Bojownik z doktoratem
Huey Percy Newton
Logo: drapieżnik szykujący się do skoku, image: czarne skórzane płaszcze, czarne berety na bujnym afro, na ramieniu broń. Czarne Pantery nie chciały być owieczkami, miały dość pokojowych działań Martina Luthera Kinga. Rasizm i brutalność służb wymagały bardziej zdecydowanych kroków.
Partia Czarnych Panter powstała w 1966 r. w Oakland w Kalifornii. Ojcami założycielami byli Bobby Seale (został przewodniczącym organizacji) i Huey Percy Newton (dostał „tekę” ministra obrony). Samoobrona była jednym z celów partii – skoro prawo pozwalało na noszenie broni, uzbrojone grupy Afroamerykanów zaczęły patrolować miasto. Liczył się pokaz siły. Ale największe znaczenie miał program wsparcia czarnej społeczności zdefiniowany w słynnych dziesięciu punktach. Pantery m.in. domagały się wolności, pracy, edukacji, zwolnienia Afroamerykanów ze służby wojskowej, powstrzymania brutalności policji. Organizowały banki żywności i odzieży, spółdzielnie mieszkaniowe, a także ustanowiły program „Bezpłatne śniadanie dla dzieci”.
Huey P. Newton sam dobrze wiedział, jak to jest być głodnym i prześladowanym. Urodził się w 1942 r. w Monroe w Luizjanie, parafii niechlubnie zapisanej w dziejach. W latach 1877–1950 zlinczowano tu 37 czarnoskórych. To dlatego 8-letni Huey wraz z rodziną przeniósł się do Oakland. Dorastając, wstydził się koloru skóry. A białe otoczenie robiło wiele, by ten wstyd w takich jak on podsycać. „W szkołach publicznych w Oakland nie miałem ani jednego nauczyciela, który nauczyłby mnie czegokolwiek związanego z moim własnym życiem lub doświadczeniem. Żaden nie obudził we mnie chęci, aby dowiedzieć się więcej, zadawać pytania lub zgłębiać świat literatury, nauki i historii. Jedyne, co robili, to okradali mnie z poczucia własnej wyjątkowości i wartości […]” – pisał Newton w swojej autobiografii Revolutionary Suicide. A jednak uczył się dalej – podczas studiów na University of California zaliczył obowiązkowe lektury rewolucjonisty – dzieła Marksa, Lenina, Mao Zedonga, Che Guevary, Malcolma X. W 1980 r. za pracę „Wojna przeciwko Panterom. Studium represji w Ameryce” uzyskał stopień doktora filozofii społecznej w Santa Cruz. Miał świadomość, jak ważna jest wiedza. W latach 60., rekrutując nowych członków Panter, przekonywał, że czarnoskórzy są prześladowani m.in. dlatego, że nie znają instytucji społecznych mogących działać na ich korzyść, nie znają swoich praw.
A prawa te były regularnie łamane. Kiedy we wrześniu 1968 r. szef FBI John Edgar Hoover nazwał Czarne Pantery największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego, celem władzy stało się osłabienie i dyskredytacja ruchu. FBI prowokowało strzelaniny z udziałem Panter, robiło bezprawne naloty na ich siedziby, miały miejsce nawet morderstwa członków partii. Sam Newton również był zamieszany w strzelaninę, w trakcie której zginął policjant. Początkowo został za to skazany na 15 lat więzienia, ostatecznie jednak Sąd Najwyższy Hrabstwa Alameda oddalił zarzuty. Jeszcze zanim do tego doszło, Pantery – wspierane przez białą Partię Pokoju i Wolności – rozpoczęły wielką kampanię „Free Huey!”. W 1970 r. uwolniony Newton poleciał do wymarzonej Chińskiej Republiki Ludowej, gdzie entuzjastycznie witały go tłumy machające „Czerwoną książeczką” Mao. Do spotkania z Przewodniczącym jednak nie doszło.
