
„Tylko mnie, proszę, spal”.
Tyle powiedziała mi matka, gdy spytałam, jaki chce mieć pogrzeb. Może jeszcze nie czas na tę rozmowę, może on nigdy nie nadejdzie. Chciałabym wiedzieć, chciałabym Cię odprowadzić godnie, Mamo, z poszanowaniem tego, co dla Ciebie ważne.
– A jaki ty chciałbyś mieć pogrzeb? – pytam Adama Struga, muzyka i poety, z którym robiliśmy wspólnie wydarzenie „Stypa. Rytuał utraty” w Muzeum Etnograficznym w Warszawie w czasie Festiwalu Gorzkie Żale w 2016 r.
– Najchętniej w ogóle nie miałbym pogrzebu, bo chciałbym żyć wiecznie. Ale skoro to niemożliwe, to „księdza do mnie nie wołajcie, niech nie czyni zbędnych szop” – odpowiada.
Nieżywy nie istnieje
Ceremonia pogrzebu, podobnie jak innych rytuałów przejścia, została w Polsce niemal całkowicie zaanektowana przez Kościół katolicki. Taki pogrzeb ma przynieść wierzącym pociechę duchową oraz wsparcie braci i sióstr w wierze, choć bywa nudnym obrządkiem wyklepywania formułek, w cenie około tysiąca złotych. Coraz częściej organizuje się pogrzeby świeckie, które prowadzi mistrz ceremonii, posługujący się własnym cennikiem. Ich celem jest godne pożegnanie zmarłego w duchu jego poglądów i jednocześnie uniknięcie skojarzeń z rytuałem religijnym.