Nomadzi trzeciego milenium
i
zdjęcie: Fabian/Unsplash
Opowieści

Nomadzi trzeciego milenium

Rozmowa z Jessicą Bruder
Agnieszka Fiedorowicz
Czyta się 14 minut

Bohaterowie Nomadland. W drodze za pracą to najnowsze plemię koczowników w Ameryce. Ci wędrowcy – jak wcześniejsze generacje wagabundów, obwoźnych sprzedawców i ludzi do wynajęcia – są zawsze w drodze. Nie mają tradycyjnych domów, żyją na kółkach. Ich losy stały się symbolem upadku amerykańskiego snu. Z Jessicą Bruder, autorką reportażu, na podstawie którego powstał film nagrodzony trzema Oscarami, i to w najważniejszych kategoriach, rozmawia Agnieszka Fiedorowicz.

Agnieszka Fiedorowicz: Cytowane w Nomadland ogłoszenia o pracy dla nomadów często wyglądają jak oferta płatnych wakacji w raju, np. „Ciesz się pięknem przyrody i zarabiaj!”. „Emerytura nigdy wcześniej nie sprawiała ci tyle frajdy” – kusi American Land & Lei­sure, firma zatrudniająca obsługę kempingów. „Naszych pracowników czeka czysta radość z obserwowania tego, jak codziennie spełniają się dziecięce marzenia” – czytamy w ofercie parku rozrywki. I wisienka na torcie, czyli hasło motywacyjne Amazona: „Pracuj ciężko. Baw się. Twórz historię”.

Jessica Bruder: Cieszę się, że też dostrzegłaś absurd tych ogłoszeń. Cóż, nie sądzę, by można się było „bawić”, przemierzając codziennie kilometry w magazynach Amazona. A praca w parkach narodowych to nie tylko podziwianie przyrody, lecz także niańczenie pijanych letników oraz czyszczenie zabrudzonych przez nich toalet. Tak naprawdę cały czas masz coś do zrobienia, bo poza płatnymi godzinami również w nocy musisz zameldować nowych gości albo uciszyć tych hałasujących… A jako premię dostajesz urazów typu przepuklina, uszkodzenie kręgosłupa czy nawet złamane żebro. To dla mnie nie brzmi jak „frajda”, zwłaszcza kiedy masz ponad 60 lat.

Dlaczego bohaterowie Nomadland podejmują się więc takich prac?

W większości przypadków po prostu nie mają wyboru. Emerytura nie wystarcza im na życie, a przede wszystkim na opłacenie czynszu.

Jedna z bohaterek Twojego reportażu, Linda May, to ucieleśnienie tzw. amerykańskiego snu. Mimo że wychowała się w rodzinie dysfunkcyjnej, miała ojca alkoholika, który bił jej matkę, stanęła na nogi, zrobiła dyplom z budownictwa, a potem przez wiele lat prowadziła własną firmę. W książce opisałaś także oceanografa, byłego dyrektora artystycznego agencji reklamowej i maklera, czyli typowych przedstawicieli klasy średniej, którzy przez całe życie ciężko pracowali…

…i którym wcześniej nawet przez myśl nie przeszło, że emeryturę będ

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Pątniczka Pokoju
i
ilustracja: Cyryl Lechowicz
Marzenia o lepszym świecie

Pątniczka Pokoju

Ewa Pluta

Mildred Norman wierzyła, że ludzie są dobrzy, tylko czasem potrzebują małej inspiracji do działania. Aby im ją dać, ruszyła w drogę. Dosłownie.

Noworoczny poranek, 1953 r. W Pa­sadenie rozpoczęła się coroczna Parada Róż. Ulicami sunęły ukwiecone platformy, bajeczne karoce, luksusowe porsche – wszystkie opatrzone bynajmniej nie dyskretnymi nazwami lokalnych firm. Powiewały amerykańskie flagi – każda wielkości prześcieradła – tańczyły skąpo ubrane cheerleaderki, tłum się cieszył i wiwatował. Na archiwalnym filmie widać gigantyczną dynię z wydrążonymi ustami, nosem i oczami, z których machają rozbawieni ludzie. Dynia kroczy dziarsko, wypełnia cały kadr. Jak w karnawale: nadmiar form i kolorów, przesada, widowiskowy zbytek.

Czytaj dalej