W tym czasie wśród Panter panował już rozłam. Po zabójstwie Martina Luthera Kinga w 1968 r. część działaczy, z Eldridge’em Cleaverem na czele, chciała zbrojnej reakcji na zamach, część wolała skupić się na działaniach społecznych. Newton reprezentował tę drugą opcję, media z lubością opisywały jego konflikt z liderem radykałów. Stopniowo jednak pogrążał się w mroku – uzależnienie od narkotyków, napady agresji, groźby, handel narkotykami. W 1982 r. rozwiązał partię po tym, jak został oskarżony o sprzeniewierzenie 600 tys. dolarów z państwowej pomocy przeznaczonych na szkołę założoną przez Pantery w Oakland. Przyznał się do przywłaszczenia 15 tys., za co na pół roku trafił do więzienia.
Zginął na ulicy. 22 sierpnia 1989 r. zastrzelił go członek radykalnej Rodziny Czarnej Partyzantki, uznając, że Huey porzucił uwięzionych współbraci. Umierając, Newton miał wykrzyczeć: „Możesz zabić moje ciało, ale nie zabijesz mojej duszy. Ona będzie żyć wiecznie!”.
Miał rację. Postać kontrowersyjnego współzałożyciela wielkiego ruchu przetrwała jako symbol walki o równouprawnienie Afroamerykanów, żyje w dziesiątkach utworów. Rapowali o nim m.in. Tupac Shakur i Kendrick Lamar.
Emancypantka
Emily Davison
Na jednym ze zdjęć wygląda bardzo nobliwie: starannie ułożone włosy, kapelusz i zgodna z ówczesną modą suknia wysoko zapięta pod szyją. Nieco frywolności dodaje tylko puchate boa z piór. Ale zdziwiłby się ten, kto dałby się zwieść pozorom. Prawdziwy charakter Emily Davison oddaje inna fotografia: toga, biret i to dumne, skierowane z góry spojrzenie. Żadnego uśmiechu, żadnego wdzięczenia się. Sufrażystka nie zabiega o tani poklask.
Urodziła się 11 października 1872 r. w Londynie. Uczyła się w Royal Holloway College, potem w St. Hugh’s Hall College w Oksfordzie studiowała literaturę. Egzaminy końcowe zdała celująco, ale w tamtym czasie Oksford nie przyznawał kobietom stopni naukowych. Przez kilka następnych lat nauczała, w końcu uzyskała również stopień University of London.
Cóż z tego, skoro kobiety w Wielkiej Brytanii nie miały wtedy praw wyborczych. W 1903 r. matka i córka – Emmeline i Christabel Pankhurst – założyły Kobiecy Związek Społeczno-Polityczny (WSPU – Women’s Social and Political Union). Davison wstąpiła do niego trzy lata później. Jednocześnie uczyła w szkole i w Robotniczym Stowarzyszeniu Edukacyjnym. Ale to walka o prawo do głosowania stała się jej główną misją. Sprawa wymagała radykalnych praktyk: rzucania kamieniami, podpaleń (np. skrzynek pocztowych), strajków głodowych. Za swoją działalność Emily była aresztowana dziewięć razy. Strajk głodowy prowadziła siedmiokrotnie. Ta forma protestu początkowo kończyła się wcześniejszym zwolnieniem – władze nie chciały ponosić odpowiedzialności za śmierć więźniów. Później jednak wprowadzono odżywianie przymusowe. Aresztowana jesienią 1909 r. Emily próbowała tego uniknąć, zabarykadowała się więc w swojej celi. Wtedy strażnicy zalali pomieszczenie wodą. Rok później znów trafiła za kratki – tym razem za wybicie szyb w Izbie Gmin; dwa lata później znalazła się w więzieniu za napad na człowieka, którego przez pomyłkę wzięła za Davida Lloyda George’a, ówczesnego ministra skarbu.
