap, sznury od lamp wysuwały się z kontaktów. A gdy na stole stał słoik z oliwkami, malutkie oliwki same wyskakiwały ze słoika, toczyły się po stole i spadały na podłogę.
– Koty stają się naprawdę nieznośne – mówił On.
– Sprzątam i sprzątam po nich. Mam już tego dość – mówiła Ona.
– Przecież to nie my! – wołał oburzony Franek.
Pazur nie komentował tych wydarzeń, aż pewnego dnia, gdy spadł z szafy wielki wazon i stłukł się na kawałeczki, powiedział:
– Wiesz, Franek, jestem zaniepokojony. Jak tak dalej pójdzie, On i Ona wyprowadzą się do innych kotów i zostaniemy sami. Będzie to dla nas wysoce kłopotliwe.
– Więc co mamy robić? – spytał Franek.
– Musimy się dowiedzieć, kto robi te psikusy – powiedział Pazur. – Usiądę i pomyślę, jak to zrobić.
*
Pazur myślał trzy dni, siedząc nieruchomo w wielkiej donicy na balkonie. Aż wreszcie zawołał:
– Mam! Złapałem!
– Co złapałeś? – zapytał Franek.
– Złapałem myśl – powiedział Pazur.
A myśl była taka:
Po pierwsze, że sprawcą tych bałaganów musi być jakiś obcy kot.
Po drugie, że jest to kot niewidzialny i bezwonny.
Po trzecie, że w nocy wszystkie koty są czarne.
– Co z tego, że w nocy wszystkie koty są czarne? – zapytał Franek.
– W nocy wszyscy się zobaczymy – odpowiedział enigmatycznie Pazur.
*
Wieczorem Pazur i Franek zastawili pułapkę. W najciemniejszym kąciku mieszkania, za starą komodą, położyli malutką, zieloną oliwkę i, dla pewności, kawałeczek tuńczyka z puszki. Potem zasiedli tuż obok i zastygli w oczekiwaniu.
Zapadła noc. Po pewnym czasie Ona i On poszli spać, gasząc najpierw wszystkie światła. Za komodą zrobiło się absolutnie ciemno. Pazur i Franek trwali nieruchomo.
Wreszcie nad ranem oliwka poruszyła się leciutko. Pazur i Franek ujrzeli obcego kota. Ponieważ było kompletnie ciemno, kot oczywiście był czarny. Ale był widoczny jak na dłoni!
Franek chciał wrzasnąć, ale Pazur syknął na niego i Franek nie wydał z siebie nawet miauknięcia.
– Widzę cię, kocie – powiedział powoli Pazur. – Jesteśmy we dwóch. Nie wymkniesz się nam.
– Nic mi nie zrobicie, czarnuchy – powiedział obcy kot. – Jestem kobietą, to znaczy kotką.
– A, przepraszam panią – powiedział Pazur. – Oczywiście, że nic pani nie zrobimy. Chcieliśmy tylko porozmawiać, nic więcej. Ale niech pani nie myśli, że jesteśmy czarnymi kotami. Jest noc i pani też jest czarnym kotem. Proszę, niech pani nie odchodzi. I proszę nie uciekać w niewidzialność. Teraz, jak już się spotkaliśmy…
W tym właśnie momencie zza domów po drugiej stronie ulicy wyszło poranne słońce, zajrzało przez okno do pokoju i przegnało ostatnie cienie nocy, nawet zza komody.
– Ach, to wy, Pazur i Franek – powiedziała obca kotka.
– To ona! To Nieboszczka! – wrzasnął Franek.
Bo to naprawdę była Nieboszczka, szara kocica z białymi, pręgowanymi łatami.
– Co? Jaka Nieboszczka? – prychnęła kotka i nastroszyła się groźnie.
– Nieboszczka z portretu w salonie – wyjaśnił Pazur.
– A, z portretu. To Ona to wymyśliła, to jej sprawka. Zawsze była zazdrosna. Jak tu mieszkałam, nazywałam się Kozia.
– Mieszkałaś tu? – spytał Rudy.
– Mieszkałam tu aż do mojej śmierci. On był moim mężem – powiedziała Nieboszczka z wyższością.
– Wstrętne – powiedział Franek, zanim Pazur pacnął go łapą.
– To była prawdziwa miłość. A miłość jest mocniejsza niż śmierć – wyjaśniła Nieboszczka sucho.
– A Ona? Sądziłem, że to Ona jest jego żoną – powiedział Pazur.
– To ja byłam jego żoną. Ale nie mogłam mu dać potomstwa. Przyjęliśmy ją, bo chcieliśmy mieć młode. No i urodziła młode. To ta młoda kobieta z długimi, czarnymi włosami, która tu czasem przychodzi. Jest świetnie wychowana, prawda? To moja zasługa – powiedziała Nieboszczka i podniosła ogon jak chorągiew.
– To już przesada – powiedział Franek.
– Cicho, nie gadaj tak dużo – zganił go Pazur.
– A teraz skąd się tu wzięłaś? Co tu robisz? – spytał Nieboszczki.
– Przecież mówiłam. Miłość jest mocniejsza niż śmierć. Martwiłam się tam o niego. Nikt teraz go nie czesze i plączą mu się myśli.
– O co ci chodzi? – spytał Franek.
– Zawsze go czesałam. Rano, wieczorem, czasem przez całą noc. Czesałam mu włosy i rozczesywałam myśli. Włosy i tak ma krótkie. Ale myśli, o nie! Strasznie długie i poplątane. Sam ich nie może zrozumieć. Jestem mu potrzebna. Zrozumiałam to, kiedy byłam tam. Musiałam wrócić.
– A tam. Głupie gadanie – prychnął Franek.
– Musiała, to musiała. A my musimy zawrzeć układ. Nie możesz bałaganić, bo to spada na nas. A jedzenie? Chyba nie musisz jeść, prawda? Ostatecznie jesteś nieboszczką – powiedział Pazur.
– Zawsze jadłam mało. Jak ptaszek. Najbardziej lubiłam oliwki, te małe, zielone. Ale jedna mi wystarczyła. Najpierw lubiłam ją troszkę przegonić, poturlać i dopiero wtedy zjeść. Pospolite koty łowią myszy. Ja jestem prawdziwą damą. Lubię rzeczy bardziej wyszukane. Do oliwek nawet teraz czuję słabość.
Tak powiedziała Nieboszczka i to, jak się wydaje, przypieczętowało układ pomiędzy kotami.
*
Od tej pory w apartamencie na Kreuzbergu mieszkały trzy koty – Pazur, Franek i Nieboszczka. Nieboszczka zachowywała się bardzo porządnie. Nocami czesała Jego włosy i myśli, ale On nigdy nikomu o tym nie powiedział.
Czasem, gdy Ona i On siedzieli przy obiedzie, na stół wskakiwał Franek, podchodził powoli do słoika z oliwkami i łapką wyławiał oliwkę. Oliwka turlała się po stole, spadała na podłogę i toczyła się pod łóżko lub za komodę, a Franek biegł za nią, udając, że łapie mysz.
– Kot, który lubi oliwki. Nigdy bym nie podejrzewała Franka, że taki z niego smakosz – mówiła Ona.
– To Nieboszczka lubiła oliwki, pamiętasz? Może stała się dybukiem i nawiedza Franka? – zastanawiał się On.
– Franek to prawdziwy smakosz! Franek uwielbia oliwki! – wykrzykiwał Pazur i wybuchał śmiechem, który w jego wykonaniu brzmiał jak głośne pomrukiwanie.
– Oliwki są ohydne! Przecież wiesz, że to dla Nieboszczki. Na drugi raz sam ukradniesz dla niej oliwkę – odgryzał się Franek.