Przymusowe odżywianie było brutalną torturą powszechnie stosowaną wobec aresztowanych sufrażystek. Davison uznała, że władzę może powstrzymać tylko ofiara z ludzkiego życia. W areszcie próbowała więc rzucić się ze schodów, co skończyło się tylko potłuczeniem.
Śmierć emancypantki nadeszła niedługo później. 4 czerwca 1913 r. podczas wyścigów konnych Derby w Epsom Emily wbiegła pod konia należącego do króla Jerzego V (na koniu jechał nie król, ale dżokej Herbert Jones). W dłoniach trzymała transparent WSPU. Rozpędzony koń gwałtownie zderzył się z kobietą, ta nie odzyskała już przytomności. Zmarła cztery dni później.
Co do motywów Emily opinie są podzielone. Niektórzy widzą w jej desperackim akcie samobójstwo, inni sądzą, że aktywistka chciała tylko przebiec w poprzek trasy wyścigu lub przywiązać flagę WSPU do konia. Rzeczywiście mogło tak być – przy jej ciele znaleziono bilet powrotny do domu.
Pogrzeb Davison stał się wielką manifestacją kobiet walczących o prawa wyborcze. Wzięło w nim udział 5 tys. sufrażystek oraz ich zwolenników. Davison stała się dla nich bohaterką, męczennicą ruchu. Pochowano ją wraz z flagą sufrażystek w Northumberland. Napis na nagrobku streszcza całe jej życie: Deeds not words (Czyny, nie słowa).
Pięć lat później, w 1918 r. Wielka Brytania wprowadziła częściowe prawa wyborcze dla kobiet – całkowite uzyskały w 1928 r.
Człowiek, który przyniósł Wiosnę
Aleksandr Bialacki
W 2012 r. Aleksandr Bialacki, białoruski aktywista, szef Centrum Praw Człowieka „Wiosna”, był głównym bohaterem 13. edycji Maratonu Pisania Listów Amnesty International. W całej Polsce najwięcej osób napisało w jego sprawie. W Gdańsku powstał nawet mural wzywający do uwolnienia go. W tym czasie Aleś Bialacki przebywał w kolonii karnej w Bobrujsku. Zgodnie z wyrokiem miał tam spędzić cztery i pół roku. Dodatkowo sąd nakazał mu zapłacić państwu 757,5 mln rubli białoruskich (około 90 tys. dolarów). Bialacki miał zataić dochody i nie płacić podatków od ponad 560 tys. euro przekazanych na jego konta bankowe w Polsce i na Litwie. Działacz nie przyznał się do winy. Tłumaczył, że wpływy na zagraniczne konta to nie jego dochód, lecz wsparcie międzynarodowych fundacji na rzecz obrony praw człowieka.
Polska Prokuratura Generalna miała niechlubny udział w aresztowaniu Bialackiego – podobnie jak litewskie Ministerstwo Sprawiedliwości przekazała władzom Białorusi informacje o kontach. Przeprosiny ówczesnego szefa MSZ Radka Sikorskiego nie zmieniły sytuacji – kolonia o zaostrzonym rygorze stała się codziennością Alesia na prawie trzy lata. Izolację (inni więźniowie nie mogli z nim rozmawiać) i żelazną dyscyplinę pomagały mu przetrwać listy z wyrazami poparcia napływające z całego świata, w tym z Polski. „Trzymaj się”, „Bądź mocny” – czytał w nich Aleś. W sumie dostał ponad 40 tys. przesyłek. Równolegle do prezydenta Łukaszenki szły petycje o uwolnienie Bialackiego. Zabiegały o to UE i organizacje wspierające swobody obywatelskie, w tym Amnesty International. Akcje przyniosły skutek. W czerwcu 2014 r. białoruski działacz został przedterminowo zwolniony. A w grudniu 2015 r. sam brał udział w Maratonie Pisania Listów zorganizowanym w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku.
Bialacki (rocznik 1962) już jako nastolatek zapowiadał się na opozycjonistę. W czasie studiów (filologia białoruska i rosyjska na uniwersytecie w Homlu) głośno posługiwał się językiem białoruskim, co nawet dziś traktowane jest jako antypaństwowa demonstracja. Drukował ulotki nawołujące do niepodległości Białorusi. Po studiach zatrudnił się jako nauczyciel, był też pracownikiem naukowym Muzeum Historii Literatury Białoruskiej. Od 1988 r. angażował się w działalność Białoruskiego Frontu Ludowego „Odrodzenie”. Najbardziej znany jest jednak z pracy w Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiosna” utworzonym w 1996 r. Organizacja wsparła prawnie i materialnie tysiące osób szykanowanych przez rząd Łukaszenki.
Władza białoruska wielokrotnie prześladowała Aleksandra Bialackiego. Natomiast świat zachodni dwukrotnie nominował go do Pokojowej Nagrody Nobla.
Dziewczynka od edukacji
Malala Yousafzai
Miała zaledwie 15 lat, gdy wracając autobusem ze szkoły, została zaatakowana przez talibów. Był 9 października 2012 r., zamachowcy postrzelili dziewczynę w szyję i głowę (kula przeszła tuż obok mózgu). Zranili też jej dwie koleżanki. Czym Malala Yousafzai naraziła się ekstremistom? Tym, że chciała się uczyć. I chciała, by uczyły się wszystkie pakistańskie dziewczynki. To się nie mogło podobać islamskim fanatykom z doliny Swat, gdzie urodziła się i mieszkała Malala. Zwłaszcza że nastolatka (pod pseudonimem Gul Makai) od 2009 r. pisała o tym na swoim blogu. Opowiadała, że coraz trudniej chodzić jej na lekcje, że talibowie po wprowadzeniu zakazu edukacji dziewcząt zamykają szkoły. Domagała się prawa do nauki i decydowania o własnej przyszłości. To wystarczyło, by stała się ich wrogiem. Talibowie oskarżyli dziewczynę o szerzenie zachodniego stylu życia i nieprzyzwoite zachowanie. Na krótko dopięli swego – po ataku Malala wyjechała z Pakistanu do Anglii. Rozległe rany wymagały intensywnego leczenia i rehabilitacji. Po dojściu do zdrowia aktywistka pozostała w Wielkiej Brytanii.
Jednak przypadek Malali i kwestia edukacji dziewcząt stały się głośne na całym świecie. Odwagę Pakistanki doceniły liczne gremia – nagrodził ją Harvard University, Parlament Europejski przyznał jej Nagrodę Sacharowa za walkę o prawa człowieka. Ale najważniejsze wyróżnienie przyszło w 2014 r., niemal dokładnie dwa lata po ataku ekstremistów. Malala Yousafzai została najmłodszą laureatką Pokojowej Nagrody Nobla. W wywiadach mówi, że kiedy przemawiała w ONZ, nie czuła wielkiej tremy. Miała poczucie, że jest głosem wszystkich dzieci pozbawionych możliwości nauki. Apelowała do dorosłych – przywódców, nauczycieli, rodziców – żeby to się zmieniło. Podkreśla, że do nauki szczególnie zachęcał ją ojciec. Wierzył w równouprawnienie kobiet. Wbrew temu, co znaczy imię córki („pogrążona w smutku”), powtarzał, że Malala będzie wolna jak ptak.
Noblistka konsekwentnie się uczy. W Birmingham zdała maturę, studiuje na Oksfordzie. Działa w globalnej kampanii na rzecz edukacji dziewcząt. Jest współzałożycielką Fundacji Malali. O swoim życiu napisała książkę dla dzieci pt. Malala i jej czarodziejski ołówek (polskie tłumaczenie publikacji ukazało się w 2018 r.). Pisze w niej m.in.: „Jedno dziecko, jeden nauczyciel, jedna książka i jedno pióro mogą zmienić świat”. Trudno o lepszy moment, by się nią zainspirować.